Logo Przewdonik Katolicki

Męska walka z materią

Joanna Mazur
fot. Robert Woźniak/PK

Drewno, młotek i gwoździe – dla wielu mężczyzn to już niepotrzebne gadżety. Jest jednak miejsce, gdzie ich użycie ma sens i daje satysfakcję.

To był ostry podjazd. Ulica Bracka w Murowanej Goślinie to nie Bracka w Krakowie. Tutaj nie padał deszcz, a wąska ścieżka zapewniła niezapomniane wrażenia. Podobnie przejazd kolejowy na stromej górce. Test auta wypadł pozytywnie, choć przydałby się jeep. Było warto.
Wzdłuż drogi ciągnie się drewniany płot. Za nim stoi stary dom i stodoła. Dalej malownicze pagórki, staw i tama, zbudowana przez bobry. Dziury w trawie to ślady po wspornikach do trybun. To Park „Dzieje”. Towarzyszy nam stary pies Wiarus. Mówią, że jest nieśmiertelny. Mówią, że służy mu powietrze.
Kawałek dalej na łące pracuje kilka osób. Większość to mężczyźni. Wspólnie demontują metalową siatkę, a sześcioletni Kuba oczyszcza teren z kamieni, brudząc sobie ręce. Jego tata,
Filip Klepacki, nie zwraca na to uwagi. W końcu to męska robota. Musi być brudna.

 Murowana-Goslina-Park-Dzieje-fot-RW-23.jpg









 


fot. Robert Woźniak

Garaż na wiek średni
Filip ma 43 lata, żonę i dwójkę dzieci. Po szesnastu latach pracy w korporacji powiedział „dość”. – Męczyło mnie to – tłumaczy. – Zarabiałem świetnie, ale z pracy wracałem późnymi wieczorami. To był mój świadomy wybór: chcę być bliżej rodziny. Z żoną czekaliśmy na dzieci 10 lat i obiecałem sobie, że będę w ich życiu obecny.
Teraz całą rodziną angażują się w działalność Stowarzyszenia „Dzieje”, które organizuje nocne widowiska historyczne. Chcą łączyć historią – zarówno widzów, jak i organizatorów.
– Pewnego dnia żona wypomniała mi, że ciągle nie ma mnie w domu. Zaproponowałem, abyśmy jeździli do Parku razem – tłumaczy Filip. – Od marca do lipca prawie każdy weekend spędzamy z grupą przyjaciół właśnie tutaj. Bierzemy kiełbaski na obiad przy ognisku, dzieciaki biegają i bawią się, a my wykonujemy rekwizyty i elementy scenografii. Kiedy zaczynają się próby do widowiska nocnego, też w nich uczestniczymy. Ten wspólnie spędzony czas bardzo nas łączy.
Filip na co dzień jest szefem biura projektowego. – W stowarzyszeniu pracuje wielu prezesów, dyrektorów i menedżerów. Ja też przez cały tydzień siedzę przed komputerem i po pracy mam ochotę po prostu zrobić coś namacalnego. Często powtarzam, że znalazłem antidotum na kryzys wieku średniego: nie zmieniłem żony, ale stworzyłem warsztat w garażu (śmiech).

 Murowana-Goslina-Park-Dzieje-fot-RW-26.jpg
fot. Robert Woźniak

Własnymi rękoma
Praca fizyczna jest fascynująca. Budzi respekt i szacunek. To walka z materią, która uczy pokory i cierpliwości. – Najważniejsze wcale nie jest to, że robimy jakieś widowisko. Ważne jest, że angażujemy wielu  ludzi w coś, czego na co dzień nie robią. To inna forma rozrywki, alternatywa dla pójścia do kina i jedzenia popcornu. Chcemy, aby za radą papieża Franciszka nie tylko młodzi, ale również faceci wstali z kanapy – tłumaczy Filip.
Co najbardziej mobilizuje mężczyznę do pracy? Kobieta!
– Jak widzę chłopaka, który siedzi, a dziewczyny pracują, to mówię im: to może być wasz mąż! – śmieje się Filip. – One odpowiadają, że na pewno nie! Wtedy im mówię, że czyimś mężem jednak będzie, więc niech spróbują go trochę wychować, aby się ruszył. Nie ma nic bardziej mobilizującego dla faceta, niż zachęta ze strony kobiety!
– Typowe dla mężczyzny jest, że chce coś tworzyć, chce osiągnąć sukces i integrować społeczność – mówi prezes Stowarzyszenia „Dzieje” Tomasz Łęcki. – W naszym codziennym zagonieniu praca tutaj to jedna z niewielu rzeczy, które możemy robić razem z całą rodziną. A sukces to dla nas opinie widzów i recenzje po widowisku.
Przygotowaniom towarzyszy stres i napięcie: wielu rzeczy nie da się przewidzieć. Opóźnienia może spowodować nawet deszcz. – Satysfakcję odczuwam dopiero po premierze przedstawienia – mówi Łęcki. – Wcześniej wiele rzeczy jest niewiadomych. To nie jest praca na etacie, w której większość rzeczy można przewidzieć, tu co chwilę coś się zmienia. Ale jest też wielka satysfakcja z tego, że większość rzeczy zrobiliśmy własnymi rękoma. Profesjonalne firmy owszem, wynajmujemy, ale tylko do oświetlenia, multimediów i strojów.
Całość scenografii montowana jest tydzień przed premierą. Wtedy pracują na okrągło, w dzień i w nocy.
 
Różaniec i grill
W działalność Stowarzyszenia „Dzieje” angażuje się ponad trzysta osób, w tym prawie połowa to mężczyźni. – Jak na środowiska związane z Kościołem to jest superstatystyka! – wyjaśnia Filip. – Oferta wielu parafii jest w 85 proc. skierowana do pań. Litania czy różaniec są bardzo ważne, ale to nie wszystko, wielu to nie wystarcza. Niektórzy żartują, że to Kościół żeńskokatolicki. Mężczyźni potrzebują konkretnych zadań, takich jak remont salki parafialnej, organizacja parafialnego grilla czy skoszenie trawnika na probostwie.
Filip z żoną Basią są zaangażowani w życie parafii, prowadzą kursy i weekendy dla narzeczonych. Sami skończyli studium nauk o rodzinie. Nie oddzielają duchowości od pracy i działalności w stowarzyszeniu. – Łaska buduje na naturze – tłumaczą. – Chcę angażować się w ten właśnie sposób i to też może być forma modlitwy.
Filip jest odpowiedzialny za wykonanie scenografii do widowiska. Jest samoukiem. – Facet, który nie potrafi nic swoimi rękoma zrobić, na własne życzenie jest kaleką – tłumaczy. – Obecnie mężczyźni potrafią świetnie obsługiwać komputer i poprowadzić prezentację, ale nie umieją wymienić kontaktu ani wywiercić dziury w ścianie, żeby obrazek równo wisiał. To przecież wtórne kalectwo! 
 
Fortepian z cinquecento
Magazyn w stodole przenosi nas do kilku epok jednocześnie. Na ścianach wiszą drewniane tarcze, od średniowiecznych po renesansowe. Jedna z nich to dzieło Kuby, który dumnie pokazuje drewnianą tarczę z ziejącym ogniem smokiem. Pytam, czy to nie jest lew, bo ma grzywę i zęby. Kuba tłumaczy mi cierpliwie: – Nie, to jest smok. Lwy nie zieją ogniem.
Na najwyższej półce stoi jeden z większych rekwizytów: drewniana atrapa monstrancji, żartobliwie zwana „monstruancją”, ze względu na swój monstrualny gabaryt. Z boku i pod sufitem mieści się spory arsenał z muszkietami, włóczniami, toporkami, drewnianymi karabinami i hełmami. Wszystko wykonane ręcznie. Obok leżą już zdecydowanie mniej groźne rekwizyty: rogal marciński z pianki montażowej i poznański Ratusz ze styropianu.
Stojący na środku stodoły fortepian na kołach to dzieło Damiana Światłego, który w widowisku grał między innymi rolę Mieszka I. Damian kupił starego fiata cinquecento, obciął karoserię, zamontował metalową ramę, a na niej platformę i fortepian. Podczas przedstawienia grał na nim Paderewski – tłumaczy Filip.
 
Pasja i duma
Ponownie wsiadamy do auta. Po chwili znajdujemy się w garażu, królestwie Filipa. Frezarki, wiertarki, piły, gwoździe, drewniane belki, wkręty. Każdy skrawek powierzchni jest tu wykorzystany. Na podłodze widać ślady po malowaniu monstrancji i korony Mieszka I. Na zabytkowym fotelu leży wielka księga ze styropianu. W kącie stoi koza – piecyk szczególnie przydatny przy pracy zimą. Na pierwszy rzut oka: niezły bałagan!
– To jest moje hobby – mówi Filip. – Cieszę się, gdy mogę tu przyjść z synem i wspólnie popracować. Tu zbudowaliśmy i wygłuszaliśmy kabinę lektorską na potrzeby spektaklu. Tu jakimś późnym wieczorem nagrywaliśmy z żoną i reżyserem widowiska Marcinem Matuszewskim okrzyki: „Solidarność, Solidarność!”. Sąsiedzi? Nie, na policję nie zadzwonili! A po odpowiednim montażu osiągnęliśmy taki efekt, jakby krzyczało przynajmniej tysiąc osób!
Jedno z najpopularniejszych haseł ostatnich lat to „kryzys męskości”: brak poczucia odpowiedzialności, wycofanie, brak inicjatywy, bierność. – To fakt – przyznaje Filip. – Jedni mężczyźni dali się wyrzucić z domu i odsunąć od wychowania dzieci. Oddali to pole kobietom. Kiedyś syn wychowywał się przy matce do szóstego, siódmego roku życia, a potem ojciec go zbierał na łowy lub do pracy w stajni czy kuźni. Z drugiej strony uciekamy w pracę i nie ma nas w domu do 21. Z żoną może jeszcze mamy czas posiedzieć, ale dzieci już śpią. A one bardzo potrzebują ojca, potrzebują jego siły i jego zainteresowania. Wielu ojców po przyjściu do domu siedzi bezczynnie, ogląda telewizję, czyta książkę lub gazetę. A syn powinien widzieć ojca w męskich czynnościach, na przykład przy pracy na maszynie. Mężczyźni nam dziadzieją. Nie chodzi przecież o robienie wielkich rzeczy, ale o to, by drobne rzeczy robić razem! Potrzebujemy mieć swoją przestrzeń, w którą zaangażowani jesteśmy tylko my, mężczyźni. Okazje ku temu są, wystarczy je wykorzystywać. To jest piękne, że ojciec w domu jest od innych rzeczy niż mama. Nasze dzieci pewnie nigdy by nie nauczyły się mówić, gdyby zajmowali się nimi tylko faceci (śmiech). My po prostu mniej mówimy…
Trudno nam wyjść z garażu, z którym wiąże się tyle historii. Pasja i duma: te słowa najbardziej oddają klimat tego miejsca. I każdy mężczyzna może te rzeczy w swoim życiu odnaleźć…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki