Logo Przewdonik Katolicki

Dobra zmiana 3 Maja

Jacek Borkowicz
Fot. Polona

3 maja 1791 r. dokonano w Warszawie zamachu stanu. Wąskie grono reformatorów, przygotowujące projekt konstytucji, chciało go przyjąć w sposób faktycznie niezgodny z prawem, gdyż na przyjęcie legalnymi metodami nie było szans.

W tym celu zwołano kolejną sesję sejmu zaraz po Wielkanocy, licząc na to, że nieświadomi rzeczy, a więc niepewni posłowie nie zdążą wrócić do stolicy po świątecznej przerwie, a głosowanie odbędzie się w gronie tych wtajemniczonych. Nie przyniosło to oczekiwanych skutków, gdyż duża część posłów – jak na złość – pojawiła się jednak w Warszawie w przepisowym terminie. Wobec tego postanowiono użyć innego triku: zapowiadaną na 5 maja sesję sejmową zwołano w trybie nagłym dwa dni wcześniej.
 
Głosujmy bez czytania
Krytycznego dnia w sali sejmowej Zamku Królewskiego zebrało się 182 posłów, czyli zaledwie połowa deputowanych. Zdecydowaną większość stanowili wśród nich zwolennicy nowej konstytucji. Zaproponowano, by jej projekt przyjąć w całości i od razu, bez czytania. Opozycja protestowała, gdyż nie miała nawet możliwości zapoznania się z treścią ustawy, jednak jej głos niknął na tle ogólnej wrzawy. Galerie huczały okrzykami odpowiednio dobranej widowni – ludzi było tam chyba więcej niż posłów na sali sejmowej. Również przed zamkiem zgromadził się tłum, który wznosił hasła popierające frakcję reformistów. Był tu również oddział wojska, specjalnie sprowadzony do stolicy. W tej atmosferze trudno było wyrazić sprzeciw. W pewnym momencie obecny na sali król Stanisław August podniósł do góry rękę na znak, że chce przemówić. Posłowie większości, nie dając mu dojść do głosu, uznali ten gest za wotum zaufania dla nowej konstytucji. Nieczytany i niedyskutowany projekt przegłosowano, zakrzykując protesty nielicznych przedstawicieli opozycji.
W takich to okolicznościach przyjęto ustawę zasadniczą, która stała się natchnieniem dla kilku następnych pokoleń Polaków, inspirując ich do działań w imię niepodległości, wolności obywatelskich oraz silnego, suwerennego państwa. Poczucie paradoksu tej sytuacji jest jeszcze większe, gdy uświadomimy sobie, że litera wprowadzonych przez Konstytucję 3 maja zmian w kilku istotnych punktach odchodziła od zasad demokratycznych. Wybieralnego króla zastąpić miała dziedziczna dynastia. Zwiększenie uprawnień mieszczaństwa odbywać się miało kosztem pewnej części szlachty (gołoty, czyli herbowych pozbawionych majątków), której odebrano prawo do głosowania. Wreszcie centralizacja państwa, zmniejszając prerogatywy sejmików, uszczuplała uprawnienia lokalnych samorządów.
 
Dziejowa konieczność
Jednocześnie Konstytucja 3 maja, z punktu widzenia polskiej racji stanu, była niesłychanym krokiem naprzód. Stary ustrój szlacheckiej demokracji był już kompletnie niewydolny. Dość powiedzieć o instytucji liberum veto, która przy jednomyślnym uchwalaniu ustaw dawała pojedynczemu posłowi prawo zerwania całego sejmu. Dopóki wśród posłów przeważało poczucie wspólnego interesu, prawo to niespecjalnie Polakom wadziło. Jednak od połowy XVII stulecia, wraz z degeneracją polskiej polityki poprzez jej upartyjnienie i poddanie wpływom oligarchii,  stosowanie liberum veto stało się zmorą życia publicznego. Za Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Jana III Sobieskiego zerwano w ten sposób większość sejmów walnych. Za dwóch kolejnych Sasów sejmy te w ogóle się nie odbywały. Nie odbywałyby się i za Stanisława Augusta, gdyby nie poradzono sobie z problemem, zwołując sejmy pod laską konfederacji. Podczas obrad „sejmów skonfederowanych” (należał do nich Sejm Czteroletni, który uchwalił Konstytucję 3 maja) rozstrzygano nie jednomyślnie, jak do tej pory, ale większością głosów. Te prawne wybiegi nie mogły jednak wystarczać do uzdrowienia polskiego ustroju. Demokracja szlachecka wpędziła Rzeczpospolitą w stan paraliżu, co wykorzystali nasi sąsiedzi, ingerując w nasze sprawy. Skończyło się to rozbiorem 1772 r.
Autorzy konstytucji zdawali sobie sprawę, iż idzie o ocalenie państwa, które bez koniecznych reform po prostu przepadnie. Ustawa zasadnicza z 1791 r. z jej trójpodziałem władzy, z silną władzą centralną, ze zwiększonymi uprawnieniami mieszczaństwa zbliżała Polskę do kręgu wiodących krajów Europy. Cokolwiek by mówić, to właśnie idea oświeconej monarchii była wówczas postępowa, gdyż zamiast paraliżować, dawała potencjał obywatelskiej aktywności. W pół wieku później była to już idea przestarzała, ale pod koniec XVIII stulecia jej zastosowanie w Polsce było jak najbardziej na czasie.
Wszystko to doskonale rozumieli reformatorzy, ale także wyczuwała – bardziej, niż rozumiała – zdecydowana większość obywatelskiego społeczeństwa. Wychowana w jezuickich szkołach szlachta znała przykłady z historii starożytnego Rzymu i wiedziała, że każdy trwały ład musi zapoczątkować chaos przewrotu. Dlatego zamach stanu 1791 r. poparły bez mała wszystkie lokalne sejmiki. To ogólnopolskie referendum ostatecznie zalegalizowało Konstytucję 3 maja. Obalić ją musiały dopiero moskiewskie armaty, przy poparciu polskiej Targowicy.
 
Lekcja na przyszłość
Konflikt tego, co legalne, z tym, co niezbędne, ujawnił się z wielką mocą po odzyskaniu niepodległości. Wyrazem tego był przewrót majowy z 1926 r. Był to klasyczny zamach stanu, ale dokonany w poczuciu bezwładu, w jakim znalazła się Polska pod rządami podzielonego na frakcje sejmu. Z chaosu bratobójczej walki wyłonił się wtedy ustrój, który przetrwał aż do września 1939 r. Ustrój nadal demokratyczny, ale z silną władzą wykonawczą, oraz – nie ma co ukrywać – pewnym rysem autorytaryzmu, reprezentowanym przez pozycję bliskich Piłsudskiemu pułkowników i generałów. Jednak mimo minusów rządy silnej ręki okazały się wtedy dla Polski korzystne.
Trochę podobną sytuację mamy teraz, kiedy rządy „dobrej zmiany” odwołują się do precedensów odgórnej rewolucji, wywołanej przez propaństwowych reformistów. To prawda, że reforma sądownictwa jest dzisiaj kluczowym dla Polski problemem, ponieważ środowisko prawników, kręgosłup każdej demokracji, zarażone zostało – i to ani przez Donalda Tuska, ani przez komunistów, ale znacznie wcześniej – mentalnością „nadzwyczajnej kasty”. Ale takie zmiany – jak pokazali reformatorzy z 1791 r. – należy wprowadzać z myślą o wszystkich, a nie tylko o własnym środowisku, bo jedna partia to jednak nie to samo co cała Polska.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki