Logo Przewdonik Katolicki

Siedem Aniołów

Natalia Budzyńska
FOT. CHONES/FOTOLIA

Ojcu Cordianowi chciałam podziękować. To franciszkanin z Jarocina. Za to, że usiadła koło mnie na ławce dziewczyna i powiedziała, że czuje się jak w niebie.

Był letni zmierzch, choć pogoda tego akurat dnia raczej kiepska, ale pod wieczór zrobiło się jakby trochę cieplej. Pod pałacem Radolińskich w Jarocinie biegały dzieciaki w różnym wieku, od tych całkiem małych, przez trudny wiek gimnazjalny po młodzież. W głębi polanki na scenie grała DagaDana, polsko-ukraiński zespół z dziewczynami w ogromnych wiankach na głowach. Obok sceny zmniejszona lednicka ryba, z którą ojciec Cordian przewędrował rok temu kawał Polski. Pod tym pałacem, na kawałku polany, w środku parku, trwał ten kawałek nieba przez trzy dni. Chociaż gdyby wziąć pod uwagę przygotowania to wyszłoby tego znacznie więcej dni.

No dobrze, ale o czym ja piszę w ogóle? O Festiwalu Siedem Aniołów. O tym, że o. Cordian potrafił zaangażować tyle osób z różnych części Polski (spotkałam nawet ludzi z Beskidu Niskiego) i trafił akurat na Jarocin, gdzie chętni do tego typu działań i pomocy są, istnieją, pracują. I jeszcze o. Cordianowi dziękuję za to, że zwrócił uwagę na to, czym jest DOM, a raczej „domność”. Że chciał sprawić, by ci najbardziej poranieni, odrzuceni, niechciani, niedostrzegani byli widoczni i najważniejsi. Te wszystkie dzieciaki z domów dziecka, z trudnych środowisk, z najgorszych dzielnic, poczuły się kochane i ważne. One tam były najważniejsze. Były bohaterami. Czuły się wolne. Widziałam ich uśmiechy i niczym nieskrępowaną swobodę. I chciałam podziękować o. Cordianowi za to, że poznałam ludzi, którzy takim dzieciom oddają swój czas i swoje serce. Że widzą w każdym człowieku potencjał i że mają pomysły, żeby go rozwijać. Jest ich naprawdę wielu i nic nie robią na pokaz. Nie pokazują się w telewizji, nie udzielają wywiadów, żyją zwyczajnie, a swoją misję traktują jako rzecz najzwyklejszą ze wszystkich. Dla mnie są wielcy. Dziękuję o. Cordianowi, bo on mnie do Jarocina zaprosił, ale wiem, że to, co się tam wydarzyło to nie tylko jego zasługa, tylko wielu jego pomocników.

Najpierw myślałam, że Festiwal Siedem Aniołów to taki katolicki Slot Art Festiwal (ten jest organizowany od lat w Lubiążu przez wspólnoty protestanckie) i to mi się bardzo podobało. Warsztaty plastyczne, muzyczne, ekologiczne, teatr, koncerty, potańcówki, spotkania z ciekawymi ludźmi, strefa chill ze spowiedzią i adoracja Najświętszego Sakramentu, Msza św. Ale wyszło coś więcej, niektórzy nazwaliby to „dobrą energią”. Ja to nazywam powiewem Ducha Świętego, żywym Kościołem. A Siedem Aniołów trwa dalej. Teraz wędrują po Kaszubach, a potem przez cały rok znów będą spotykać się w Jarocinie.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki