Arabia Saudyjska, Izrael, Palestyna, Włochy, Watykan i szczyt NATO w Brukseli - tak wyglądała pierwsza podróż zagraniczna nowego prezydenta USA.
– To łączenie ognia z wodą i próba realizacji podczas jednej podróży bardzo różnych amerykańskich interesów.
Arabia Saudyjska to sojusznik Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie. Trump wyjechał stamtąd z ogromnym kontraktem zbrojeniowym, a arabskie media podkreślają, że to pierwszy prezydent, który rozpoczął wizyty zagraniczne od kraju muzułmańskiego. Co po pewnym dystansie, jaki miał miejsce za rządów Baracka Obamy, oznacza to zbliżenie?
– Arabia Saudyjska od dawna jest jednym z kluczowych sojuszników USA na Bliskim Wschodzie. Podpisane kontrakty na łączną kwotę ponad 350 mld dolarów uznać należy nie tylko za wyraźny sygnał zacieśnienia współpracy, ale również za przejaw aktywizacji amerykańskiej polityki w tym regionie.
Zaraz po Arabii Saudyjskiej Trump odwiedził Izrael. Oba te państwa, będące sojusznikami USA, nie utrzymują między sobą stosunków dyplomatycznych.
– Z jednej strony to sztuka dyplomacji i próba kształtowania nowej amerykańskiej polityki wobec Bliskiego Wschodu, która odcina się w sposób zdecydowany od działań podejmowanych przez prezydenta Obamę. Z drugiej zaś charakterystyczna dla Trumpa strategia biznesowa. Zarówno Izrael, jak i Arabia Saudyjska odgrywają w polityce USA ważną rolę. Dotyczy to nie tylko kontraktów handlowych, ale także działań wobec np. tzw. Państwa Islamskiego, Iranu, Turcji czy Rosji.
Podczas szczytu G7 na Sycylii prezydent Trump powiedział, że Korea Północna to poważny problem, ale zostanie rozwiązany.
– Trump próbuje rozwiązać ten problem dwutorowo. Pierwsza metoda polega na groźbie użycia siły i wzmacnianiu zarówno amerykańskiego, jak i sojuszniczego potencjału militarnego w tej części świata. Bardziej efektywna może okazać się jednak druga metoda dotycząca sfery dyplomatycznej i ścisłej współpracy w tym zakresie przede wszystkim z Chinami, które mają szczególny wpływ na reżim północnokoreański. USA samodzielnie nie są bowiem w stanie rozwiązać tego problemu.
Jak Pan ocenia stosunki USA z Unią Europejską?
– Interesy Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych w wielu aspektach są rozbieżne, a nawet sprzeczne. Prezydentura Trumpa te różnice bardzo znacząco pogłębiła. Oprócz uwarunkowań politycznych, geostrategicznych czy ekonomiczno-społecznych nałożyły się na nie również aspekty personalne związane m.in. z niektórymi wypowiedziami zarówno prezydenta USA, jak i części europejskich polityków. Pomimo to jednak we wzajemnych stosunkach wciąż wskazać można zagadnienia, w których ze względu na obustronny priorytet bezpieczeństwa współpraca układa się dobrze. Jednym z nich jest problem terroryzmu.
Szczyt NATO w Brukseli nie doprowadził do znaczącego przełomu w stosunkach transatlantyckich.
– Pokazał jednak chęć i konieczność współpracy. Zdominowały go dwa tematy: problem walki z terroryzmem oraz wydatki na obronność ponoszone przez państwa członkowskie. W obu kwestiach można mówić o sukcesie USA. Z jednej strony NATO jako organizacja zadeklarowała przystąpienie do koalicji zwalczającej tzw. Państwo Islamskie i utworzenie specjalnej jednostki do walki z terroryzmem. Z drugiej zaś strony wszystkie państwa członkowskie zobowiązały się do przeznaczenia co najmniej 2 proc. ze swoich budżetów na cele wojskowe. Sprawa ta była wielokrotnie poruszana przez prezydenta Trumpa, który zarzucał sojusznikom, że tylko np. w 2016 r. USA musiały za nich zapłacić około 140 mld dolarów.
Prof. Sebastian Wojciechowski kierownik Zakładu Studiów Strategicznych na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu, ekspert OBWE ds. bezpieczeństwa