Po niedawnej wizycie Donalda Trumpa w Polsce powiedziano już chyba wszystko. Nie podejmuję się oceny tej prezydentury, jej długo- i krótkoterminowych celów, polityki zagranicznej amerykańskiego prezydenta itp. Ale mojej sympatii Trump nie wzbudza. Podobnie jak elektryk, który został prezydentem (dla ścisłości: ludzi niewykształconych i prostych bardzo cenię). Jednak brak ciepłych uczuć do typów aroganckich, choć skutecznych w działaniu, to jedno, a nieufność to drugie.
Nie wierzę, bo polityka to gra, a z gier najbardziej lubię planszówki. Koncert na uczuciach patriotycznych i religijnych Polaków na pl. Krasińskich brzmiał mi nutą fałszywą, choć niejeden komentator zauważył, że Trump wreszcie pokazał się jako dyplomata. „Ameryka kocha Polskę, Amerykanie kochają Polaków” – słowna gigantomania to też nie moja bajka, chociaż nie powinna dziwić w ustach głowy państwa, w którym wszystko jest big.
Za to mina Donalda Trumpa, gdy Agata Duda przy pożegnaniu ominęła jego wyciągniętą dłoń i zwróciła się najpierw do Melanii – dla mnie bezcenna. Nie jestem ekspertem od protokołu dyplomatycznego, więc sprawdzam – i według dr. Janusza Sibory, historyka dyplomacji i znawcy protokołu, polska pierwsza dama się nie pomyliła. Owszem, protokół mówi, że w przypadku głów państw nie stosuje się zasady płci: prezydent wita się najpierw z prezydentem, potem z jego małżonką, ale to było pożegnanie po wspólnie spędzonym przez pary prezydenckie dniu, które nie miało charakteru uroczystego (wojskowa asysta, czerwone dywany) – wówczas zasady protokołu zastępuje zwykła etykieta. Inne głosy mówiły, że być może Agata Duda nie zauważyła wyciągniętej w jej stronę ręki, bo w innym przypadku powinna ją podjąć, a ja oglądając sytuację po raz kolejny, miałam wrażenie, że owszem, zauważyła dłoń Trumpa, ale spontanicznie zwróciła się do Melanii i po prostu w naturalny sposób kobieta uszanowała kobietę.
No to komu wierzę? Pani ze sklepu. A właściwie dwóm. Obsługiwały czteroosobową grupkę głuchoniemych, składającą się z dwóch dorosłych kobiet w wieku mama – córka i dwójki dzieci. Gdy jedna z ekspedientek zorientowała się, że kupująca nie słyszy komunikatu: proszę następny do kasy, pokierowała ją życzliwym wskazaniem ramienia, a kasjerka nie uzyskawszy odpowiedzi na pytanie, czy doliczyć siatkę, sprawnym okiem zlustrowała wielkość zakupów, pojemność innych toreb klientki i z uśmiechem podała reklamówkę. Takim osobom wierzę. Choć mam świadomość, że może miały dobry dzień, a innego wcale nie były takie miłe...
Skala mikro – codziennych wydarzeń i relacji – jest mi bliższa niż makro: wielkiej polityki czy biznesu. Ale one mają na siebie wzajemny wpływ, wszak głowy państw, politycy, finansowe rekiny i panie z marketu czy warzywniaka z tej samej gliny ulepieni. Pytanie tylko, jak po drodze uformowani.
Agnieszka Pioch-Sławomirska filolog w wykształcenia i z zamiłowania, od 20 lat kroi i szyje teksty. Żona, mama trójki dzieci. Sportowiec amator, dla którego najważniejszym dystansem jest… ten do samego siebie.