Logo Przewdonik Katolicki

Agent bez nogi

Marzena Gursztyn
FOT. AGNIESZKA KURASIŃŚKA/PK, JAGUWAR1821/WIKIPEDIA.

„Miałem masę problemów z medykami i to nie z braku nogi, ale dlatego, że przepisy królewskiej armii nigdzie nie określają, kto zapłaci za odszkodowanie za protezę, uszkodzoną na skutek skoku ze spadochronem” - tak Andrzej Kowerski wspominał perypetie związane z uzyskaniem zgody na udział w szkoleniu dla cichociemnych.

Andrzej Kowerski nogę stracił jeszcze przed wojną. Kalectwo nie było jednak przeszkodą w dołączeniu do Czarnej Brygady gen. Stanisława Maczka. Po ataku ZSRR 10. Brygada Kawalerii dostała się na Węgry, gdzie żołnierze Wojska Polskiego, zgodnie z międzynarodowym prawem, zostali internowani. Kowerskiemu udało się uciec w ciągu 48 godzin, choć nie miał ani pieniędzy, ani cywilnego ubrania. Postanowił, że będzie wyciągał polskich oficerów z obozów internowania. Sam, jako człowiek orkiestra: organizator, dostarczyciel dokumentów, kurier i kierowca. W jaki sposób? Dzięki fałszywym papierom, które zdobędzie, a jak trzeba to sfabrykuje je jego pomocnik, baron Adam Konopka.
Mieszkali w hotelu Metropol, udostępnionym przez węgierską komisję pomagającą polskim uchodźcom. Kowerski wracał ze swoich eskapad nad ranem: umęczony, ubłocony i „trzeźwy jak świnia”, o czym portier nie omieszkał poinformować policji. Sytuacja zrobiła się niebezpieczna. Andrzej oskarżony o ucieczkę z obozu internowania przekonał jednak policjantów, że to nieporozumienie. Położył po prostu na stole swoją drewnianą nogę i zaczął argumentować, że trudno podejrzewać kalekę o taki rodzaj działalności.
Konopka szybko znalazł nowe miejsce noclegowe, pokój u przemiłego profesora muzyki, w dodatku z dwiema pięknymi siostrzenicami. Przeprowadzili się natychmiast, lecz kiedy Andrzej wrócił nocą z wypadu nad jugosłowiańską granicę wpadł we wściekłość. Zobaczył, że ulica jest rzęsiście oświetlona i zamieniła się właściwie w deptak, na którym w dodatku gra głośna muzyka. Spojrzał na nazwę: „Vicc utca” i wszystko stało się jasne. „Ulica uciech”… Wściekły poderwał z łóżka zaspanego Konopkę i podprowadził go do okna. Kiedy jednak wyjrzał, złość przemieniła się w uśmiech zadowolenia: na chodniku stał sznur samochodów równie ubłoconych jak jego wóz, który swoim niechlujnym wyglądem zawsze zwracał uwagę.
 
Uważaj na siebie
Stojąc pewnego wieczoru w zadymionej budapeszteńskiej winiarni i opowiadając znajomym o jednej ze swoich akcji, zobaczył piękną ciemnowłosą kobietę, która przysłuchiwała się rozmowie. Była Polką i zaprosiła go na obiad. Kiedy Andrzej otworzył się i skrytykował brytyjski rząd, zaczęła bronić Anglii i Francji. Nazywała się Krystyna Skarbek. Była brytyjską agentką, wspomagającą ruch oporu w okupowanych państwach Europy. Wybierała się do Polski i poprosiła Kowerskiego o pomoc w zorganizowaniu przerzutu przez góry. Zakochali się w sobie od razu i stali się nierozłączni.
Węgierska organizacja Andrzeja rozrastała się. Nie był już tylko człowiekiem orkiestrą, pojawili się pomocnicy, ale i problemy. Podejrzewany o przerzut ludzi do Jugosławii, Kowerski został aresztowany. Jednak i tu miał szczęście. Madeleine Masson, biografka Krystyny Skarbek, relacjonuje: „Wtrącili go więzienia. Przy tej okazji miał sposobność porozmawiać z pewnym majorem, ujmującym człowiekiem – jak się wkrótce dowiedział – oficerem... polskiego wywiadu z II Oddziału. Major przesłuchał Andrzeja, który wyparł się wszystkiego i powiedział: – Panie poruczniku, proszę posłuchać: wiem, co pan knuje. Gdybym był węgierskim oficerem na pana miejscu zrobiłbym dokładnie to samo, ale proszę zrozumieć, że muszę wypełnić swój obowiązek. Niech pan mnie nie zmusza, żebym postąpił z panem ostrzej. Tym razem jest pan wolny, ale następnym razem spotkają pana przykre konsekwencje”. Rodak, który był teoretyczne w służbie Węgier, a więc podlegał Niemcom, nie mógł wzbudzać podejrzeń, więc miał inne priorytety niż wyciąganie z kłopotów Kowerskiego.
Andrzejowi pracowało się coraz trudniej, gdyż ludzie, którzy mu pomagali również byli na cenzurowanym: albo nie mogli iść do wojska, co zawsze wzbudzało podejrzenia, albo byli zbyt ważni, aby ich gdzieś wysłać. Znów dostał się do więzienia i znów został zwolniony z wyraźnym ostrzeżeniem, że ma na siebie uważać.
 
Akcja na Dunaju
Anglia potrzebowała coraz więcej pilotów, więc Kowerski zwoził ich z granicy Czech i Polski i pilnował, żeby bezpiecznie przekroczyli granicę z Jugosławią. Wyjeżdżał z Budapesztu po południu i jechał nad granicę, po czym tej samej nocy pokonywał trasę do Jugosławii. Niejednokrotnie musiał przebywać pieszo wiele kilometrów, zanim doszło do spotkania z przemytnikami. Jego noga ropiała i była w fatalnym stanie, a bóle pierwszych kroków rano, nawet dla tak twardej osoby jak on były trudne do zniesienia.
Ludzie Andrzeja na prośbę Brytyjczyków obserwowali również ruch na Dunaju, którym za pomocą barek transportowano dostawy dla Niemców. Krystyna i Andrzej nie mogąc patrzeć na to bezczynnie, postanowili podłożyć  miny pod barki płynące z rumuńską benzyną do Austrii. Andrzej z kolegą mieli podpłynąć wpław do barek i przymocować miny nastawione na dwanaście godzin tak, żeby eksplodowały w austriackim porcie. Szybko przystąpili do realizowania planu: Andrzej zostawił protezę w samochodzie, po czym zanurzyli się w zimnych wodach Dunaju. Sabotażyści podłożyli ładunki, a prąd zniósł ich daleko zsiniałych z zimna, ale z satysfakcją usłyszeli wybuch w austriackim porcie. Na skutek tej akcji Niemcy wszystkie barki płynące po Dunaju, zaczęli wyposażać w reflektory.
 
Wpadka
Krystyna i Andrzej pracowali szalenie intensywnie, zdobywali i przekazywali Brytyjczykom ogromne ilości informacji. Jednak pewnego dnia o czwartej rano zadzwonił dzwonek. Gestapo przesłuchiwało ich przez kilka dni. Wcześniej szczegółowo ustalili zeznania, więc były one zbieżne. Niemcy tym bardziej się wściekali. Wtedy Krystyna, wyczuwając współczucie u jednego z przesłuchujących, przegryzła sobie język tak, że krew polała się po jej brodzie. Zaczęła symulować atak kaszlu, co po niedawno przebytej grypie nie było trudne. To zmusiło Gestapo do przerwania przesłuchania i wezwania lekarza. Ten po wykonaniu zdjęcia płuc pokręcił ze współczuciem głową i stwierdził, że kobieta ma taką gruźlicę, że jest umierająca. W rzeczywistości Krystyna była zdrowa, zaś koszmarne zdjęcie płuc spowodowane było tym, że jako młoda kobieta pracowała w Warszawie w salonie Fiata, gdzie była narażona na nieustanny kontakt ze spalinami. To pozostawiło niegroźne, ale efektownie wyglądające cienie na płucach. Krystyna dopowiedziała jeszcze, że jej ciotka, krewna regenta Węgier, admirała Horthy’ego, szuka dla niej lekarza. Zwolniono ich natychmiast.
 
Jazda bez trzymanki
Chcieli uciec z Węgier, ale nie mieli wiz. Ratunkiem okazał się zaprzyjaźniony sir Owen z ambasady brytyjskiej. Otrzymali od niego coś, co było prezentem na wagę złota – nieosiągalne brytyjskie paszporty. Wymyślili też na poczekaniu nowe tożsamości, zgadzające się z ich inicjałami: Andrew Kennedy i Christine Granville. Krystyna dobrze znała angielski, w wykonaniu Andrzeja był on wówczas gorzej niż tragiczny. Stworzyli więc historyjkę o tym, że obydwoje mieli rosyjskich ojców i wychowali się w Rosji, ale urodzili się w Londynie.
Sir Owen jeszcze raz ich zaskoczył. Wpadł bowiem na pomysł, że – aby para nie wzbudziła podejrzeń – Krystyna pojedzie w bagażniku rządowego chryslera z flagami, prowadzonego przez jego asystenta. Takie auta przepuszczano przez granicę z honorami. Andrzej wyprzedził ich po drodze swoim opelkiem. Ustalili, że da znać pogranicznikom o przejeździe vipów, co zawsze wzbudzało poruszenie, a i jemu pozwoliłoby łatwiej przekroczyć granicę. Samochody na polskich rejestracjach, których kierowcy nie mieli jugosłowiańskiej wizy, przekraczały granicę węgiersko-jugosłowiańską w niekonwencjonalny sposób: auto przepychano przez granicę na stronę jugosłowiańską, gdzie miał odebrać je drugi kierowca, natomiast dotychczasowy szofer wracał na Węgry. Andrzej stojąc obok szlabanu, dał znać kierowcy rządowego samochodu, że wszystko jest w porządku. Chrysler z Krystyną w bagażniku przejechał odprawiony z honorami. Wówczas Andrzej zapytał, czy może również. „Nie mieli nic przeciwko temu, przepchnąłem więc samochód na drugą stronę. Tam zaś wyciągnąłem brytyjski paszport razem z wizą i pomachawszy kpiąco Węgrom, siadłem do opla i ruszyłem dalej, żeby dogonić chryslera”.
Ich droga do Kairu mogłaby posłużyć jako kanwa filmu przygodowego i komedii w jednym. Pobyt w Egipcie był jednak męczący ze względu na towarzyski ostracyzm, wywołany plotką o szpiegostwie na rzecz Rzeszy. Ostatecznie jednak stwierdzono, że ich lojalność była poza wszelkimi podejrzeniami.
 
Tylko się nie połam
Andrzej wymyślił, że chętnie skończyłby kurs spadochronowy i chciałby być zrzucony do Polski. Jednonogi spadochroniarz? Tego jeszcze nie było! W dodatku od dłuższego czasu noga Andrzeja znowu bardzo go bolała, a w ranę wkradła się infekcja. Zdecydował się więc na operację, a potem przez dwa tygodnie uczył się na nowo poruszać z inną protezą. Przekonał Anglików, że pomysł z kursem spadochroniarskim jest poważny i dostał skierowanie do obozu szkoleniowego w Hajfie. „Pomysł rzeczywiście musiał być wariacki, jednonogi facet upiera się, że będzie skakać z samolotu. Miałem masę problemów z medykami i to nie z braku nogi, ale dlatego, że przepisy królewskiej armii nigdzie nie określają, kto zapłaci za odszkodowanie za protezę, uszkodzoną na skutek skoku ze  spadochronem. Moje zapewnienia, że zapłacę za nią sam, nikogo nie wzruszały, dopóki nie znalazłem doktora Irlandczyka, który mnie zrozumiał: – Ty zagraniczny kretynie, jak ci nie dam tego zaświadczenia, to pewnie skoczysz z ciężarówki, więc masz, rób, co masz robić, tylko nie złam karku”.
Madeleine Masson tak relacjonuje debiut Kowerskiego: „Pierwszy skok Andrzeja zgromadził imponującą widownię. Podwojono wszystkie środki bezpieczeństwa: zjawiły się dwie karetki Czerwonego Krzyża i dwie dodatkowe do pozbierania szczątków. Andrzej skoczył pierwszy i kiedy wszyscy go dopadli, spokojnie zwijał spadochron. Uspokoił ich machnięciem dłoni, popędzili wiec do skoczka numer trzy, który złamał obojczyk, a potem numer pięć, który skręcił nogę w kostce”. Dla kolejnych kursantów Andrzej stał się namacalnym dowodem, że trudny kurs jest do zaliczenia; instruktorzy stawiali go za wzór. Pomógł m.in. starszym i nie tak sprawnym jak pozostali spadochroniarze generałom Davisowi i Armstrongowi, którzy mieli zostać zrzuceni do Albanii i Jugosławii. Widząc, że „jednonogi” świetnie sobie poradził, sami przełamali opory i nauczyli się świetnie skakać.
 
Niespełnione plany
Po zakończeniu kursu Kowerski wyruszył do Benghazi. Potem znalazł się we Włoszech, w Bari i Ostuni, w Polskiej Szkole Spadochronowej, skąd miał nadzieję, zostanie zrzucony do kraju. Tak się jednak nie stało. W Rzymie wziął udział w kameralnej audiencji u papieża Piusa XII i nie zważając na protokół, odezwał się: – Ależ Ojcze Święty, Kościół katolicki nie może chyba bezczynnie przyglądać się tym okropnościom: zabijaniu, wywożeniu i gazowaniu ludzi bez słowa. Papież odpowiedział: – Synu mój, zrozum, że Kościół katolicki musi się troszczyć o cały świat, nie tylko o jeden kraj.
W 1943 r. Andrzej znalazł się w Londynie, gdzie zorganizował spotkanie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, żeby porozmawiać z nim o konieczności stworzenia w Polsce brytyjskiej misji, podlegającej bezpośrednio brytyjskiemu rządowi. Udało się, ale niestety za późno. Andrzej wspominał: „Pułkownik Threlfall, wielki przyjaciel Polaków, skuteczny jak zawsze, pomógł przekonać brytyjskie władze, że Brytyjska Misja w Polsce jest niezbędna. Muszę powiedzieć, że bardzo krytycznie oceniam postępowanie VI Oddziału, który zgodził się na tę misję, dopiero w obliczu katastrofy, gdy Warszawa stała już w płomieniach”.
Więcej o działalności Andrzeja nie wiadomo. Koniec wojny zastał go w Hamburgu, potem pojechał do Bonn, gdzie został włączony do sztabu. Ścigał po wojnie hitlerowskich zbrodniarzy. W 1952 r. została zamordowana Krystyna. Ogromnie przeżył jej tragiczną śmierć. Sam zmarł w Monachium, w 1988 r., a jego ostatnią wolą było, żeby urnę z jego prochami złożyć w grobie Krystyny. Spoczęli w końcu w jednym miejscu, na cmentarzu Kensal Green w Londynie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki