O reformie, którą właśnie wprowadza się do szkół, dużo mówi się w sensacyjnej formie. Słyszymy w mediach o mocnym sprzeciwie władz Związku Nauczycielstwa Polskiego i o dziesiątkach obaw, łącznie z tymi – że mimo zapewnień rządu – dojdzie do masowych zwolnień nauczycieli. Spotykamy znajomych, utyskujących na reformę nie z powodów merytorycznych, lecz dlatego, że cenią sobie stabilizację i źle znoszą życiowe zmiany. Jaka jest rzeczywistość? Przyjrzeliśmy się, jak radzą sobie z wdrażaniem reformy dyrektorzy i nauczyciele konkretnych szkół.
Nauczyciele na start
Marta Bodziony, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1 w Bogatyni, traktuje reformę przede wszystkim jako wyzwanie. – W tej chwili szkoda czasu i energii na roztrząsanie, czy była zasadna. Ona jest faktem: co oznacza, że ten czas i energię mogę spożytkować na to, by zmiany w mojej szkole przebiegały płynnie, a dzieci – które w tej reformie są przecież najważniejsze – czuły się bezpiecznie – mówi.
– Jesteśmy w okresie przejściowym, w którym należy spodziewać się także zaskakujących sytuacji – Janusz Wolniak, przedstawiciel oświatowych związków zawodowych z 18-letnim doświadczeniem i nauczyciel języka polskiego, podsumowuje reformę w gminie Wrocław. – Nauczyciele dostali przydziały do szkół pod koniec roku szkolnego. Od tygodnia są do dyspozycji dyrekcji, a dopiero teraz przetestują, na ile plany lekcji są dostosowane do nowych realiów. To oznacza, że w najbliższym czasie możemy wprowadzić wiele praktycznych i służących rozwiązań. – Jako mamie podoba mi się to, że dwójka moich dzieci zostanie dłużej w szkole podstawowej, z której jestem zadowolona – wyjaśnia Małgorzata Łuczak, polonistka z gimnazjum Zespołu Państwowych Placówek Plastycznych w Opolu. – Jako nauczyciel uważam, że wprowadzanie kolejnej reformy w ciągu ostatnich kilku lat – w momencie gdy nie dopracowaliśmy jeszcze ostatnio wprowadzanej nowej matury – nie jest dobrym pomysłem. Pomijając kwestię, czy zgromadzenie w gimnazjum młodzieży w przełomowym wieku było dobre, częste zmiany w oświacie powodują brak poczucia stabilności, a co za tym idzie – niższe poczucie bezpieczeństwa i komfort nauki.
Na dwie szkoły
Reforma dla dyrektorów i nauczycieli oznacza przede wszystkim wyzwanie organizacyjnie. Wielu nauczycieli gimnazjalnych już od tego roku będzie uzupełniać etat w szkołach podstawowych. Niektórzy, np. we Wrocławiu, rezygnują z takich możliwości, zatrudniając się na wolny etat w innej szkole. – U mnie w szkole etaty uzupełnia sześciu nauczycieli – mówi Marta Bodziony. – Niestety, muszą przemieszczać się między placówkami. Dobre jest natomiast to, że gmina zabezpieczyła w tym roku pracę każdemu nauczycielowi, który mógł ją podjąć.
Szkoły podstawowe stanęły przed wyzwaniem znalezienia nauczycieli przedmiotowych, np. do wprowadzonej w tym roku po raz pierwszy fizyki i chemii. – Aby temu sprostać, wiele z nich będzie sukcesywnie posiłkować się nauczycielami kierunkowymi z gimnazjów – wyjaśnia dyrektor z Bogatyni. – Zmiany w gimnazjum i rozwiązania, jakie daje podstawówka, zazębiają się. Biologów czy geografów, którzy z gimnazjów trafią do młodszych klas, czeka niewielka trudność: przekazywania treści przedmiotu językiem dostosowanym do młodszego niż do tej pory odbiorcy.
Donata Solecka, dyrektorka Szkoły Podstawowej im. Mikołaja Kopernika z Prochowic, w związku z wprowadzaniem do szkół podstawowych nowych przedmiotów stanęła przed szczególnym wyzwaniem. To mała miejscowość, do której nikt nie zgodzi się dojeżdżać na dwie godziny tygodniowo. Pani dyrektor znalazła rozwiązanie, prosząc mieszkających w pobliżu emerytowanych nauczycieli. Z czasem, gdy godzin będzie coraz więcej – wyśle swojego pracującego na etacie nauczyciela na odpowiedni kurs.
Jesteśmy dla człowieka
Wędrowanie pomiędzy dwoma szkołami na pewno nie jest dla nauczycieli komfortowe. W różnych szkołach pojawiają się jego różne odmiany: np. w niektórych podstawówkach nowo utworzone siódme klasy umieszczono w innym budynku (np. wygaszanego gimnazjum).
To nie jest luksusowe rozwiązanie, lecz kosztów nie da się uniknąć. W takiej sytuacji trudno ułożyć tak dobry plan, by uniknąć spóźnień. – W szkole plastycznej wielu nauczycieli ma na tyle mało godzin, że dzieli je między różne szkoły – Małgorzata Łuczak mówi o specyficznej sytuacji. Obawia się, że teraz jeszcze więcej pedagogów utraci więź z placówką. – Siłą rzeczy są mniej związani ze szkołą, nie biorą wychowawstwa, nie jeżdżą z nami na wycieczki. Dlatego potrzebny jest nam mocny trzon nauczycieli, którzy oprócz wiedzy i umiejętności będą kształtować wychowawczo młodych ludzi, prowadzić spotkania popołudniowe, wywiadówki.
Nauczycielka podkreśla, że powołanie pedagoga to oprócz, skądinąd ważnych pieniędzy, także serce. Ważne, by nadal – biegając pomiędzy budynkami – kierowali uważność na człowieka, którego uczą.
Dobra zmiana
Sytuacje wokół reformy bywają wykorzystywane do nadużyć. Zdarza się, że władze zmuszają rodziców do przeniesienia dzieci do innej szkoły lub rotują zgodnie z własnymi korzyściami kadrę pozanauczycielską. – We Wrocławiu – jak zapewnia Janusz Wolniak – to zjawiska rzadkie i wyprowadzanie przez niektóre środowiska uogólnień, że skoro dochodzi do nieuczciwości, to reforma jest zła – jest sporą przesadą.
Przykładem, że nawet najtrudniejsze sytuacje można rozwiązać jest Szkoła Podstawowa nr 1 i Gimnazjum nr 1 w Bogatyni. – W nowo powstałej podstawówce (w wygaszanym gimnazjum) ogłoszony został wolny nabór do klasy czwartej – mówi Marta Bodziorny. – Każdy rodzic mógł sam zdecydować, gdzie w kolejnym roku szkolnym jego dziecko będzie kontynuowało swą edukację. Nie było przymusu, a raczej dialog i przedstawianie oferty każdej z placówek. W efekcie zgłosiło się na tyle dużo uczniów, że można było utworzyć kilkunastoosobową klasę czwartą w wygaszanym gimnazjum. Oprócz tego szeregi nowej podstawówki zasiliły klasy siódme oraz pierwszoklasiści rekrutowani z nowych obwodów poszczególnych szkół.
W innych miejscowościach takie rozwiązania przeprowadzano przymusowo – co generowało złość, żal i negatywne opinie o reformie. Tu – ludzie są ze zmian zadowoleni.
Droga do matury
W jaki sposób reforma obciąża dyrektorów i nauczycieli? – Ja także doświadczam niepokoju, ponieważ moje godziny pracy sukcesywnie będą się kurczyć – mówi Małgorzata Łuczak. – Mam świadomość, że czuje to każdy, kto zmienia pracę po 12 latach, i staram się podejść do tego w sposób racjonalny. auczyciele podstawówek przez najbliższe lata będą przygotowywać się równocześnie według starej i nowej podstawy programowej, poznawać nową siatkę godzin. Małgorzata Łuczak z ciekawością czeka na podstawy programowe dla uczniów, którzy w przyszłości będą zdawać nową maturę. Chciałaby już wiedzieć, na czym będą polegać zmiany.
– Rozumiem, że to okres przejściowy i mamy na to jeszcze czas. W ostatnich latach najwięcej materiałów dotyczących egzaminówpojawiało się na początku roku szkolnego i liczę, że także teraz wkrótce znajdę je na stronach ministerialnych czy oświatowych.
Pani Małgorzata obawia się nieco, by nie miały one charakteru powrotu do podstawy programowej i spisu lektur sprzed kilkunastu lat. – My byliśmy innym pokoleniem – dziś uczniowie potrzebują mądrego połączenia między czytaniem klasycznych lektur a poznawaniem wraz z nauczycielem przewodnikiem wirtualnego świata. I taki kierunek zmian chciałabym widzieć w szkole.
To pierwszy rok
Ważną wiadomością jest to, że podręczniki i materiały ćwiczeniowe dla uczniów podstawówek i gimnazjów są nadal bezpłatne. Finansuje je państwo. A to oznacza, że nawet ich zmiana nie obciąży budżetów rodzin. W ten sposób podczas reformy uniknięto frustracji tych rodziców, którzy mają dzieci rok po roku i z powodu zmiany podstawy programowej nie mogliby wykorzystać tych samych książek. eforma będzie trwała trzy lata. To dopiero jej pierwszy rok. Zrozumiałe jest więc, że pojawia się wokół niej mnóstwo pytań i niepewności. Dziecko przejdzie przez niego na tyle spokojnie, na ile my zachowamy spokój i zaufanie.