W Faktach pierwszą informacją były kontrowersje wokół śmierci 25-latka zmarłego po porażeniu go paralizatorem w policyjnym areszcie. Telewizja postawiła zarzuty MSWiA: resort miał wyjaśnić sprawę, nie wyjaśnił. Przedstawiła żądania polityków PO, m.in. dymisji odpowiedniego wiceministra. Wiadomości pokazały historię jako piątą z kolei informację. Atakowały PO za „polityczne wykorzystywanie tragedii”, przypominając niewyjaśnione przypadki samowoli policji z czasów rządów tej partii. Zarazem pominęły ujawniony przez TVN film z obrazami znęcania się nad zatrzymanym. Nie zgadzało się wiele innych faktów. Według TVN zmarły został zatrzymany przypadkiem – policja pomyliła go z kimś innym. Przytoczono nagrania telefonicznych rozmów funkcjonariuszy. Wiadomości ten aspekt sprawy pominęły. Za to oznajmiły coś, czego nie było w TVN. Mężczyznę zatrzymano z narkotykami i prawdopodobnie skradzioną komórką.
Naturalnie te wersje są w teorii niesprzeczne. Dlaczego jednak każda z nich jawiła się jako ułomna? Mam wrażenie, że każda z telewizji stawiała sobie odmienny cel. Fakty chciały policję maksymalnie pogrążyć. Wiadomości – maksymalnie wybielić. Czy niewygodne informacje były pomijane świadomie, tego nie wiem. Ale wizja dwóch odpowiednio krojonych, ufryzowanych rzeczywistości stała się dojmująca. Tych, którzy oglądają obie audycje, jest pewnie coraz mniej. Większość publiki widzi połowę świata. Zgroza człowieka ogarnia, bo nie chodzi tu już nawet o władzę nad interpretacjami, a nad faktami. Zawiera się ona także w decyzji, o czym w ogóle powiedzieć, a o czym nie. Kilka dni wcześniej Fakty poświęciły dużo miejsca kontrowersyjnej, bo wytargowanej przez lobby farmaceutyczne, ustawie o aptekach. I związanemu z nią konfliktowi w rządzie, bo przeciw był wicepremier Gowin. Wiadomości uczyniły główną informacją spór Polski z Komisją Europejską o relokację uchodźców. Niezależnie od natrętnie politycznej tezy (eksponowanie roli Donalda Tuska w naciskach na nasz rząd) to ważny temat, kompletnie nieobecny tego dnia w TVN. Ale z kolei w TVP nie usłyszeliśmy nic ani o ustawie aptekarskiej, ani o rządowych sporach. Ustawy tej większości parlamentarnej nie mogą być kontrowersyjne, a rządząca ekipa to monolit.
Wrogowie obecnej władzy zwracają uwagę na to, że TVN to telewizja prywatna, więc może robić, co chce, natomiast TVP jako medium publiczne powinna uwzględniać różne racje, bo przecież wyborcy opozycji też na tę telewizję łożą.
Z kolei obrońcy obecnej władzy przypominają, że kiedy PO kontrolowała (wraz z SLD) media publiczne, nie tylko z bezstronnością nie było dobrze, ale cały rynek medialny był zdominowany przez jedną opcję. Obecne zaangażowanie mediów publicznych po stronie pisowskiej władzy to jedynie próba przywrócenia jako takiej równowagi.
Jestem skłonny uznać do pewnego stopnia wagę tej argumentacji. Ale czy to oznacza, że TVP Info musi podczas uznanej za ważną, także przez nią, manifestacji opozycji manifestacyjnie nie relacjonować wystąpień jej liderów? A czy radio publiczne powinno wyrzucać dziennikarza, nota bene o prawicowych poglądach, za to, że poprosił kogoś, niechby i złowrogiego prof. Hartmana, o wypowiedź? Atmosfera staje się duszna, standardy idą w dół, obyczaje stają się barbarzyńskie.
Mnie najbardziej przeraża to nieustanne zderzenie dwóch kalekich, niepełnych rzeczywistości. Co gorsza, znaczna część publiki chyba nie chce wiedzieć wszystkiego.