Dlatego zgadzam się z protestującymi lekarzami rezydentami, że nasza służba zdrowia potrzebuje uzdrowienia (temat w rozmowie z ekspertem ds. ochrony zdrowia Krzysztofem Krajewskim-Siudą rozwija na s. 18 Marek Dłużniewski). Wątpliwości budzi jedynie forma protestu. Jasne – setka pacjentów podczas dyżuru, dziesiątki nieprzespanych godzin i konieczność pracy w kilku szpitalach, bo lekarzy w Polsce jest za mało – to wszystko nie sprzyja komfortowi pracy człowieka, który w swoich rękach ma zdrowie, a czasami nawet życie innych. Ale strajk głodowy to broń najcięższego kalibru, a jej użycie nie sprzyja osiągnięciu porozumienia.
W tym kontekście nie dziwię się, że protestujący lekarze znaleźli się pod ostrzałem wspierającej rząd telewizji publicznej. Ale pewne granice zostały przez TVP przekroczone. Sonda uliczna z pytaniami „Czy lekarze w Polsce klepią biedę?” i „Czy zna pan/pani jakiegoś biednego lekarza?” to chwyt poniżej pasa – zwłaszcza w kontekście wynagrodzeń, którymi „chwalą się” protestujący lekarze. Co gorsza, ten scenariusz się powtarza. Od kilku miesięcy na cenzurowanym byli sędziowie, teraz lekarze, kto następny? Pewnie sondy z pytaniem „Czy zna pan/pani jakiegoś biednego księdza?” albo „Czy Kościół nie dostaje zbyt wiele pieniędzy od państwa?” w tym politycznym układzie na antenie TVP nie zobaczmy (co oczywiście też byłoby manipulacją), ale przecież żadna ziemska władza nie trwa wiecznie…
Wypuścić dżina z butelki jest łatwo, zdecydowanie trudniej uspokoić później rozgrzane głowy. Można obwieszczać, że czasy sędziów z nadzwyczajnej kasty ludzi, którzy kradli ubrania i pendrive’y już się skończyły. Można udowadniać, że postulaty młodych lekarzy dotyczące podwyżek to zwykła pazerność, bo portale społecznościowe pękają w szwach od ich zdjęć z egzotycznych wycieczek. Ale napuszczając ludzi na siebie, niczego się nie naprawi. W ten sposób można wyrządzić tylko więcej szkód.