Im więcej prowadzę wykładów i warsztatów dotyczących zdrowego i bezpiecznego korzystania z internetu, tym bardziej przekonuję się, że widoczna swoboda poruszania się młodzieży po cyberświecie nie jest związana z większą mądrością. To nadal są dzieci i młodzież. Popełniają te same błędy co my w ich wieku, tylko że nie w świecie rzeczywistym, a cyfrowym. Wydawałoby się, że to mniej groźne, jednak problemy świata internetu przekładają się na prawdziwe życie. Co więcej, jak się okazuje, dorośli wpadają w te same lub podobne pułapki. Często zapominamy, że cokolwiek robimy online, ma to sporą widownię, złożoną z osób o rozmaitych intencjach, a treści, które znajdziemy w internecie, też mają różną wiarygodność.
Wiem o tobie wszystko
Koleżanka administrująca stronę na Facebooku poświęconą serii książek dla młodzieży opisała mi niedawny incydent. Grupa młodzieży wpadła na pomysł, że wymienią się książkami, a jej członkowie podali swoje pełne dane adresowe. Na stronie mającej kilkadziesiąt tysięcy użytkowników! Wydawali się zupełnie nieświadomi, że przy takiej liczbie osób łatwo może znaleźć się ktoś, kto dane te wykorzysta w złych celach (np. do podglądactwa, szantażu itp.). Oznacza to, że mimo teoretycznej, przekazywanej ciągle w szkole czy w domu informacji: „chroń swoje dane osobowe” dzieci łatwo je ujawniają. Jednak czy problem dotyczy tylko młodych?
Kilka lat temu pewien bank stworzył ciekawą reklamę swoich usług. Na rynku miasteczka postawiono namiot. Wydobywała się z niego orientalna muzyka i zapraszano na darmowe wróżby. Tajemniczy mężczyzna opowiadał o życiu zaproszonych osób łącznie ze szczegółami – ile pieniędzy wydają miesięcznie na różne typy zakupów. Na końcu spadała zasłona, zdumieni ludzie dowiadywali się, że „wróż” nie wykorzystywał środków nadprzyrodzonych, lecz w momencie wejścia do namiotu robiono im zdjęcie, które następnie porównywano ze zdjęciami w internecie. Kilku sprawnych specjalistów błyskawicznie dochodziło do mediów społecznościowych (najczęściej Facebook i Instagram), na których dane osoby miały swój profil. Potem było łatwo. Korzystano wyłącznie z danych dostępnych publicznie. Jak się okazuje, nie tylko dzieci udostępniają mnóstwo informacji o sobie, które mogą być wykorzystane przeciw nim, dorośli też to robią.
Dlatego warto wbić sobie do głowy zasadę, by nigdy nie podawać swoich danych, jeśli nie jesteśmy w stu procentach pewni, kto jest odbiorcą. Oznacza to np. sprawdzanie informacji o sklepach internetowych, w których dokonujemy zakupu. Choć nie ma prostych heurystyk pozwalających na sprawdzenie sprzedawcy, warto zwrócić uwagę np. na to, jakie ma opinie oraz czy ktoś nie stał się bohaterem portalu niebezpiecznik.pl. Poza sytuacją zakupów online lepiej unikać podawania danych osobowych za pośrednictwem internetu.
Inne pułapki wyłudzania danych osobowych to loterie, na których podobno wygraliśmy lub możemy coś wygrać, propozycje darmowych wróżb, oferty pracy typu: „nie wychodząc z domu zarabiaj tysiące złotych w wolnym czasie”. Jeśli posługujemy się e-mailem, należy podejrzliwie traktować wszelkie polecenia pochodzące niby ze strony naszego banku czy proponujące szybkie zarobienie pieniędzy. Więcej o tych zagrożeniach można poczytać właśnie na polskiej stronie niebezpiecznik.pl.
Ukryte reklamy
W internecie napotkać możemy na różne rodzaje informacji. Strony należące do mediów drukowanych to jedno. W tej chwili każdy dziennik i czasopismo ma też swoją stronę internetową, na której pojawiają się reklamy. Istnieją też serwisy informacyjne niemające drukowanego odpowiednika lub portale utrzymujące się dzięki podawaniu interesujących odbiorcę treści, zarabiające na reklamach kontekstowych, pojawiających się przy tekście. Tu z reguły reklama jest wyraźnie określona jako reklama i widoczna jako osobna treść.
Osobną kategorię stanowią blogi tematyczne. Na blogach często oprócz reklam pojawiają się nieoznaczone jako reklama artykuły sponsorowane. Wiele z popularnych blogów ma nawet cennik (widziałam np. cenę 10 tys. zł za pojedynczy artykuł sponsorowany na modnym blogu parentingowym). A choć jest to teoretycznie informacja ogólnodostępna (wystarczy wejść w odpowiednią zakładkę), czytelnicy często traktują artykuły sugerujące, że pewne produkty czy rozwiązania są najlepsze jako altruistyczne dzielenie się własnym doświadczeniem autora, bez intencji sprzedażowych.
Jednak ukryta reklama to nie tylko artykuły sponsorowane. Mogą być to też wypowiedzi „ludzi takich jak my” na forach internetowych, w komentarzach. Część z tych opinii i wypowiedzi stanowią rzeczywiste słowa autentycznych osób, wiele z nich to kupione pochlebstwa. Istnieją firmy oferujące tzw. marketing szeptany, czyli np. wpisywanie pozytywnych komentarzy w określonych miejscach, po to, by zwiększyć zaufanie do sprzedającego produkt, rozwiązanie, ideę. Czasem w ten sposób prowadzona jest kampania, mająca na celu przekonanie ludzi, że „wszyscy” (a przynajmniej tłumy) są za jakąś ideą czy rozwiązaniem prawnym. Klientem firm od „marketingu szeptanego” są nie tylko firmy promujące w ten sposób produkty, ale ugrupowania polityczne.
Dlatego warto być zawsze przynajmniej odrobinę nieufnym wobec informacji znajdowanych w internecie. Jeśli chcemy coś kupić (zwłaszcza drogiego), warto znaleźć wiele różnych źródeł informacji na ten temat. Najlepiej pochodzących od znanych nam osobiście, uczciwych osób. To samo dotyczy decyzji światopoglądowych.
Fałszywe wiadomości
Pod koniec stycznia w TVP Info został wyemitowany program poświęcony fałszywym wiadomościom. Prowadzący zaczął od podania „sensacji z ostatniej chwili”, mianowicie, że UOP zatrzymał Ryszarda P. z partii Nowoczesna pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Od razu wyjaśnił, że „informacja” została spreparowana, a miała służyć jako przykład manipulacji. Dla osoby zdroworozsądkowej informacja mogła być podejrzana choćby z powodu, że UOP już nie istnieje. Prowadzący wykorzystał to, by pokazać, że tego typu fałszywki stały się ważnym elementem realnego wpływania na opinię publiczną. Historyjka nie byłaby może aż tak ciekawa, gdyby nie fakt, że kilka dni później członkini partii Nowoczesna oskarżyła TVP Info, że podany przykład nie był przypadkiem, lecz zaplanowanym podprogowym działaniem na zlecenie PiS. Cała ta sytuacja potwierdziła, że fałszywe informacje realnie oddziałują na ludzi.
Fałszywki pojawiają się nawet w tzw. poważnych mediach. Czasem jest to wynik pośpiechu i pogoni za atrakcyjnymi wiadomościami. Jedno czy drugie medium publikuje sensacyjne informacje, reszta dziennikarzy podejmując chwytliwy temat, nie ma czasu albo determinacji, by go zweryfikować. Bywa to też działanie celowe. Nieprawdziwe newsy mogą też mieć charakter prześmiewczy, satyryczny, jak choćby te pojawiające się w ASZdzienniku. Warto mieć świadomość gry, jaką prowadzą czasem z odbiorcą twórcy różnych portali.
Jak zatem rozpoznawać „prawdy alternatywne”?
Czytaj treść, nie tylko nagłówek. Weryfikuj historię za pomocą wiarygodnych źródeł. Oczywiście tu mamy podstawowy problem. Nie wystarczy sprawdzić, że informacja pojawia się w wielu miejscach. Opis „niebieskiego wieloryba”, gry, która miała zabijać nastolatków pojawił się niemal wszędzie. Dopiero wczytanie się w treść pokazywało, że jest to ta sama historia, powielana przez dziennikarzy, którzy korzystali z tego samego, niegodnego zaufania źródła.
Dlatego warto zadać sobie dodatkowe pytania. Czy informacja jest zgodna ze zdrowym rozsądkiem? Jaki może być cel tej informacji? Czy zawiera konkretne dane i źródła tych danych, czy tylko emocjonalne przesłanie? Dotyczy to zwłaszcza informacji wzbudzających panikę czy silne emocje. Pamiętajmy o zjawisku tabloidyzacji mediów. Treści, które kiedyś należały do domeny tabloidów, pojawiają się dziś w mediach głównego nurtu. Przytoczyć tu można przykład zdjęcia zdechłej wiewiórki na pniu, które miało ilustrować skutki pozwolenia aktualnego rządu na wycinkę drzew, a okazało się pokazywać kikut konara, który musiał zostać odcięty z głównego pnia drzewa, bez związku z działaniami rządu. Wiewiórka nie miała się nijak do ustawy, lecz oddziaływała silnie na emocje. Dlatego gdy jesteśmy odbiorcami emocjonalnych apeli czy wzbudzających złość przekazów – szczególnie warto zweryfikować ich prawdziwość. Rozmawiajmy też o tym z młodzieżą. Ile razy zdarzyło się naszym dzieciom (albo i nam samym) przekazać dalej sensacyjną informację, bez choćby szybkiego sprawdzenia jej prawdziwości?
Być może to, co napisałam, jest dla kogoś obce, ponieważ nie korzysta z internetu. Jeśli jednak mamy dzieci, dla których cyberświat jest „naturalnym” uzupełnieniem życia realnego, warto zainteresować się tą tematyką, poprosić swoje dziecko o pokazanie różnych bliskich mu zakątków internetu, a gdy już tam jesteśmy, porozmawiać – np. o fałszywych wiadomościach, ukrytych reklamach, manipulacjach. W ten sposób zyskujemy kolejną płaszczyznę kontaktu z dziećmi, poznajemy lepiej ich świat i możemy być w nim dla nich przewodnikiem w zakresie rozsądnego podejścia do informacji.