To samo dotyczy również tych, którzy z ław rządowych przesiadają się na miejsca opozycji.
Przekonał się o tym ostatnio PiS, gdy do Sejmu złożono blisko milion podpisów w sprawie referendum dotyczącego likwidacji gimnazjów. Reforma wchodzi w życie już za cztery miesiące, więc referendum nie jest rządowi w smak. Jednak odrzucenie wniosku o referendum oznaczać będzie wyrzucenie do kosza niemal milion podpisów Polaków.
To odwrócenie sytuacji sprzed czterech lat. Wówczas Platforma, która dziś włączyła się w akcję zbierania podpisów, odrzuciła wniosek obywateli, przekonując, że nie wszystkie sprawy powinny być rozstrzygane za pomocą referendum. Po tamtym głosowaniu Jarosław Kaczyński przekonywał, że PO wyrzucając głosy obywateli... psuje demokrację.
Identyczne odwrócenie ról miało miejsce w sprawie wotum nieufności do rządu. Trzy lata temu taki wniosek przeciwko rządowi Donaldowi Tuskowi złożyło PiS. Ówczesna rzecznik rządu Małgorzata Kidawa Błońska pomysł PiS nazwała próbą destabilizacji sytuacji w kraju i stwierdziła, że przecież rząd PO ma większość, więc wynik głosowania jest z góry znany. Mimo to w marcu tego roku PO zgłosiła wniosek o wotum nieufności wobec rządu Beaty Szydło, tłumacząc, że jej obowiązkiem jest punktowanie błędów pani premier i przeprowadzenie debaty nad stanem państwa. Z kolei rzeczniczka PiS Beata Mazurek niemal powtórzyła wypowiedź Małgorzaty Kidawy Błońskiej sprzed trzech lat, mówiąc o wojnie, którą z rządem prowadzi Platforma, zgłaszając wniosek, który nie ma szans powodzenia.
W identyczny sposób przebiega dyskusja o przelotach premier Szydło wojskowym samolotem do Krakowa na weekend. Dziś loty szefowej rządu bardzo oburzają polityków PO obywatelskiej, choć kilka lat temu media ujawniły, że Donald Tusk lata rządowym samolotem na weekendy do Gdańska. Wtedy oburzali się politycy PiS, którzy nagle stali się znacznie bardziej wyrozumiali wobec potrzeb szefa rządu, któremu – przyznajmy dla uczciwości – przepisy bezpieczeństwa VIP-ów znacznie utrudniają korzystanie ze zwykłych środków lokomocji.
Przykładów jest więcej. PiS krytykowało PO za to, że w spółkach i agencjach rządowych zatrudniani są totumfaccy polityków partii rządzącej, krewni posłów lub zięciowie lokalnych działaczy. Jednak gdy to samo dzieje się za obecnego rządu, PiS twierdzi, że Platforma... nie ma moralnego prawa, by krytykować ekipę Jarosława Kaczyńskiego.
Nie, nie piszę tego, by wychwalać relatywizm polityczny i twierdzić, że wszyscy politycy są równymi draniami. Chodzi mi o coś zupełnie innego. Wydając zgodę na hipokryzję w polityce, wydajemy zgodę na psucie całego życia publicznego. Mamy tu bowiem do czynienia w czystej postaci z mentalnością Kalego – gdy robią coś nasi ulubieńcy, przymykamy oko. Gdy robią to przeciwnicy – nie posiadamy się z oburzenia. Sęk w tym, że prawda jest prawdą, a dobro dobrem, bez względu na to, czy dziś rządzi PiS, czy Platforma.