Nie tylko dlatego, że obraz jest dość pokaźnych rozmiarów i że informacje o nim można znaleźć w każdym przewodniku, ale po prostu dlatego, że dzieło robi ogromne wrażenie.
Siedziałam jakąś chwilę naprzeciwko niego, dzieląc się z mężem parateologicznymi przemyśleniami (patrzył na mnie nieco podejrzliwie), sprowokowanymi przez namalowane postaci. I nagle do sali weszła ona – atrakcyjna kobieta koło czterdziestki, ze smartfonem w pełnej gotowości. Stanęła tyłem do dzieła Rafaela, poprawiła włosy i zaczęła się ustawiać do perfekcyjnego selfie. Zaintrygowana obserwowałam, co będzie dalej. Kobieta po pstryknięciu fotki przeszła do kolejnej sali. Nie powściągnęłam ciekawości – wzrokiem powędrowałam za nią. Sekwencja zdarzeń ta sama: podejście do obrazu, obrót na pięcie, ustawka do selfie, i następny obraz. To scenka pierwsza.
Scenka druga – rekolekcyjne kazanie dla dzieci przygotowujących się do Pierwszej Komunii (i – co nie jest bez znaczenia – ich rodziców). Ksiądz mówi o tym, że w Eucharystii warto się zakochać jak w dziewczynie, bo wtedy będziemy na nią pędzić jak na skrzydłach; że gdybyśmy zaprosili gości na pyszną kolację, a oni by niczego nie ruszyli, to byłoby to i dziwne, i przykre dla gospodarzy, więc jeśli ktoś nie przyjmuje na Mszy Jezusa w Komunii św., powinien poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Mówił też rzeczowo o poście eucharystycznym (np. czy żucie gumy i „fajeczka” tuż przed Mszą się liczą) i o tym, że nawet jeśli nie rozumiemy języka, w którym Msza jest odprawiana, to i tak warto na nią pójść, bo – patrz: zdanie o zakochaniu.
Po Mszy ucięliśmy sobie z proboszczem tej parafii krótką pogawędkę i okazuje się, że wszystko, co padło w kazaniu, było odpowiedzią na najczęstsze pytania związane z Eucharystią, jakie w konfesjonale zadają księżom wierni.
I scenka trzecia, z Niedzieli Palmowej. Krótka procesja z palmami tuż przy murach kościoła. W pewnym momencie na trasie przejścia pojawia się mały trawnik. Wprawdzie od dziecka oswajamy się z komunikatami „Nie deptać trawników” i „Szanuj zieleń”, ale wiadomo, procesje rządzą się swoimi prawami i „zieleń” niejednokrotnie przegrywa z wyższymi ideami. Tymczasem ze zdumieniem obserwuję, jak większość osób skrupulatnie omija te kilka kępek kiełkującego życia, trzymając się w zdyscyplinowany sposób chodnika. Wiem, to drobiazg, ale na mnie to zrobiło duże wrażenie.
Co spina te historie? Uważność (albo jej brak), która polega choćby na wsłuchiwaniu się w innych i w siebie, na byciu tu i teraz, na dbaniu o drobiazgi z wiarą, że one też mają znaczenie. Dzięki uważności – i nie jest to odkrycie współczesnych mówców motywacyjnych, ale ojców pustyni żyjących w pierwszych wiekach chrześcijaństwa – nasze relacje z ludźmi, nasze świadectwo, nasze spotkanie z Bogiem mogą być głębsze i bardziej prawdziwe.
Anna Sosnowska