Jest krótki, więc go w całości przytoczę: „Głos łacinniczki był jakby trochę ostrzejszy,/ kiedy się do nich zwracała/ (nigdy po imieniu)./ Miriam była zawsze doskonale przygotowana./ Reginka słabsza, ale poprawna./ Trzymały się razem/ i razem wychodziły z klasy przed lekcją religii.// Ostatni raz spotkałyśmy się niespodziewanie u wylotu Lubartowskiej,/ na granicy świeżo utworzonego getta/ Stały tam onieśmielone jakby przydarzyło się coś wstydliwego”.
Ten wiersz przypomina mi wydarzenie sprzed kilku lat. Szukaliśmy starego cmentarza żydowskiego, na którym znajduje się ohel Widzącego z Lublina, słynnego Jakuba Icchaka Horowica, chasydzkiego rabina uważanego za cudotwórcę. Ale nie mieliśmy ze sobą żadnej mapy i trochę zaczynaliśmy wątpić, czy idziemy w dobrą stronę. Na Lubartowskiej zaczęliśmy pytać przechodniów. Wydawało nam się, że każdy mieszkaniec Lublina powinien wiedzieć, gdzie znajduje się stary cmentarz żydowski, bo takie miejsca w naszym kraju są rzadkie, a do tego ohel sławnego cadyka to już w ogóle rzadkość światowa. Poza tym byliśmy na Lubartowskiej, głównej ulicy dawnej dzielnicy żydowskiej, przy której mieszkali przed wojną bogaci Żydzi ortodoksyjni i zamożni kupcy. Można więc pomyśleć, że jej współcześni mieszkańcy zasiedlają pożydowskie kamienice, o czym powinni przynajmniej wiedzieć. Zaczepiliśmy kilka osób wyglądających na miejscowych. Wychodzili z bram, nieśli siatki z zakupami, pchali wózki dziecięce, wyglądali z okien. Nikt nic nie wiedział, niektórzy robili wielkie oczy i pytali zdziwieni: żydowski?! Wielu się obruszało, że pytamy o coś żydowskiego, inni twierdzili, że tu żadnego cmentarza nie ma, i Żydów tym bardziej…
Jakoś w końcu trafiliśmy. Stary cmentarz był ukryty w kępie chaszczy za stacją benzynową i teraz sobie myślę, że to dobrze. Droga do niego stała się dla mnie symbolicznym przejściem do świata zaginionego, wymordowanego i wypartego. Teraz Ośrodek Brama Grodzka odtwarza w pamięci mieszkańców żydowski Lublin, kilka punktów poprowadzonego szlaku „śladami lubelskich Żydów” znajduje się na Lubartowskiej, trudno ich nie dostrzec. Patrząc na pusty plac przed lubelskim Zamkiem dobrze jest wiedzieć, że to miejsce po ulicach, domach i codziennym życiu. Tam właśnie, na jednej z tych nieistniejących ulic, mieszkał Widzący z Lublina. Były tam też synagogi, dwory chasydzkie, chedery, rytualne jatki, jesziwy. Przetrwała jedynie część Lubartowskiej i to niemal w niezmienionej formie. Może ktoś przystanie i przeczyta ten wiersz Julii Hartwig?