To nie wymyślona historia, a zdjęcie, które pojawiło się w internecie po ostatnim zamachu w Londynie. Internauta z Teksasu, który je zamieścił dobrze wiedział, jak było: kobieta była niewzruszona losem ofiary terrorysty, może się nawet cieszyła, że zabito niewiernego? Brytyjskim mediom udało się dotrzeć do autora fotografii, który zapewnił, że kobieta ze zdjęcia owszem wpatrywała się w ekran, ale po to, by napisać do rodziny, że z nią wszystko w porządku, a później sama zaczęła pomagać innym ofiarom zamachu. Ale bądźmy szczerzy – czy po tym, jak zdjęcie z komentarzem poszło w świat, ma to jeszcze jakieś znaczenie?
Nic dziwnego, że w Szwecji już dzieci w pierwszych klasach podstawówek będą się uczyć odróżniania prawdziwych informacji od fałszywek i weryfikowania źródeł swojej wiedzy. – W społeczeństwie informacyjnym pojawiła się pewna naiwność, przekonanie, że wszystko jest w zasięgu jednego kliknięcia i że nie musimy wiedzieć tak dużo jak wcześniej – wyjaśnił szwedzki minister edukacji. To niestety prawda. Nie tak dawno temu głośno było o wynikach badań, które pokazały, że polscy uczniowie odrabiając zadania domowe, na potęgę przepisują internet, nie zawracając sobie głowy sprawdzeniem źródła swojej „wiedzy”. Podobnie dzieje się w przypadku wiadomości czy artykułów – jesteśmy gotowi podawać je dalej (czyli rekomendować innym), nawet jeśli się z nimi w całości nie zapoznaliśmy, o sprawdzeniu ich wiarygodności nie wspominając.
W takich warunkach odbywa się dziś także dialog społeczny, choć chyba lepszym słowem byłaby „dyskusja”. Niedługo czeka nas kolejna, tym razem poświęcona wolnym niedzielom w handlu. Po tym jak rząd dał zielone światło dla dalszych prac nad tą obywatelską inicjatywą, już za chwilę może zrobić się gorąco. Do tej dyskusji musimy się dobrze przygotować i pokazać, że wbrew temu, co się mówi, to nie argumenty religijne są w tej sprawie najważniejsze, a sytuacja 1,3 mln ludzi, którzy w niedzielę i święta muszą przychodzić do pracy.