Logo Przewdonik Katolicki

Puka do drzwi harcerz

Natalia Budzyńska
FOT. PIXABAY

Kilku harcerzy podczas obozu dostało zadanie: iść na zwiad do miejscowości, w której znajduje się słynny obszar umocnień i fortyfikacji poniemieckich. Chłopaki chciały jednym słowem zobaczyć słynne bunkry.

Takie zadania polegają między innymi na tym, że harcerze muszą sobie sami zorganizować nocleg, często też jedzenie, polegając na ludzkim dobru i gościnności. Chętnie rewanżują się potem jakąś pomocą. To byli akurat harcerze doświadczeni, wprawdzie nie wszyscy pełnoletni, ale w takich sytuacjach znajdowali się już nieraz. Dostali się do miasteczka – pieszo i autostopem, ubrani oczywiście w mundury – zbliżał się wieczór, zaczęli szukać noclegu. Najlepiej oczywiście zapukać do proboszcza jednej z parafii, plebanie są zwykle duże, wiele harcerzom nie potrzeba, wystarczy podłoga, mają przecież karimaty i śpiwory. Pukali do wszystkich proboszczów w miasteczku – nie przyjął ich żaden. Dwóch twierdziło, że ma remont wszystkich podłóg, jednego nie było, a wikary powiedział, że tak odpowiedzialnej (!) decyzji nie może podjąć sam, jeszcze inny przez telefon odpowiedział, że harcerze to absolutnie nie. Chłopcy poszli więc do sióstr, i one pokój gościnny miały zajęty, ale jako jedyne zmartwiły się, że harcerze nie mają gdzie zanocować, starały się gdzieś dzwonić, coś załatwić…
To historia usłyszana, z pierwszej ręki. Od kilkunastu lat bywam na obozach ZHR w dniu odwiedzin rodziców. Uwielbiam ten dzień. Jakkolwiek podniośle to brzmi, serce mi rośnie, gdy patrzę na tę młodzież. Są piękni, odważni, zaradni, odpowiedzialni, wierni. Uczą się dbać o siebie nawzajem i o innych. Nikogo nie zostawić bez pomocy. Poświęcić się dla drugiego. Nigdzie nie odczuwam takich wzruszeń, jak podczas harcerskiej Mszy polowej. A potem idą na zwiad i zderzają się z rzeczywistością. Jestem zła i rozgoryczona. Mówimy o przyjmowaniu uchodźców w kraju, w którym chrześcijanin nie potrafi otworzyć drzwi drugiemu chrześcijaninowi? Emocjonujemy się polską gościnnością sprzed roku, kiedy to z otwartymi ramionami polski Kościół przyjmował młodzież z całego świata, ale nie mamy ochoty wpuścić pod swój dach na kilka godzin snu własnych harcerzy? Wśród tych kilku był jeden wątpiący, przeżywając kryzys wiary. Ciekawe, jakie myśli ma teraz, jakie oblicze pokazał mu Kościół w osobach tych konkretnych duszpasterzy, których spotkał. Wszystkim, do których zapukają kiedyś harcerze, chcę powiedzieć, że bardzo im pomożecie, pozwalając, żeby upiekli placek, naleśniki albo przygotowali zupę – bo takie mają zadania. Spotkacie się z wybuchem radości, gdy zaproponujecie im ciepły prysznic, bo to cudowne uczucie po kilku tygodniach mycia w jeziorze. Będzie miło, jak w jednej z pustych salek na probostwie pozwolicie rozłożyć karimaty.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki