Szybko media, które nie są zbyt przyjazne ani prawicy, ani Kościołowi, zaczęły snuć wizję konfliktu pomiędzy partią rządzącą a hierarchami. I każdą kolejną publiczną wypowiedź biskupów prześwietlały właśnie pod tym kątem.
W efekcie część prawicowych komentatorów zaczęło krytykować... Kościół, sugerując, że sieje on zgorszenie. Rozumowanie tych „przyjaciół” Kościoła było takie: w Polsce większość ludzi, którzy regularnie chodzą do Kościoła, to sympatycy prawicy. Wypowiadając się w sposób zdystansowany do PiS, biskupi uderzają we własną społeczną bazę i sieją w niej zamęt i konfuzję. Ale też pojawił się inny, bardziej radykalny, sposób argumentacji: skoro w Polsce trwa poważny spór polityczny, który jest nieomal sporem dobra ze złem, spór wywołany faktem, że do władzy doszli dobrzy, a źli usiłują rozpętać nad Wisłą piekło, by im tę władzę odebrać, Kościół więc nie może się dystansować od tego, co robi PiS, bo wtedy po prostu staje po stronie złych. W myśl tej logiki rolą Kościoła jest wspieranie „dobrych” bez względu na to, co robią, bo jak nie, to będzie oznaczało, że stają po stronie „złych”.
Muszę przyznać, że to logika nie tylko wysoce pokrętna, ale w dodatku mająca coś z bałwochwalstwa. Takie myślenie części prawicowych komentatorów wynika bowiem z niezrozumienia misji Kościoła – no cóż, ludzką sprawą jest się mylić – ale niekiedy też widać w tym chęć zaprzęgnięcia Kościoła do bieżących politycznych wojen, na co nie może być zgody.
Kościół ma głosić nawrócenie i dbać o zbawienie wszystkich wiernych, bez względu na to, na jaką partię głosują, czy jakich dokonują wyborów politycznych. Katolicki znaczy przecież powszechny, a nie podzielony na takie czy inne partie. W dodatku katolicka nauka społeczna definiuje pokój społeczny jako jeden z celów doczesnej polityki. Tymczasem wiele działań obecnie rządzących, nawet jeśli idzie w dobrym kierunku, okupionych jest ciężkim konfliktem politycznym. I nie można o niego oskarżać wyłącznie przeciwników politycznych. Nikt nie zmuszał liderów PiS do nazywania przeciwników zdrajcami, kanaliami, mordercami czy złodziejami. Nawet najszczytniejsze cele polityczne nie uświęcają środków, czyli ostrego i rujnującego dla wspólnoty podziału.
Rolą Kościoła hierarchicznego nie jest wskazywanie na kogo głosować. Kościół głosi swe niezmienne nauczanie dotyczące spraw podstawowych, przypomina więc o konieczności ochrony życia, wspierania przez państwo rodziny itp. Ale jeśli poziom społecznych niepokojów osiąga pewien poziom, biskupi mają prawo napomnieć wszystkich aktorów na scenie politycznej, że to szkodliwe działanie. Bez względu na to, komu się te wypowiedzi będą podobały, a komu nie.