Logo Przewdonik Katolicki

Uciekaj i krzycz o pomoc

Marzena Gursztyn
FOT. PIXABAY.

Z Martą Piegat-Kaczmarczyk i Pawłem Kaczmarczykiem o przyczynach powstawania przemocy w rodzinach i sposobach ratunku rozmawia Marzena Gursztyn


W  przestrzeni publicznej zrobiło się głośno o przemocy wobec kobiet. Czy to znak czasów? Czy teraz to zjawisko się nasiliło, a kiedyś było więcej szacunku, mniej pędu i niecierpliwości?
– Marta Piegat-Kaczmarczyk: – Myślę, że przypadków przemocy w rodzinie jest tyle samo co kiedyś, zmienił się tylko sposób patrzenia na to zjawisko. Wiele kobiet, z którymi pracuję, doświadcza przemocy w rodzinie po raz drugi. Wiele lat temu widziały, jak ojciec źle traktował matkę i rodzeństwo, ale wtedy była to sfera tabu społecznego. Dopiero teraz wiele z nich czuje uprawomocnienie, żeby powiedzieć: to była przemoc. Wtedy myślały po prostu: „W niektórych rodzinach tak bywa”.
 
Paweł Kaczmarczyk: – Zmieniają się role kobiety i mężczyzny w relacji, zwiększa się świadomość społeczna i psychologiczna. Kiedyś normą było, że „mężczyzna pił i bił” – chociażby czasami. Nie było instytucji, które wspierałaby ofiary przemocy. I tak naprawdę zjawisko to zostawało w bardzo niewielkim, zamkniętym gronie osób, a kobiety nie miały narzędzi, żeby się bronić. A przede wszystkim świadomości, że coś jest nie tak i że mogą się temu stanowczo przeciwstawiać.
 
M.P.K.: – Dziś szybciej „optymalizujemy zyski” i podejmujemy decyzję: takiego życia nie chcę, odchodzę. Czasami jest to potrzebne i ratuje zdrowie i życie kobiety i dzieci. Ale czasem wystarczy, że para zwróci się o pomoc, zacznie pracować nad relacją, wprowadzi zmiany w sposobie funkcjonowania, poprawi komunikację. Dlatego założyliśmy fundację Pracownia Rozwoju Relacji, przeznaczoną zarówno dla par, które przechodzą przez wyraźny i dotkliwy kryzys, jak i tych, które są ze sobą szczęśliwe, ale chcą, żeby było im razem jeszcze lepiej. Jeśli w związku szwankuje komunikacja, pojawia się frustracja, która narastając zamienia się w agresję, a ta źle skanalizowana – w przemoc. Schemat jest ten sam niezależnie od poziomu życia czy wykształcenia rozmówców. Żeby uniknąć agresji, trzeba po prostu umieć się komunikować.
 
Jak to się dzieje, że z rozmownego, sympatycznego w towarzystwie człowieka w domowym zaciszu wychodzi potwór? Czy można zauważyć jakieś symptomy, które zwrócą naszą uwagę na fakt, że ktoś ma ukryte tendencje do przemocy?
P.K.: – Charakterystyczna dla sprawców przemocy bywa właśnie doskonała umiejętność kamuflowania się. „Jak to możliwe? To był taki wspaniały człowiek” – słyszymy często o socjopatach, którzy byli (są) lubiani, pomocni, szanowani. Osoba, która stosuje w domu przemoc, może być na zewnątrz uśmiechniętym człowiekiem, duszą towarzystwa.
Ofiary przemocy dopiero po fakcie, kiedy jej doświadczyły i zaczynają z niej wychodzić, uświadamiają sobie, że były wcześniej pewne niepokojące sygnały. Łatwo pokazać to na przykładzie rodzenia się przemocy ekonomicznej. Na początku mogą to być „niewinne” pytania o finanse, które mogą być wręcz interpretowane jako zaradność czy oszczędność: „Na co poszły te pieniądze? Dlaczego to tyle kosztowało?”. Takie zachowania eskalują i szybko zamieniają się w wyliczanie pieniędzy i fakt, że jedna strona obsesyjnie kontroluje wydatki rodziny.
Chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt: wdrukowywanie przemocowych wzorców dzieciom. Dziewczynki nadal uczy się, że jak chłopiec ciągnie za warkocz czy dokucza, to robi to z sympatii. Wydaje się to niewinne, ale to naprawdę poważna kwestia. Zwracajmy uwagę nawet najmłodszym dzieciom, że zainteresowanie okazujemy poprzez pozytywne zachowania. Korygujmy te negatywne. „Kto się lubi ten się czubi”? – sprzeciw! Kto się lubi, ten rozmawia, proponuje fajną zabawę.
 
Podsumujmy zatem: jak czytać sygnały ostrzegawcze w praktyce?
M.P.K.: – Inklinacje do powstawania przemocy w relacji są trojakie: agresja partnera, wzorce wyniesione z domu i fakt, że w czasie wspólnego życia kobieta staje się od mężczyzny zależna. Zacznę od tego ostatniego czynnika, bo z nim styka się prawie każda kobieta, kiedy jest w ciąży i zostaje matką. Jest wtedy bardziej bezbronna, słabsza – potrzebuje opieki i pomocy. Nawet w dobrych relacjach może to być trudny moment. Pojawienie się małego dziecka i czas opieki nad nim to dla związku sprawdzian relacji: czy para dba o współzależność i równość, czy też pojawia się nierówność i zależności.
I to właśnie powinno zwracać naszą uwagę: czy partner traktuje nas z szacunkiem na wszystkich poziomach. Przemoc psychiczna zaczyna się na poziomie drobiazgów dnia codziennego. Takie sformułowania na poły żartobliwe, jak: „to nieistotne”, „co ty mówisz?”, „głupstwa gadasz”, to umniejszanie roli współmałżonka i deprecjonowanie jego opinii. Po takich słowach często pojawiają się kolejne mikronierówności w praktyce, np. pytanie o wszystkie szczegóły życia, konsultowanie ich. I dyskomfort jednej strony, jeśli nie zapyta, bo czuje napięcie i oznaki niezadowolenia ze strony „zatwierdzającej pomysły”, jeśli drobiazg nie zostanie ustalony razem: ten rodzaj pieczywa, nie tamten; tulipany, nie żonkile; ogórkowa, nie pomidorowa itd.
Nie ma nic złego w tym, że dostosowujemy się do bliskiej osoby, żeby sprawić jej przyjemność: wkładamy sukienkę, w której nas lubi, czy gotujemy ulubioną potrawę. Jednak w momencie, kiedy mąż reaguje nerwowo, bo nie lubi, jak malujemy paznokcie albo ubieramy się w czerwoną sukienkę, powinnyśmy zastanowić się, z czego to wynika. Bo właśnie przez kontrolowanie szczegółów osoby przemocowe wypracowują schematy władzy. I obniżają samoocenę drugiej strony, której poczucie własnej wartości spada systematycznie do bardzo niskiego poziomu. A osoba z niskim poczuciem własnej wartości, niepewna swojego zdania jest wymarzoną ofiarą. Łatwo daje się odizolować od rodziny, znajomych, czyli tych, którzy mogliby być wsparciem.
 
Mam jednak wrażenie, że zdarzają się osoby stosujące przemoc, którecelująwłaśnie w silne kobiety. Panie takie jak Zofia Ragankiewicz, Katarzyna Figura czy prof. Jadwiga Staniszkis to zdecydowanie silne indywidualności.
P.K.: – Tak, myślę, że nie ma takiego schematu, który wyraźnie pokazywałby, że przemoc dotyka tylko słabszych i delikatniejszych kobiet. Sądzę, że dla niektórych mężczyzn na wysokich stanowiskach, którzy w pracy negocjują, „toczą bitwy”, a potem niestety potrzebują gdzieś odreagować ten stres, często „miejscem” odreagowania jest właśnie partnerka. Bardzo często równie silna i skuteczna. Ale będąca najbliżej. Pod ręką.
 
I mająca dozę wyrozumiałości, bo przecież wie, że wysokie stanowisko to ogromy stres związany z pełnieniem eksponowanej roli.
P.K.: – Właśnie tak. Dlatego przemoc w takich parach to częstokroć pasmo szantaży i ultimatów. Wysoko postawione osoby niszczą się wzajemnie, grożąc sobie na przykład, jak się publicznie ośmieszą i jak wiele mogą stracić, gdy ujawnią na zewnątrz prawdę o swojej relacji.
 
M.P.K.: Chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jeden rodzaj przemocy. Seksualną. Mało się o niej mówi, bo jak to – w małżeństwie? Panuje przekonanie, że mąż ma „prawo” do mnie, mojego ciała. Po ślubie człowiek nie staje się niczyją własnością ani niewolnikiem. Na czym innym polega małżeństwo. Dlatego na wszelakie objawy traktowania naszej osoby i naszego ciała wbrew nam trzeba reagować tak, jak czujemy. To może się zaczynać od „niewinnych” żartów i komentarzy w obecności innych osób na temat ciała kobiet, ale może też przybrać formę przymuszania, zawstydzania i upokarzania żony w sytuacjach intymnych. To jest przemoc na tle seksualnym i nazywajmy to po imieniu.
 
Co powinna zrobić kobieta, która czuje, że w relacji z mężczyzną zaczyna dziać się coś złego?
M.P.K.: – Zacząć o tym mówić. Zdecydowanie! Bez żadnych oporów porozmawiać z kimś z rodziny, przyjaciół. Można zwrócić się do fundacji czy stowarzyszeń, ośrodka pomocy społecznej albo osoby duchownej, wszędzie, gdzie znajdziemy godnego zaufania rozmówcę. Absolutnie unikać duszenia w sobie takich wątpliwości.
Na początkowych etapach kryzysy bardzo często daje się zażegnać. Tylko potrzeba otwartości i komunikacji. Wystarczy otworzyć się przed bliska osobą: Wiesz, mam wątpliwości… X postępuje tak i tak – co o tym sądzisz? Wyartykułowanie pewnych rzeczy na głos to ogromny krok. Bardzo potrzebny.
I podkreślam jako psycholog terapeuta pracujący z ofiarami przemocy: szukanie pomocy to żadne łamanie lojalności. Lęk ofiary to największy, czasami tak naprawdę jedyny sprzymierzeniec agresora.
 
P.K.:A ja jako mężczyzna powiem tak: jeśli coś dzieje się z moim samochodem, idę do mechanika, jeśli w gniazdku pojawiają się iskry, proszę o pomoc elektryka. W przypadku iskrzenia w związku powinniśmy naprawdę udać się po wskazówki do fachowca. To oznaka dojrzałości, odpowiedzialności i tego, że nam zależy.
 
Czy my, osoby z zewnątrz, widząc symptomy niepokojące nas w relacjach wśród rodziny, przyjaciół powinniśmy reagować? Bo panuje jednak pogląd, że w sprawy rodzinne innych dobrze wychowani ludzie się nie wtrącają.
P.K.:Uważam, że należy się wtrącać. Miałem tego przykład w rodzinie. Problemy bliskich osób nie były dla mnie łatwą sprawą. Nikt z rodziny nie powiedział jednak poszkodowanej: „Oj, przeczekaj”. Nasze działanie było szybkie i zdecydowane. Stanęliśmy za nią murem. Przygotowaliśmy miejsce, gdzie mogła zatrzymać się z dzieckiem, zadbaliśmy o pieniądze i logistykę przeprowadzki. Z perspektywy czasu widzę, że to był dobry krok.
 
M.P.K.: Żeby jednak do takiego kroku doszło, kobieta musi być wewnętrznie głęboko przekonana o jego słuszności. A to w relacji z przemocowcem bardzo trudne. Bo wykazuje on ambiwalentne zachowania: przemoc – skrucha. Niszczy i obraża, a za chwilę daje kwiaty, prezenty, mówi, że kocha i obiecuje poprawę. Kobieta dodatkowo ma często dylemat: gdzie ja się podzieję, co zrobię z kwestiami finansowymi. Dlatego tak ważne jest wsparcie z zewnątrz.
 
Powiedzmy jasno: kobieta musi uciekać, żeby chronić siebie i dzieci?
M.P.K.: Oczywiście. Osoba stosująca przemoc najczęściej nie dostrzega tego problemu. Jest jej w życiu wygodnie, dlatego nie widzi sensu korygowania swojego zachowania czy osobowości.
Epatuje ofiarę komunikatami: „Przecież jak jesteś cicho, to nic się nie dzieje. Wybucham tylko kiedy jesteś niegrzeczna”. Zdolności manipulacyjne, traktowanie członków rodziny w  przedmiotowy sposób oraz skłonności narcystyczne to cechy, które najczęściej znajdziemy w zachowaniu socjopaty. Obrażanie, wyzwiska, kontrolowanie, sprawdzanie – i obiegowe opinie z zewnątrz na temat ofiary przemocy: „Widać to lubi”, „Gdyby jej było źle, to by odeszła”, które paraliżują dodatkowo, obok sieci uzależnień, którą wypracował sprawca przemocy.
Jako rodzice chcemy też powiedzieć do mam: Pełna rodzina – mama, tata, dzieci – jest wartością, ale tylko wtedy, gdy jest zdrowa, wspierająca. Jeśli jest w niej przemoc, nie stanowi ona już dobrego wzorca dla dzieci. Uciekajmy z dziećmi z pokiereszowanego świata.
Dzieci bez jednego z rodziców, ale w domu z miłością i spokojem rozwijają się dużo lepiej niż w „pełnej rodzinie”, gdzie dominuje prawo pięści. Wtedy żadne prezenty nie zastąpią dziecku poczucia fizycznego bezpieczeństwa. Patrzę często na dzieci z „dobrych domów”, gdzie objawy psychosomatyczne – różne, zależnie od wieku: obgryzanie paznokci, uderzanie głową w ścianę czy kanapę, jąkanie, plucie, pochrząkiwanie albo chociażby urocze uporczywe „kręcenie loczka” – pokazują, że dziecko nie radzi sobie z nadmiernym obciążeniem emocjonalnym wynikającym z konfliktów między rodzicami.
P.K. : – Bardzo ważna jest psychoedukacja, której u nas często brakuje. Dorosłym wydaje się, że kłótnie za zamkniętymi drzwiami czy „ciche dni” nie uderzają w dzieci. Uderzają i zostawiają ślady. A potem blizny. Dlatego kiedy w rodzinie dzieje się źle, ważne jest zwrócenie się do specjalisty. On pomoże zbudować ofierze przemocy plan ratunkowy, krok po kroku.
 


Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”                    
22 668-70-00

  
Marta Piegat-Kaczmarczyk
Psycholożka, terapeutka i trenerka w Pracowni Terapii i Psychoedukacji. Od kilkunastu lat pracuje z dziećmi, kobietami i parami z różnych stron świata. Prowadzi m.in. grupy wsparcia i warsztaty dla rodziców, terapię dzieci i młodzieży, szczególnie po doświadczeniach traumy, przemocy i dyskryminacji

Paweł Kaczmarczyk
Trener i coach, od 2001 r. prowadzi warsztaty i szkolenia rozwojowe.
Są małżeństwem od ponad 15 lat, mają dwoje dzieci. Prowadzą warsztaty dla par Pracownia Rozwoju Relacji
                                                                                                         



 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki