Kiedy właściciel zorientował się, co zaszło, wpadł w (twórczy) szał. Popędził do mieszkania i błyskawicznie przelała na papier swoje rozczarowanie ludzkością, pisząc… list do złodzieja. Pięć wydrukowanych kopii zawisło niebawem – to cytat z autora – „w okolicach miejsca zbrodni”.
Odezwa do „człowieka (?), który ukradł moją pompkę do roweru” nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do adresata listu. A dalej szło tak: „Czy naprawdę TY – pytam Ciebie konkretnie – chcesz żyć na osiedlu, w mieście, w kraju, na świecie, w którym nie można zostawić pompki do roweru na PIĘTNAŚCIE minut, żeby jakaś nędzna, żałosna kreatura ludzka mu tej pompki nie ukradła? Zastanów się nad tym. Immanuel Kant powiedział, abyśmy postępowali tylko wedle takiej maksymy, co do której chcielibyśmy, aby się stała prawem powszechnym. Czy naprawdę chcesz, żeby losowe akty złośliwości, aby drobne kradzieże, aby robienie ludziom małych nieprzyjemności tego typu było POWSZECHNE? Czy chcesz, żeby ludzie pluli Ci do zupy, spuszczali powietrze w Twoim aucie i brudzili Ci świeżo wyprasowaną koszulę jajecznicą? Na pewno tego nie chcesz, a kradnąc moją pompkę, sprawiłeś właśnie, że taki staje się nasz świat”.
Autorem listu (powyżej przytoczyłam tylko jego fragment) jest filozof Łukasz Lamża, który opisał całą sprawę na swoim profilu na Facebooku. Ale historia miała swój ciąg dalszy. Pompka się odnalazła! Jej właściciel mógł z dziką satysfakcją ogłosić światu, jak to siłą argumentów przekonał drania i przywiódł go do nawrócenia. Jednak tego nie zrobił. Znowu siadł do komputera i tym razem napisał list do „kochanego człowieka”, który „oddał mi pompkę do roweru”. A zaczynał się on od słów: „Jesteś wspaniałą istotą ludzką”…
Bez cienia ironii: urzekła mnie ta historia, i to z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że generalnie w życiu społecznym mamy spory kłopot z prostym, a przy tym nieagresywnym komunikowaniem (to akurat autorowi listu nie do końca wyszło), że coś jest nie w porządku, czegoś nie wolno, coś mnie krzywdzi. Niech miniprzykładem będzie klasyczna sytuacja z tramwaju. Ścisk w środku. Ktoś miarowo uderza mnie w nogę kantem torby. Najczęściej mina mordercy i ciskanie gromów w myślach to wszystko, na co sobie pozwalamy. Tymczasem zwyczajne: „Przepraszam, uderza mnie pan torbą i to mnie boli” natychmiast może przywrócić porządek w komunikacyjnym świecie, bo mało kto tryka drugiego torbą z rozmysłem i z czystej złośliwości.
Drugim powodem mojego, nazwijmy to, zachwytu jest drugi list napisany przez Lamżę. Bo raczej w opowiadaniu o dobrych rzeczach bywamy mocno powściągliwi. Wypłakujemy się przyjacielowi, jak strasznie potraktował mnie szef, lecz kiedy potraktuje mnie wyjątkowo życzliwie, to nie ma tematu. Potrafimy się wznieść na wyżyny kreatywności, krytykując treści w internecie, ale kiedy coś nam się naprawdę podoba, to hojnym gestem zamiast zwykłego „lajka” klikamy serduszko. Tymczasem komunikat w duchu „jesteś wspaniałą istotą ludzką” naprawdę sprawia, że świat się staje trochę lepszy.