Pojęcie empatii jest stosunkowo nowe. Do języka potocznego w Polsce weszło zaledwie kilkanaście lat temu. Zostało spopularyzowane przez książkę Inteligencja emocjonalna, a potem zrobiło karierę w poradach psychologicznych zamieszczanych w różnych książkach i czasopismach. Dr Henryk Krzyżanowski, anglista, autor podręczników, zwraca uwagę na karierę, jaką to słowo zrobiło w języku angielskim (skąd przeszło do polskiego): – W języku angielskim mamy trzy pokrewne określenia: compassion, sympathy, empathy. To pierwsze oznacza współczucie albo litość. Jest to stare słowo, w języku występuje od XIV w. Ma ono pozytywny wydźwięk, oznacza, że rozumiem cierpienia innych ludzi i że chętnie bym im ulżył. Jednocześnie nie oznacza aprobaty dla cierpiącej ofiary, która może cierpieć sprawiedliwie. Chłopiec, który w Ogniem i mieczem strzelił w głowę kozakowi na palu, zrobił to w akcie współczucia, litości. Słowo sympathy występuje w języku angielskim od XVI w. Zasadniczo oznacza współczucie – ale inaczej niż compassion – oznacza też pewien stopień utożsamienia się. Stąd znaczenie „kondolencje”. Z kolei pojęcie empathy występuje w języku angielskim od początku XX w. (przedostało się tu z niemieckiego, najpierw tylko w odniesieniu do estetyki, nie psychologii). Charakterystyczne jest, że słowniki podają różne jego definicje, czasem jako zdolność rozumienia czyichś uczuć, a czasem jako zdolność rozumienia i współodczuwania. Jest mniej precyzyjne niż starsze jego odpowiedniki i moim zdaniem z tego względu niepotrzebne.
Gdy mówimy o empatii w języku polskim, możemy mieć na myśli dwie różne sprawy: zdolność zrozumienia stanu emocjonalnego drugiej osoby lub zdolność współodczuwania z nią emocji (np. płakania z płaczącym, cieszenia się z radującym). Gdy mówimy o okazywaniu empatii, myślimy raczej o umiejętności okazywania drugiej osobie zaangażowanego emocjonalnie zrozumienia dla jej emocji.
Moralny kompas?
Można sobie zadać pytanie, dlaczego pojęcie empatii pojawiło się tak niedawno. Czy jest to związane ze zmianami kulturowymi, postępem cywilizacyjnym? Pytanie o tyle ważne, że można usłyszeć twierdzenie, iż empatia jest kluczem do zachowań moralnych. Wielokrotnie zdarzyło mi się słyszeć, że aby postępować moralnie, wystarczy być empatycznym. To podobno dzięki empatii rezygnujemy z krzywdzenia innych osób i wybieramy dobro. Jako dowód prawdziwości można podać fakt, że zarówno psychopaci, jak i pedofile wypadają bardzo kiepsko w testach na empatię.
Z drugiej strony ludzie żyli i postępowali moralnie, zanim w ogóle powstało pojęcie empatii. Jak z tego wybrnąć? Bardzo ciekawe rozważania na ten temat przedstawił Paul Bloom w książce Against Empathy (Przeciw empatii. Argument za racjonalnym współczuciem). Pokazał on kilka przykładów, gdy empatia przeszkadza w podejmowaniu dobrych moralnie decyzji.
Najciekawszy przypadek został zbadany w eksperymencie naukowym. Daniel Batson z zespołem przedstawiali badanym historię podopiecznej organizacji charytatywnej Quality Life Foundation. Fundacja ta opiekowała się poważnie chorymi dziećmi, tak by ulżyć ich cierpieniom. Oznaczało to zbieranie funduszy na kosztowne leczenie, dzięki któremu dzieci zaczynały lepiej funkcjonować. Badani słyszeli historię dziewczynki oczekującej w kolejce (jako dziesiąta) do leczenia. Mogli obejrzeć jej zdjęcia, posłuchać jej opowieści. Jednej grupie polecono, by starali się jak najbardziej obiektywnie ocenić jej sytuację, unikając zarażenia się jej emocjami. Druga grupa otrzymała instrukcję, by jak najlepiej wczuć się w sytuację chorej dziewczynki. Następnie obu grupom powiedziano, że mogą przesunąć dziewczynkę na sam początek kolejki. Obie grupy wiedziały, że oznacza to, że inne dzieci będą czekać dłużej na swoją kolej. Co się okazało? Aż dwie trzecie osób z grupy „empatycznej” zdecydowało się przenieść dziewczynkę na początek kolejki. Grupa „racjonalna” zwracała uwagę na to, że ustawienie dzieci w kolejce nie było przypadkowe i że przesuwając dziewczynkę na początek, szkodzą dzieciom, które pilniej potrzebują tego leczenia. Eksperyment ten pokazał, że empatia może pobudzić nas do zachowań niekoniecznie sprawiedliwych i odpowiedzialnych.
Tylko pojedynczo
Inny problem, na który zwrócił uwagę Bloom, to fakt, że jesteśmy w empatii wybiórczy. Potrafimy odczuwać empatię wobec jednej, ewentualnie kilku osób. Gdy cierpi cały tłum – stajemy się bezradni. To za dużo cierpienia naraz. Wiedzą o tym fundacje zbierające pieniądze na szlachetne cele. Łatwiej uzyskać pieniądze na pomoc konkretnej osobie czy rodzinie, której wzruszającą historię, zdjęcia, wypowiedzi są dostępne dla potencjalnych darczyńców. Trudniej zbiera się fundusze na pomoc większej liczbie osób. Jeśli ktoś zbiera pieniądze na ofiary powodzi, pokazuje raczej kilka osób, najlepiej budzących sympatię i opiekuńczość (na przykład dzieci), a nie wielki, pozbawiony dachu nad głową tłum.
Bloom podał przykład, jak prawidłowość ta może spowodować podejmowanie mało racjonalnych decyzji. Opisał fundację, która zbierała pieniądze, by spełnić marzenie umierającego na raka chłopca. Organizacja krótkiej wyprawy, podczas której chłopiec zmęczył się – w dodatku zbyt mocno, by prawdziwie cieszyć się spełnieniem marzenia – pochłonęła ogromną kwotę. Za te pieniądze można było przeprowadzić zabiegi, które ulżyłyby cierpieniu setek innych umierających na raka dzieci. Z drugiej strony – prawdopodobnie gdyby nie akcja spełniania marzenia, pieniądze nie trafiłyby na konto pomocy innym potrzebującym, lecz zostałyby wydane na przyjemności własne i konsumpcję.
Co ciekawe, odruch empatii działa też w stosunku do zwierząt. Łatwiej fundacji opiekującej się zwierzętami zebrać fundusze na konkretnego psa niż na przykład na akcję sterylizacji bezdomnych kotów. Gdy nie ma konkretnej mordki, która by obudziła naszą empatię, z większym oporem otwieramy portmonetkę.
Z kim empatujemy?
Kolejna istotna kwestia: łatwiej nam odczuwać empatię wobec osób, które są do nas podobne. Bloom podaje przykład strzelaniny w szkole w Stanach Zjednoczonych, gdzie przez wiele tygodni trwała żałoba, wszyscy Amerykanie przejęci byli losem rodzin. Dla tych samych poruszonych cudzą tragedią ludzi informacje typu „w Syrii grupa terrorystów zamordowała 200 chrześcijan w czasie Mszy św.” oznaczają co najwyżej odrobinę smutną refleksję: „Och, tyle jest zła na świecie”. Dzieje się tak dlatego, że to obca kultura, odległe miejsce (na co nakłada się nieogarniana empatią duża liczba ofiar).
Ostatni problem – empatia niekoniecznie oznacza prawdziwe wczucie się w drugą osobę, lecz zaledwie wyobrażenie tego, jak ona może się czuć. Dobry przykład to kwestia aborcji dla ofiar gwałtu. Wiele osób empatując z kobietą, która po gwałcie zaszła w ciążę, wyobraża sobie, że powiększający się brzuch i każde poruszenie dziecka przywołuje w kobiecie na nowo traumę gwałtu, a aborcja posłuży wyzwoleniu. Jak pokazują badania Elliot Institute (z 2000 r.), to właśnie aborcja pogłębia cierpienie zgwałconych kobiet, a decyzja o urodzeniu dziecka przyczynia się do lepszego poradzenia sobie z traumą gwałtu.
Oznacza to, że choć empatia może nas pobudzić do pomagania innym ludziom, nie zawsze będzie to najlepszy rodzaj pomocy.
Empatia czy współczucie?
Bloom proponuje, by w momencie angażowania się w akcje charytatywne albo podejmowania decyzji o pomaganiu innym ludziom kierować się raczej racjonalnym współczuciem niż empatią. Bywa to bardzo trudne z kilku względów.
Gdy pomagamy konkretnej osobie, odczuwamy radość – widzimy, jak nasza pomoc zmieniła życie tej osoby na lepsze. Gdy ofiarowujemy jakąś kwotę na bardziej ogólny cel, nie widzimy od razu efektów naszych działań. Osobista pomoc daje większą satysfakcję, a gdy przekazujemy pieniądze na jakiś cel ogólny, ta pomoc jest bardziej abstrakcyjna. Dlatego lepiej czujemy się, gdy poświęciliśmy godzinę czasu dla drugiej osoby, niż gdy przekazaliśmy na szlachetny cel datek odpowiadający stawce godzinowej pracy. Inny problem powstaje, gdy pod wpływem empatii pomagamy komuś, komu nie powinniśmy. Na przykład oferujemy pieniądze oszustowi podszywającemu się pod osobę potrzebującą pomocy – nie sprawdzając (co wydaje się nieludzkie – tu człowiek w potrzebie, a ja patrzę w papierki), jak wygląda jego rzeczywista sytuacja.
Dlatego w wyborach moralnych lepiej kierować się nie tyle empatią, ile jakimś bardziej racjonalnym systemem. Tu dochodzimy do momentu, gdy katolik musi rozminąć się z Bloomem. Bloom postuluje tzw. racjonalny pragmatyzm Petera Singera. Mówi, że jedynym kryterium moralności powinna być korzyść społeczna. Dlatego Bloom i Singer uważają, że np. lepsza jest eutanazja osoby niepełnosprawnej niż pomoc dla niej. My na szczęście mamy bardziej humanitarny punkt odniesienia, jakim jest Dekalog i przykazanie miłości bliźniego. Tak czy inaczej, empatia nie jest gwarantem zachowań moralnych. Aby postępować moralnie, potrzebny jest obiektywny i spójny wewnętrznie system wartości. Dlatego pamiętajmy, że empatia może nas czasem sprowadzić na manowce, Dekalog – nigdy.