Moda na luz
Nad nieumiejętnością zachowania się adekwatnie do sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, przechodzimy już do porządku dziennego. Nie powinno to zresztą nikogo dziwić. Zewsząd przecież, a zwłaszcza z szeroko rozumianych środkach społecznego przekazu, dociera do nas nachalnie wręcz forsowany model odchodzenia od jakichkolwiek przejawów stylu formalnego, zarówno w prowadzeniu rozmowy, jak i w zachowaniu. Jego przejawów nie trzeba daleko szukać. Dość wspomnieć, że nagminne jest już przechodzenie na „ty” z osobami dopiero co poznanymi lub popularne dziś w telewizji zwracanie się do interlokutora, bez względu na jego wiek czy stanowisko, „Panie Adamie...”. Modę na luz, bezwiednie przejmowaną przez młode pokolenie, boleśnie odczuwają środowiska akademickie. Szukając remedium na brak ogłady, dochodzi do absurdalnej wręcz sytuacji. Oto na początku roku akademickiego organizuje się specjalne zajęcia z opiekunem roku poświęcone... zasadom zwracania się do wykładowców czy sposobie adresowania maili. W błędzie jest jednak ten, kto sądzi, że problem ten zawęzić można jedynie do młodzieży. Nawet nieszczególnie uważny obserwator natychmiast dostrzeże, że w przypadku braku kultury w Kościele nie można mówić o granicy wiekowej. Przeciwnie, sposób, w jaki zachowują się starsi wierni, powielają najmłodsi. Warto zastanowić się więc, czy kultura w Kościele ma jeszcze prawo głosu?
W szczególnym miejscu
Wydaje się, że pytanie to jest zasadne zwłaszcza w kontekście niedawno opublikowanych badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Z wniosków wynikało, że o ile maleje liczba wiernych uczęszczających regularnie w każdą niedzielę do kościoła, to wzrasta liczba przyjmujących Komunię św. Świadome i aktywne korzystanie z sakramentów z pewnością może napawać nadzieją, ale wiele do życzenia pozostania sposób zachowania się wiernych. Często bowiem zapominamy, że i zachowaniem dajemy świadectwo naszej wiary, a także i szacunku wobec pozostałych parafian uczestniczących np. we Mszy św. Unikając popadania w skrajności czy koncentrowania się jedynie na niedoskonałościach, warto zdać sobie sprawę ze swoistego katalogu najczęstszych, zwłaszcza w okresie ślubów, procesji oktawy Bożego Ciała, nabożeństw czerwcowych czy pielgrzymek, zachowań, nierzadko przemilczanych, których warto się powstrzymać, pamiętając przede wszystkim, że przekraczając próg kościoła, znajdujemy się w miejscu, gdzie zasady savoir-vivre szczególnie nas zobowiązują. Z drugiej strony, chyba wciąż za mało, w tym np. z ambony, pada słów na ten temat. Bynajmniej nie chodzi wcale o pozbawione emocjonalnego zaangażowania uczestnictwo w liturgii czy za wszelką cenę powstrzymywanie się od tego, co „nie godzi” w takim miejscu. Raczej o zdanie sobie sprawy, Kto nas przyjmuje, dlatego też często mówi się o wyjątkowym zastosowaniu zasad dobrego wychowania w konkretnych okolicznościach.
Godnie też może być wygodnie
Spośród wielu najczęściej wspominanych problemów w tej materii na pierwszym miejscu plasuje się kwestia ubioru. Oczywiste wydaje się, że to właśnie strojem wyrażamy swój stosunek do odwiedzanego miejsca, jednocześnie jednak często uważa się go za sprawę wyłącznie prywatną, niemającą wpływu na otoczenie. Niestety, pomimo znanej już akcji zwracającej uwagę wiernych na odpowiedni strój, szczególnie latem, zdaje się, że kościół bardziej przypomina rewię mody. Być może właściwym, choć dla niektórych nazbyt radykalnym, posunięciem byłoby wprowadzenie zasad obowiązujących w krajach najczęściej odwiedzanych przez turystów. – Nieraz podróżowałam po Europie i ze smutkiem stwierdzam, że w Polsce pokutuje zbyt liberalne podejście do stroju w kościele. Argumentowanie ubrań plażowych wyjazdem na działkę czy do lasu zaraz po liturgii mnie nie przekonuje. Powinno się więcej przywiązywać wagi do tego, w co się ubieramy, idąc na niedzielną Mszę św. – mówi Barbara. Warto dodać, że mylnie oskarża się tylko kobiety o nieodpowiedni ubiór, którym mogą rozpraszać uwagę innych lub budzić niepożądane skojarzenia. Mężczyźni nie pozostają w tyle. Krótkie spodenki, rozpięte do połowy klatki piersiowej koszule to latem standard. Problem ten nierzadko dotyczy i służby liturgicznej. Zdarza się, że mimowolnie spoglądając na obuwie ministrantów, ma się wrażenie, że właśnie wrócili – bądź wybierają się – na boisko do gry w piłkę nożną.
Czas na piknik
Kolejnym problemem, chyba nazbyt oczywistym, by o nim wspominać, są drobne przekąski, w tym np. lizaki czy chrupki konsumowane w świątyni. Zazwyczaj dotyczy to małych dzieci, których rodzice w ten sposób chcą je „czymś zająć” podczas liturgii. Nie można zapomnieć i o gumie do żucia. Takie zachowanie to nie tylko dyskomfort dla siedzących obok wiernych. To przede wszystkim lekceważący, wręcz obraźliwy stosunek do miejsca, w którym przebywamy. To tak, jakbyśmy rzeczywiście nie mogli się bez niej obyć przez przynajmniej godzinę. Skupienie się na Mszy św. utrudniają dzwoniące raz po raz komórki. Choć w wielu kościołach wyświetla się już na rzutnikach prośby o ich wyciszenie, to wciąż nie są one na tyle dobitne, by dotarły do wszystkich.
Załatwić interes
Scenka z jednej z poznańskich parafii: w kościele odbywa się nabożeństwo czerwcowe. Wierni wraz z księdzem odmawiają litanię przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Nie zważając na modlitwę, matka wraz z chłopcem, najwyraźniej przystępującym właśnie do Pierwszej Komunii św., podchodzi do ołtarza, chłopiec pozuje, matka go strofuje i robi serię zdjęć. Nabożeństwo trwa nadal. Być może to marginalny przypadek. Jednak podobnych tego typu nie brakuje. Co ciekawe, prym w nich wcale nie wiodą dzieci, którym zwykło się zarzucać „bieganie przed ołtarzem”. Podobnych scenek można by przecież przytaczać bez liku. Dotyczą chociażby tego, co rzeczywiście dzieje się np. podczas procesji w oktawie Bożego Ciała. Zdarza się, że procesje bardziej przypominają doskonałą okazję do „załatwienia” najróżniejszych interesów. Wachlarz tematów rozmów jest doprawdy szeroki. Bynajmniej nie chodzi o ograniczanie kontaktów międzyludzkich, ale warto przecież pamiętać, że na takie rozmowy jest miejsce poza świątynią, po zakończonym nabożeństwie. Czasem nawet nieświadomie możemy nie zdawać sobie sprawy, jak rzeczywiście utrudniamy skupienie osobom postronnym. Zasady savoir-vivre’u są zawsze mile widziane, a kościelna etykieta szczególnie.