Ojciec Meissner to bardziej lekarz czy ksiądz?
Jacek: – To prawda, że najpierw chciał być lekarzem i dlatego skończył medycynę. Zresztą jego ojciec był lekarzem. Niedługo później odkrył jednak powołanie do życia zakonnego. Zamierzał zostać skromnym bratem zakonnym. Jednak posłuszeństwo sprawiło, że uległ władzom zakonnym i przyjął święcenia kapłańskie. Ta pierwotna intuicja, aby nie być na świeczniku pozostała w nim jako istotna cecha jego osobowości. Był człowiekiem niesłychanie skromnym.
No właśnie, jakim naprawdę był człowiekiem?
Jadwiga: – Moi rodzice – koledzy ze studiów znali Wojtka (takie było jego imię chrzcielne) jako osobę bardzo zaangażowaną na wielu polach: w grę w piłkę, w tańce, w naukę, działalność społeczną. Miał wtedy bujną, kędzierzawą czuprynę. Ja osobiście miałam szczęście często spotykać jego mamę, która mieszkała obok Polskiej Akademii Nauk, gdzie pracowałam. Była kobietą niezwykle dystyngowaną, ale równocześnie bardzo ciepłą i skromną. Myślę, że ojciec Karol wyniósł ze swojej rodziny jej mądrość, patriotyzm i odpowiedzialność, ale też prostotę. To tradycja ogromnej kultury osobistej.
Jacek: – Ale wspominał też z bólem, że i w jego rodzinie były rozwody. Przeżywał to, zadawał sobie pytania. Można więc powiedzieć, że znał także to życie, w którym nie układało się dobrze i dlatego nie idealizował i nikogo nie potępiał. Był blisko ludzkiego bólu. Szkoląc nas, podkreślał wielokrotnie, żebyśmy przesadnie nie teoretyzowali w oderwaniu od rzeczywistości. On naprawdę rozumiał, że życie ludzkie jest kruche. Że wiele sytuacji w małżeństwach i rodzinach jest naprawdę trudnych. Chciał, abyśmy zawsze brali to wszystko pod uwagę. Człowiek ma wiedzieć, co jest ideałem, ale my musimy mu pozwolić dojrzewać do niego. Najważniejsze, by człowiek poznawszy ideał, zapragnął go dla siebie. Każdy z nas musi mieć świadomość własnej słabości i słabości drugiego. Chodzi jednak jednocześnie o to, aby człowiek powstawał z tych słabości i szedł do przodu, albo raczej ku górze. Właśnie dlatego potrzebny jest mu jasny cel, ideał, do którego ma zmierzać. Ojciec Karol przestrzegał nas, żebyśmy nie pisali scenariuszy, jak ma wyglądać łoże małżeńskie. Mówił, że np. niektórym małżeństwom pomogło to, a innym tamto. Nigdy jednak nie narzucał konkretnych zachowań czy rozwiązań. On je tylko, co najwyżej, proponował.
Jadwiga: – Ta delikatność w podejmowaniu tematów seksualności i relacji małżeńskich powinna wybrzmieć w tej rozmowie szczególnie. Jest wiele zranień w tej dziedzinie. Ojciec Karol był tego świadomy i nie pozwalał na arogancję. To była jego ogromna umiejętność. Powinniśmy się więc dzisiaj uczyć nie tylko tego, co ojciec Karol chciał przekazać, ale również tego, jak to robił. To jest ogromnie trudne, ale bardzo potrzebne i ważne.
Jacek: – Rozpoczynając wykłady niejednokrotnie mówił: „Jeśli bym kogoś uraził tym, co powiem, z góry bardzo przepraszam; proszę mi o tym powiedzieć”. W nim nie było sprzeczności między jednoznacznością w przekazywaniu prawdy a postawą miłosierdzia, a nawet głębokiego współczucia. Twarde i jednoznaczne nazwanie grzechu, ale równocześnie z miłością i miłosierdziem pochylenie się nad grzesznikiem.
Jadwiga: – Każdy kto z nim rozmawiał czuł się podniesiony. Nie miał wrażenia, że został oceniony i nie czuł się zniechęcony. Wręcz przeciwnie. On dodawał ludziom nadziei nawet w okolicznościach, w których oni sami zdawali sobie sprawę, że muszą dużo w swoim życiu zmienić.
Jacek: – Kiedyś kazał nam pisać teksty półtoragodzinnych wystąpień. Słowo w słowo. To była katorga. Chciał nas nauczyć precyzji wypowiedzi, doboru słów. Kiedy oddawaliśmy mu prace pisemne efekt był taki, że kartki były całe czerwone od uwag i poprawek. Dla niego każde słowo miało znaczenie. Ale nie tylko dlatego, żeby być precyzyjnym, ale też delikatnym. Żeby nie ranić ludzi.
Jadwiga: – On dzielił się najgłębszą nadzieją katolicyzmu. Wiedział o ludzkiej słabości, a jednocześnie pomagał ludziom powstawać.
Jacek: – Ojciec Karol nie musiał się szczególnie do słuchacza dostosowywać, żeby go nie urazić. On po prostu ludzi kochał. Przykładem może być audycja telewizyjna, w której wziął kiedyś udział. Przyjechał jak zawsze punktualnie. Wypowiedział się krótko, lecz przywołując niepodważalną argumentację. Pamiętam, jak panie feministki zareagowały bardzo agresywnie na jego słowa. Pytały, co też on może wiedzieć o rodzinie. On jednak z ogromną pokorą i spokojem tłumaczył swoje uprawnienia do mówienia na temat małżeństwa i rodziny: „A 26 lat życia w rodzinie, to mało? A 40 lat w konfesjonale to mało? A 30 lat terapii małżeństw to mało? Myślę, że mogę cos powiedzieć o małżeństwie i rodzinie”. Nie wrzeszczał jednak na nie, nie pouczał z góry, nie gardził nimi. Okazywał szacunek wszystkim.
Tym bardziej szkoda, że już go nie ma wśród nas. Pewnie ten styl Was również pociągał…
Jacek: – Ojca Karola poznaliśmy w 1978 r., gdy uczestniczyliśmy w kursie podstawowym dla przyszłych doradców życia rodzinnego. Był w tym przedsięwzięciu jedną z ważniejszych postaci. Nie popisywał się jednak swoją wiedzą, nie cytował nieustannie i nie przytaczał nazwisk, ale też nie udało mu się ukryć głębokiej wiedzy i mądrości, którą wprost emanował.
Jadwiga: – Robił na nas od początku duże wrażenie i od razu stał się osobowością przyciągającą i… porywającą ku Prawdzie i Dobru.
Jacek: – Był w tzw. grupie krakowskiej zgromadzonej wokół kard. Karola Wojtyły. Ponieważ jeszcze niedawno był ostatnim z żyjących teologów, którzy tę grupę tworzyli, postanowił opublikować tzw. Memoriał Krakowski. Przypomnę, że było to opracowanie naukowe odnoszące się do moralnych zasad współżycia małżeńskiego. Było ono przygotowane w celu przedłożenia uwag polskich teologów papieżowi Pawłowi VI, który pracował nad encykliką O zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego. Tak zresztą brzmi podtytuł opublikowanej przez tego papieża w 1968 r. encykliki Humanae vitae. A wiemy przecież, jaki był to czas i jak wiele zamieszania w dziedzinie płciowości miało wtedy miejsce. Chociaż Memoriał miał cel jedynie pomocniczy ojciec Meissner postanowił w 2012 r. opublikować jego treść w języku polskim (można odnaleźć wcześniejsze publikacje w języku francuskim i niemieckim), ponieważ obok pewnego streszczenia podstaw etycznych o małżeńskiej seksualności prezentuje on także podstawy myślenia Karola Wojtyły w tym kontekście.
Rzeczywiście warto o tym dzisiaj przypominać.
Jacek: – Pewnie, że warto, wręcz trzeba. Czy nasze czasy nie przypominają tamtych z lat sześćdziesiątych? Czy my dzisiaj nie potrzebujemy właśnie takiego „krytycznego sumienia” Kościoła w kontekście współczesnego pomieszania pojęć? Czy nie powinniśmy stanowczo bronić młodych przed brutalnymi atakami dzisiejszego świata i w konsekwencji zranieniami, które mają miejsce w obszarze płciowości?
Ojciec Meissner był też uczestnikiem synodu o rodzinie, który miał miejsce ponad trzydzieści lat temu.
Jacek: – Brał udział w grupie hiszpańskojęzycznej. Zapamiętałem jego słowa z tamtego czasu. Mówił, że nie czuł się tam dobrze i doświadczył wielu przykrości. Był przecież swego rodzaju głosem sprzeciwu wobec tendencji liberalizujących katolicką etykę małżeńską. Nie zgadzał się między innymi z próbami liberalizacji zasad etyki seksualnej, próbami wprowadzenia mentalności antykoncepcyjnej. Stał mocno po stronie Ewangelii rodziny. Po tym synodzie Jan Paweł II ogłosił adhortację Familiaris consortio.
Potem słuchaliście wielu jego wykładów. Znając wasze wystąpienia, powiedziałbym, że zaraziliście się jego stylem.
Jadwiga: – Od momentu, gdy powstało Studium Rodziny na poznańskim fakultecie teologicznym, był obecny ojciec Karol. Kiedy studium przekształciło się w studia podyplomowe ojciec Meissner otrzymał cały wielogodzinny blok dotyczący psychologii płciowości. Tam właśnie pokazał, co znaczy wykładać z ogromną wiedzą, ale także kulturą i delikatnością. Dzisiaj te studia nadal istnieją. Warto zajrzeć na stronę Duszpasterstwa Rodzin albo Wydziału Teologicznego UAM, żeby zobaczyć, jak możemy dzisiaj z tego dorobku korzystać.
Dorobku, który przełożył się na budowanie środowisk.
Jadwiga: – Ojciec Karol Meissner miał wielki wpływ na szkolenia ludzi zajmujących się Duszpasterstwem Rodzin w całej Polsce. Współpracował m.in. bardzo blisko z prof. Bolesławem Suszką, z którym wspólnie publikował. Tego autora też warto dzisiaj słuchać i czytać.
Słuchając, jak opowiadacie o wykładach i mądrości ojca Karola, można odnieść wrażenie, że to jest zbyt mądre dla przeciętnego odbiorcy. Nie obawiacie się, że to może zniechęcać do czytania jego książek?
Jacek: – To prawda, że ojciec Karol nie pisał językiem młodzieżowym. On wykładał i pisał w sposób bardzo przystępny, ale nie potoczny. Za to precyzyjnie i bez niedomówień. Dlatego warto do jego tekstów sięgać. Można posłuchać ojca Karola Meissnera chociażby na portalu Dwie Ryby i przekonać się, jak wyjątkowym był człowiekiem. Wysłuchanie nawet kilku zdań daje już możliwość zasmakowania kunsztu jego sposobu wypowiedzi i ogromnej wiedzy. Można też nabyć jego książki. Mamy wiele nagrań jego wykładów, które spróbujemy w przyszłości opublikować.
Niektórzy mówią, że uczył przy każdej okazji. To nie znaczy, że się mądrował, ale że odkrywał sens rzeczy wielkich. Nawet w rozmowach z dziećmi.
Jacek: – Kiedyś katechizując dzieci na wsi, gdy otworzył drzwi do salki, zobaczył, jak chłopacy prawie tratując dziewczynki, wpadli do środka. Kazał chłopcom wyjść i przepuścić najpierw dziewczynki. Tłumaczył przy tym: „Panowie, wpuśćcie najpierw dziewczynki. To są przecież przyszłe mamusie. Należy im się szacunek”. Nawet więc, jeśli mamy, które przyprowadzały swoje sześciolatki na religię były w pierwszej chwili zdumione, by nie powiedzieć oburzone, to później im się to podobało. Widząc, jak Ojciec uczy szacunku do „przyszłych mam”, stawały całkowicie po jego stronie. Rozumiały do czego zmierza. Zresztą w wielu innych przypadkach pokazywał, że uczenie dzieci „dorosłych zasad”, do których będą stopniowo dojrzewać, ma głęboki sens. Nie można ich tego pozbawiać, uważając, że nic nie rozumieją. Ojciec Karol był świetnym pedagogiem i wiedział już wiele lat przed obecnymi odkryciami (wynikami badań), że zmysł moralny dzieci kształtuje się od wczesnego dzieciństwa. I nie wolno tego czasu zmarnować. Czasami jego siostra zostawiała mu pod opieką gromadkę siostrzeńców. Wprowadzał całkowity ordnung. Robił to jednak z miłością i… wszyscy chodzili jak w zegarku.
Jadwiga: – Kiedyś opowiadał nam o swoim wykładzie na konferencji w USA. Mówił ze swoją charakterystyczną skromnością, że to był referacik. Zaznaczył w nim jednak, że płciowości nie da się oddzielić od płodności. Potem przychodzili do niego uczestnicy sympozjum i mówili, że to jest new vision, a on się śmiał: „Jaka nowa wizja, przecież to wie każde dziecko i jest to najbardziej tradycyjne nauczanie Kościoła, to jest fundament”. Okazuje się, że ten fundament trzeba wciąż kłaść na nowo. On jest w Kościele, ale trzeba o nim przypominać. Temu między innymi ma służyć nasze wczytywanie się w dorobek ojca Karola, który nam pozostawił. To nie są prace muzealne, ale jak najbardziej ważny i zawsze aktualny głos chroniący ludzką płciowość, ale też szerzej, relacje małżeńskie i rodzinne, przed dezinformacją i narażeniem na pogłębiające się w naszych czasach szczególnie w tej dziedzinie przekłamania i zranienia.
Ojciec Karol odszedł. Co teraz?
Jadwiga: – Teraz jest czas, żeby jego dorobku nie zmarnować. Nie zapomnieć też o nim samym. To jeden z ludzi największego formatu, z jakimi dane nam było się spotkać, współpracować i… przyjaźnić. Nasza wdzięczność za dar tej przyjaźni pozostanie w nas do końca życia. Cała jego osoba i nauka pozostanie dla nas inspiracją do pracy na rzecz rodziny. Nawet wtedy, gdy będziemy musieli być także znakiem sprzeciwu.
Jadwiga i Jacek Pulikowscy
Małżeństwo zaangażowane w Duszpasterstwie Rodzin Archidiecezji Poznańskiej. Prowadzą rekolekcje dla narzeczonych i małżonków. Współtworzyli Podyplomowe Studium Rodziny przy Wydziale Teologicznym UAM w Poznaniu. Jacek Pulikowski przez dwie kadencje był świeckim konsultorem Rady ds. Rodziny Episkopatu Polski, obecnie oboje są konsultorami w Komisji Duszpasterskiej KEP. Byli także audytorami podczas ostatniego Synodu o Rodzinie. Jadwiga Pulikowska za swoją działalność została odznaczona przez Benedykta XVI medalem „Pro Ecclesia et Pontifice”. Są rodzicami trojga dzieci i od niedawna dziadkami.