Przemoc wobec dzieci przez wieki stanowiła tabu w społeczeństwie – i Kościele. Dzieci były całkowicie zależne od rodziców (opiekunów), którzy mając nad nimi władzę, czasem jej drastycznie nadużywali. Dom był twierdzą, krzywdzenie dzieci – ich prywatną sprawą. Czy dostrzega Pani zmianę wrażliwości?
– To, że dziś o tym rozmawiamy na łamach „Przewodnika Katolickiego”, pokazuje, że uważność, wrażliwość na krzywdę dzieci rośnie. Coraz więcej osób reaguje, nazywa przemocowe zachowania po imieniu. Już się nie mówi, że to są tylko „środki wychowawcze”, „styl wychowania”. Świadomość szkód, jakie ponosi dziecko doświadczające przemocy, jest inna niż 20 lat temu. Z drugiej strony wciąż panuje przekonanie, że to, co dzieje się w domu, to sfera prywatna. Nie wolno nam w nią wchodzić. Obserwując proces zmian na przestrzeni lat, uważam jednak, że idziemy w dobrym kierunku.
Debata publiczna w Polsce sprowadza się często do absurdu: „klapsy – za czy przeciw”, podczas gdy przemoc jest realna, a jej skala – ogromna. Warto obalić kilka mitów na temat przemocy. Jednym z bardziej powszechnych jest ten, że przemoc stosują mężczyźni, a kobieta nie jest do niej zdolna.
– Prowadzę szkolenia dla przedstawicieli różnych służb, które pracują w obszarze przeciwdziałania przemocy domowej i obalam te mity. Trzeba wyjść ze stereotypów. Przemoc stosują również kobiety – wobec mężów, partnerów i dzieci. Mówmy o tym. Kobiety stosują także przemoc seksualną. Musimy być niezwykle czujni, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci ze specjalnymi potrzebami czy niepełnosprawnością, gdzie przemoc dużo trudniej zdiagnozować. Czasem nikt nie widzi nic niepokojącego, bo przecież to matka…
Kolejnym mitem jest wiara, że przemoc psychiczna jest mniej szkodliwa. Jest trudna do zauważenia, bo nie leje się krew.
– Każda przemoc jest groźna. Ma ogromne, długofalowe skutki. Niszczy życie człowieka, który jej doświadcza. Jestem daleka od dzielenia jej na groźną, fizyczną, i niegroźną, bo właśnie może niewidoczną. Na szczęście w tej kwestii też następują pozytywne zmiany, patrzymy na przemoc szerzej niż tylko na bicie zostawiające na ciele siniaki lub inne ślady. Przemoc fizyczna jest tylko łatwiejsza do zdiagnozowania. To ona wydaje się najbardziej wstrząsająca, skupia uwagę społeczną. Ale przemoc może być ekonomiczna, seksualna, emocjonalna. Straszne skutki ma zaniedbanie dziecka – osoby zależnej.
Jako koordynator interwencyjnego telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży wiem, że bardzo często zgłaszają się do nas osoby, które mówią o zaniedbaniu emocjonalnym. O braku relacji w rodzinie. Rodzice zaspokajają ich potrzeby bytowe typu: „masz gdzie spać”, „masz co jeść”, „masz w co się ubrać”. Czasem nawet na bardzo wysokim poziomie. Brak im natomiast poświęcanego czasu, uwagi, a co za tym idzie – uważności, autentycznej troski. Dziecko musi być pewne, że rodzice je widzą, a jego potrzeby są dla nich ważne. Kiedy tego nie dostaje, czuje się osamotnione. Zbędne. Jego realne problemy są odbierane jako kłopot. Osobną kwestią jest zaniedbanie bytowe dziecka. Istnieje cały szereg form przemocy, które są tak samo dotkliwe jak bicie. Pozostawiają one rany na całe życie.

Przemoc fizyczna może prowadzić do morderstwa. Inne jej formy nie zabijają, ale nierzadko doprowadzają do samobójstwa. Efekt ten sam.
– Oczywiście, że tak! Przemoc psychiczna czy seksualna, każda forma przemocy jest odbieraniem życia na raty. Będę cię tak niszczyć, zostawię ci takie rany, których nigdy nie będziesz w stanie zaszyć. Nie znajdziesz na nie plastra. Sprawca przemocy domowej robi też wszystko, żeby ofiara nie mogła u nikogo szukać pomocy. Izoluje ją od ludzi.
Niemoralność przemocy polega na tym, że osoba jest używana jak przedmiot do osiągania różnych celów. Czym są owe rany?
– Wewnętrzna rana to przekonanie, że jestem nikim. Nie mam na nic wpływu. To absolutny brak poczucia sprawstwa. Nie mam kontroli nawet nad swoim życiem, włącznie z tak błahymi sprawami jak to, w co się dziś ubrać, co zjeść. Nic ode mnie nie zależy. Osoba, która doświadcza przemocy, ma poczucie, że nic nie jest w stanie zmienić tej sytuacji. Myślę, że istotą przemocy jest całkowite obdarcie człowieka z godności.
W przypadku dzieci mamy jeszcze do czynienia z tzw. podwójnym wiązaniem. Z jednej strony sprawca bije, gwałci, traktuje jak przedmiot, krzywdzi, zadaje ból. Z drugiej strony to jest rodzic! Mama lub/i tata. Jestem z nią/nim na co dzień. Robi mi kanapki do szkoły. W jakiś sposób dba o moje potrzeby. To jest podwójny świat, szczególnie trudny do uniesienia. Osoba, którą mam kochać, zadaje mi cierpienie. Dzieci krzywdzone przez rodziców nie przestają ich kochać. One przestają kochać siebie.
Dziecko dostaje sprzeczne komunikaty: rodzic „kocha”, a zarazem mówi „jesteś zerem”, „mogę z tobą robić, co chcę”. Ktoś musi być winien. Czy dziecko myśli: „coś jest ze mną nie tak, skoro tak mnie traktuje”?
– Dziecko traci poczucie własnej wartości. Poczucie sprawstwa i kontroli. Bardzo często osoby dorosłe krzywdzone w dzieciństwie mają ogromne poczucie winy. Siedzą w nich pytania: co ja zrobiłem? Dlaczego tak się stało? Te dzieci są niewinne. Odpowiedzialność nie leży po ich stronie. Przemoc zabiera im jednak szansę na dojście do tego, kim naprawdę są. Czasem nawet wiarę w to, że mają prawo do życia. Nie są błędem, kłopotem, kimś złym.
Skutkiem mogą być trwałe zaburzenia osobowości, ogromne traumy, PTSD (syndrom stresu pourazowego), samouszkodzenia ciała. Ucieczka od bólu w alkohol lub narkotyki. Myśli samobójcze. Przemoc psychiczna nie zostawia sińców, ale to, co robi z osobowością, świadomością, bywa nawet bardziej okrutne. Także dziecko zaniedbane nie rozwija się prawidłowo. Przemoc rzutuje potem na relacje, na pracę. Na przyszłe decyzje życiowe.
I na zaufanie do Boga jako Ojca. Słowo Ojciec budzi zaufanie, a po takim doświadczeniu – lęk, nieufność. Jest jeszcze jeden ważny wątek religijny – fałszywe rozumienie męczeństwa. Znam kobietę, która bita przez męża usłyszała w konfesjonale, że krzyż to droga Chrystusa i ma naśladować takie wzory jak św. Monika, św. Rita i bł. Dorota z Mątowów. Nie znam ani jednego męża wyniesionego na ołtarze za to, że uległością i cierpieniem nawrócił żonę.
– Oniemiałam, słysząc to, co tej kobiecie powiedziano w trakcie spowiedzi. Znam bardzo mądrych księży, którzy mają świadomość problemu. Mówią: doświadczanie przemocy nie jest męczeństwem, które prowadzi do zbawienia. Tu jest wyraźna granica, czego księdzu w spotkaniu w konfesjonale zrobić nie wolno.
Osoba dorosła doświadczająca przemocy też jest emocjonalnie uwikłana. W przemocowym domu wszyscy członkowie rodziny funkcjonują zgodnie z danymi mechanizmami. Dlatego tak trudna jest praca osób z zewnątrz, które chcą pomóc. Muszą „wybić” skrzywdzonych z tych mechanizmów. Przemoc domowa ma swój cykl, który – jeśli nie zostanie przerwany – może trwać całe życie.
Na czym polega cykl przemocy?
– Ma trzy fazy. Najpierw jest faza ostrej przemocy, wtedy przemoc jest najczęściej diagnozowana. Potem następuje faza „miodowego miesiąca”. Osoba stosująca przemoc kaja się, obiecuje poprawę, ogromnie przeprasza. Często mówi: „to już nigdy się nie powtórzy”, „raz mi się zdarzyło”, „byłem/byłam zdenerwowany”, „przecież wiesz, że cię kocham!”. Robi wszystko, aby na nowo odzyskać zaufanie, jeszcze bardziej uwikłać osobę, która doświadcza przemocy, dać jej złudną nadzieję, że sytuacja ulegnie poprawie i to rzeczywiście będzie ostatni raz, że nasze życie się zmieni.
Po nich następuje faza narastającego napięcia, które jest nie do zniesienia, w którym nie da się funkcjonować, i tak znowu dochodzimy do fazy ostrej przemocy. Napięcie zostaje rozładowane, pojawia się skrucha i „miodowy miesiąc”. Jeśli nikt nie zatrzyma tego cyklu, będzie krążył jak błędne koło. Z każdym okrążeniem trudniej z tego wyjść.
Dlaczego dorośli świadkowie tak rzadko reagują? Jesteśmy obojętni na krzywdę dziejącą się obok?
– Nie zawsze wynika to z obojętności. Czasem ktoś widzi, przeżywa to nawet, ale kiedy przychodzi moment zgłoszenia sprawy do służb, stwierdza: nie będę się wtrącał. Z moich doświadczeń wynika, że bierność wynika przede wszystkim z lęku przed konsekwencjami. Jeżeli zgłoszę sprawę, może będę musiał zeznawać w sądzie, wezwą mnie na policję. Druga kwestia to strach przed reakcją sprawcy. To dotyczy zwłaszcza relacji sąsiedzkich: „jak on/ona bliskim robi takie rzeczy, to co zrobi mnie i moim dzieciom?”. Czasem działa też mechanizm rozproszenia odpowiedzialności. Skoro wszyscy słyszą, co się dzieje, na pewno ktoś to zgłosi. Wszyscy tak zakładają i nie zgłasza nikt. Jeżeli rodzina jest objęta jakąś formą pomocy, nadzoru, ludzie myślą: „przecież są służby, które mają się tym zajmować – na pewno widzą, co się dzieje!”. Bardzo często pojawia się poczucie, że inni są za to odpowiedzialni. A wcale tak być nie musi. Kluczowe są informacje ze środowiska krzywdzonych dzieci, od sąsiadów, ze szkoły. Z miejsc, gdzie przebywają one intensywniej i z dużo większą częstotliwością, niż kontaktuje się z nimi funkcjonariusz policji lub pracownik socjalny.
Racjonalizujemy milczenie?
– Tak. Człowiek podejmuje próby racjonalizowania tego za wszelką cenę. Bo jak żyć ze świadomością, że ktoś, także przeze mnie, cierpi? Aż po najbardziej drastyczne przypadki. Ktoś popełnił samobójstwo. Spalono mu dom. Ludzie stosujący przemoc, krzywdzący innych to nie tylko psychopaci, socjopaci i sadyści, ich w społeczeństwie nie jest tak wielu.
Około 2 procent.
– Tak się szacuje.
Wielu sprawców robi świetne wrażenie, są normalni. Przemoc bywa w „dobrych domach”.
– Osoby uwikłane w przemoc (cenię język, który nie nadaje etykiet tak jak słowo „ofiara” czy „sprawca”) to ludzie, którzy żyją wśród nas. Często są świetnymi kolegami i koleżankami z pracy... Niektórzy bardzo wysoko funkcjonują: mają prestiżowe zawody, wysokie dochody, status społeczny. Ale to, co dzieje się w domu, to inna sprawa. Osobom, które doświadczają przemocy w takim domu, trudno się od niej uwolnić. Kiedy mówią o niej komuś, spotykają się z niedowierzaniem. Jak to jest możliwe? No coś ty? W życiu bym nie uwierzyła! To jest taki cudowny, pomocny człowiek! Taka wspaniała kobieta.
Trzeba dużo i wyraźnie mówić: przemoc jest zjawiskiem egalitarnym. Dotyka wszystkich, niezależnie od wykształcenia, pochodzenia, wyznawanej wiary, wykonywanego zawodu. To nie jest tylko domena domów określonych jako „dysfunkcyjne”. Dlatego tak ważne jest to, aby być uważnym i odważnym w reagowaniu na krzywdę dziecka.
Wśród części społeczeństwa jest przekonanie, że przemoc to skutek alkoholizmu. Przemoc nie wymaga alkoholu…
– Absolutnie nie wymaga. Znam liczne przypadki stosowania jej o każdej porze dnia i nocy, w rozmaitych warunkach, bez związku z alkoholem. On może towarzyszyć zachowaniom przemocowym – i w wielu sytuacjach tak jest. Najbardziej to widać w interwencjach podejmowanych przez policję. Alkohol jest zaznaczony w procedurze Niebieskiej Karty. Ale to nie jest jedyny problem. Alkohol nie jest powodem przemocy. Nigdy jednak nie wolno postawić znaku równości między przemocą i alkoholem. To są dwa odrębne problemy, które mogą wspólnie występować, ale jako takie wymagają osobnej diagnozy, innego przeciwdziałania.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę opublikowała w 2022 roku raport „Dzieci się liczą”, opierając się na danych z badań i z instytucji państwowych. Aż 41 proc. dzieci doświadcza przemocy ze strony bliskich dorosłych, z tego „do bicia pasem więcej niż jeden raz przyznało się 6 proc., 4 proc. szczypało dzieci, tyle samo ciągnęło za włosy lub ucho, 3 proc. uderzyło dziecko w twarz”. Najczęstsza jest przemoc psychiczna. To czubek góry lodowej, bo skalę da się tylko w przybliżeniu oszacować. To realny problem społeczny.
– Są to wyniki zatrważające. Przerażające w kontekście tego, od czego zaczęłyśmy rozmowę, czyli naszej świadomości, wrażliwości. Myślę, że uświadamianie, uświadamianie i jeszcze raz uświadamianie ludziom tego, jak bolesne, długofalowe są konsekwencje doświadczania przemocy przez dzieci, jest jedyną drogą do zmiany. W swojej pracy od dawna mówię o tym, że przemoc wpływa na mnóstwo aspektów funkcjonowania dziecka, potem nastolatka i człowieka dorosłego. Może trzeba częściej pokazywać straszliwe skutki takich zachowań, aby uczulić rodziców na problem? Uświadomić im, co robią dzieciom. Jak powoli odbierają im życie, po kawałku. Nie bezpośrednio, ale jednak. Skutecznie.
Dziecko można okaleczyć na całe życie?
– Tak. Są rany, które nigdy się nie zagoją, nie zabliźnią. Osoba skrzywdzona może nawet nigdy nie poszukać pomocy, tak bardzo będzie się bała zaufać.
Przemoc zabiera moc, życie. Skrzywdzony będzie robić wszystko, by zminimalizować ból. Poczucie wstydu. Poczucie winy. Dziecko uczy się tego, że nie jest warte miłości. Lub inaczej – musi na nią zasłużyć, bo nikt go nie kochał bezinteresownie. Takie, jakie jest. Nie ma już dla niego żadnych bezpiecznych dorosłych. Doświadczanie krzywdy, cierpienia jest czymś normalnym. Dzieci nie mają jak tego skonfrontować z inną rzeczywistością, to cały ich świat. Jedyna miłość, jaką poznały, wiązała się z bólem. Każdego dnia obdzierała je z godności i wartości. To nie jest więc tak, że człowiek dorośnie i zapomni, ułoży sobie życie. Będzie odtwarzać traumatyczne relacje, wpadać w coraz większy wstyd. A przecież rodzina to miejsce, które powinno dawać ukojenie. Ma być przestrzenią najbezpieczniejszą na świecie. Azylem, w którym chronimy się przed zagrożeniami. Tymi z zewnątrz.
---
Anna Grabarczyk
Pracowniczka socjalna, interwentka kryzysowa, psychotraumatolożka, trenerka umiejętności społecznych, współzałożycielka i prezeska Fundacji Huśtawka, koordynatorka ds. pomocowych Centrum Służby Rodzinie w Łodzi, koordynatorka Regionalnego Interwencyjnego Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży