Logo Przewdonik Katolicki

Sama w podróży

Natalia Budzyńska
FOT. BERC/FOTOLIA.

Wystarczy wyjechać z domu na kilka dni, nawet na dwa, żeby wrócić z wieloma opowieściami o życiu innych ludzi.

Jest jeden warunek: trzeba wyjechać samemu. Bez dzieci, bez męża, bez matki i ojca, bez siostry i brata. Czasami lubię pobyć sama w domu, ale za samotnymi podróżami nie przepadam. Nie mam się z kim podzielić myślą albo spostrzeżeniem. Tylko że wtedy zwracam uwagę na innych. Nie muszę zastanawiać się nad potrzebami męża, syna, córki, matki, siostry, brata. Nie rozmawiam z nimi, a takie rozmowy świetnie zagłuszają cały świat dookoła. Co byś zjadł, a może napijemy się kawy, którym autobusem musimy pojechać, ciekawe co to za kwiaty, podoba ci to, a może nie podoba ci się? Ciągłe nastawienie na potrzeby innych to naturalne zachowanie każdej matki i żony. Szczególnie takiej, która – jak ja – odczuwa zwiększony przymus odpowiedzialności za to, żeby wszystkim dookoła było dobrze i przyjemnie.
Kiedy wyjeżdżam sama, co zdarza się rzadko, wszystko wygląda inaczej. Pomyślałby ktoś, że lepiej, że, uff, nareszcie mogę myśleć o potrzebach tylko i wyłącznie moich własnych. Nic z tego, żadna przyjemność. Kiedy wyjeżdżam sama, to tylko ze względu na pracę, nie z własnej inicjatywy i nie z własnego wyboru. I wtedy zaczynam obserwować innych, tych, których w ogóle nie znam i tylko przypadek sprawił, że znaleźli się obok mnie. W pociągu, w kawiarni, w tramwaju, na ulicy. Moje zmysły wyostrzają się, zwłaszcza zmysł słuchu. Wszystko słyszę, każde słowo wypowiedziane obok mnie. Stąd poznaję mnóstwo historii.
Gdybym była Mariuszem Szczygłem, napisałabym kolejną książkę o prawdach innych ludzi. Byłyby to prawdy zasłyszane przypadkowo, między słowami niewypowiedzianymi do mnie. Albo takie, które sama bym wymyśliła na podstawie tego, co akurat usłyszałam, więc może raczej półprawdy, prawdy wyimaginowane, prawdy chwilowe. Gdybym była innym reporterem i pisarzem, Filipem Springerem, wytężyłabym słuch zwłaszcza w pociągu w czasie podroży. On jeżdżąc po Polsce podsłuchuje, a potem takie krótkie urywki zdarzeń z przedziału kolejowego publikuje na swoim fanpage’u. Dzisiaj wracam z Krakowa, za chwilę pójdę na pociąg, a teraz siedzę na rynku i piję sok pomarańczowy. Angielska para rozmawia o tym, jaka jest pogoda w Manchesterze. Amerykańska para rozmawia o studiach. Polskie koleżanki zastanawiają się, w którym sklepie są przeceny i gdzie kupić buty. A ja ciągle rozmyślam o zdjęciu Brata Alberta, które zobaczyłam wczoraj po raz pierwszy u sióstr albertynek. Brat Albert stoi oparty na lasce, na głowie ma słomkowy kapelusz, w ręce trzyma papierosa. Nigdy nie widziałam tego zdjęcia, w żadnej biografii, w żadnym folderze, nigdzie. Zastanawiam się dlaczego. Że do świętego papieros nie pasuje? Nie wypada? Kogoś to zgorszy? Mnie nie gorszy, niczego nie przesłania ani nie zasłania, uczłowiecza.
 
Natalia Budzyńska
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki