Kluczem w tym rozróżnieniu jest zrozumienie, że podstawą efektywnej nauki jest systematyczność i samodyscyplina. To podobnie jak z dietą – wszelkie obietnice: „Jedz, co chcesz i chudnij bez ćwiczeń” to zwyczajna bajeczka. Nic co wartościowe nie przychodzi bez wysiłku. Nieco inaczej mówią niektóre popularne teorie.
Mit stylów uczenia się
Gdy prowadzę warsztaty efektywnego uczenia się dla młodzieży, podstawowe pytanie, które zawsze pada, brzmi: „Jak mam się uczyć, skoro jestem słuchowcem?”. Związane to jest z teorią, mówiącą o trzech podstawowych stylach uczenia się. Według niej istnieją wzrokowcy, którzy uczą się przez czytanie i patrzenie, słuchowcy uczący się przez słuchanie i mówienie oraz kinestetycy, uczący się przez dotyk i działanie (czasem rozdziela się kinestetyków i dotykowców).
Według tej teorii człowiek uczy się najefektywniej, jeśli style nauczyciela i ucznia są ze sobą zbieżne.
Problem polega na tym, że jest to zgrabna, nośna koncepcja, niemająca poparcia w badaniach naukowych. A te dają jednoznaczne wyniki: najefektywniejsza nauka treści akademickich polega na wielokrotnym przetwarzaniu materiału na różne sposoby. Uczeń musi słuchać nauczyciela, robić notatki z jego wypowiedzi, postudiować podręcznik i też zrobić z niego notatki, uczyć się i powtarzać z pamięci wyuczony materiał, rozwiązać praktyczne problemy związane z tematem (zadania, studia przypadków), a najlepiej gdyby na koniec sam wcielił się w rolę nauczyciela, tłumacząc komuś studiowane zagadnienie (tak czy inaczej musi to zrobić na egzaminie, sprawdzianie). Z kolei sam mit efektywności uczenia się zgodnie ze swym „preferowanym stylem” został obalony już w 2009 r. przez prof. Hala Pashlera, który przeprowadził dogłębne badania tematu.
Zadziwiające jest też, jak wiele osób uważa się za słuchowców (mimo że według samych twórców koncepcji większość ludzi to wzrokowcy). W praktyce taka autodiagnoza z reguły związana jest z deficytami. Na przykład ktoś nie potrafi zrobić dobrych notatek, więc szybko stwierdza: „to dlatego, że jestem słuchowcem, robienie notatek mi przeszkadza w nauce, ja po prostu muszę dużo słuchać”. To samo będzie utrzymywać osoba mająca dysleksję lub ogólnie problemy z czytaniem ze zrozumieniem.
Pamiętajmy też, że efektywność metod zależy od przedmiotu nauki. Nie uda nam się nauczyć gry w piłkę przez samo oglądanie meczów. Nie uda się nauczyć rysowania, słuchając wyłącznie wykładów na ten temat.
Dlatego lepszym rozwiązaniem jest sprawdzenie, który z elementów efektywnej nauki – czytanie ze zrozumieniem, robienie notatek, powtarzanie, tłumaczenie innym zdobytej wiedzy – przychodzi nam z największą trudnością i praca nad likwidacją deficytów zamiast szukanie cudownych metod uczenia się bez wysiłku.
Mit „szybkiej nauki”
Z reguły młodzież szuka trików sprawiających, że opanują materiał… nie ucząc się. Dlatego ogromną popularnością cieszą się metody szybkiego zapamiętywania, czytania itp. Popularne jest wszystko, co obiecuje: „bez większego wysiłku, błyskawicznie opanujesz materiał”.
Badania naukowe znów są bezlitosne. Nauka jest procesem wymagającym systematyczności i dyscypliny. Szczegółowo opisuje to dr Andreatta Britt, specjalizująca się w tej tematyce. Dr Britt wykazuje, że aby efektywnie nauczyć się czegoś, musimy to powtórzyć kilkakrotnie, aktywnie, w sesjach nauki rozłożonych na kilka dni. Dzieje się tak między innymi dlatego, że ważną rolę w utrwalaniu wiadomości odgrywa sen. Co więcej – nauka nie może polegać na kilkakrotnym czytaniu książki lub notatek czy odsłuchaniu nagrań. Powtórki muszą być aktywne: powinniśmy „z głowy” spisać to, co pamiętamy (lub to opowiedzieć), a dopiero potem sprawdzić, co pominęliśmy i to po raz kolejny powtórzyć z pamięci. Można też przygotować fiszki, zapisując z jednej strony kartki pytania związane z tematem, z drugiej odpowiedzi i przy powtórkach odpowiadać na pytania z pamięci (sprawdzając potem poprawność). To nie jest coś, co przychodzi błyskawicznie, bez wysiłku. To wymaga czasu. Nie ma dróg na skróty.
Dlatego lepsze od poszukiwania trików błyskawicznej nauki jest wyrobienie w sobie nawyku nauki systematycznej.
Mit nauki przez działanie
Kilkakrotnie wspominałam o aktywnym uczeniu się. Często rozumie się przez to samodzielne przekopywanie się przez materiał. Na przykład oglądanie filmów, odwiedzenie muzeum, przegląd stron internetowych i książek związanych z tematem. Opiera się to na założeniu, że jeśli samodzielnie odkrywam różne rzeczy, uczę się efektywniej niż w sytuacji, gdy ktoś mi je wyjaśnia w sposób uporządkowany. Czasem mit ten jest przekazywany w formie: „dzieci są z natury małymi naukowcami, jeśli pozostawimy im możliwość swobodnego poznawania tematu, nauczą się więcej niż z podręcznika”. Określa się to mianem „nauki przez odkrywanie” (discovery learning).
Problem polega na tym, że jak wykazują autorzy książki Miejskie legendy dotyczące nauki i edukacji (De Bruyckere, Kirschner, Hulshof, Urban Myths about Learning and Education, 2015), aby potrafić się efektywnie uczyć z chaotycznego materiału, konieczne jest opanowanie metod nauki. Obejmuje to umiejętności: analizy informacji, oceny ich wiarygodności i spójności logicznej, robienia notatek, tworzenia syntezy, systematyczności itp.
Co więcej: „nauka przez odkrywanie” ignoruje fakt, że uczymy się, „nadbudowując” wiedzę na już wcześniej posiadaną. Jeśli chcemy opanować na przykład całki, musimy znać podstawowe działania matematyczne, jak dodawanie i mnożenie. Oznacza to, że nauka przez działanie jest dobra dla osób, które po pierwsze posiadają już całkiem sporą wiedzę w danej tematyce, po drugie znają metody efektywnej nauki. Inaczej zagubimy się na poziomie podstawowych pojęć.
De Bruyckere i współautorzy udowadniają, że choć nauka przez działanie jest atrakcyjna, ma niższą efektywność niż nauka pod okiem profesjonalisty prowadzącego ucznia przez kolejne poziomy zaawansowania. Dlatego aktywna nauka (np. tłumaczenie materiału drugiej osobie czy rozwiązywanie zadań), powinna być ukoronowaniem procesu. Gdy znamy podstawy – utrwalamy je w aktywny sposób.