Logo Przewdonik Katolicki

Krew i pamięć

Piotr Jóźwik

Z Matteo Spicuglią, autorem książki Ziemia utracona, o trwających od stu lat prześladowaniach chrześcijan na pograniczu Turcji, Syrii i Iraku, rozmawia Piotr Jóźwik

Zanim rozpoczęły się prześladowania, chrześcijanie przez ponad tysiąc lat żyli obok wyznawców innych religii, m.in. Arabów, Turków, Kurdów, Mongołów czy Persów.
– I przez całe wieki panował względny pokój, a chrześcijanie mieli kluczowe znaczenie dla rozwoju tego obszaru. Imperium Osmańskie, które podbiło te tereny w 1517 r. uznawało co prawda chrześcijan za obywateli klasy B, ale zapewniało im wolność wyznania w zamian za płacenie podatku sułtanowi. Chrześcijanie mieli więc swoją administrację, handel i kulturę. Tę równowagę naruszyli w XX w. tureccy nacjonaliści. To polityka, a nie religia, stała się przyczyną dramatu.

 

Kłopoty zaczęły się w 1915 r.
– To był straszny rok dla chrześcijan. Najbardziej znane jest oczywiście ludobójstwo Ormian, ale prześladowania dotknęły też innych, w tym Asyryjczyków. Nacjonalizm Młodych Turków zniszczył wszystko. Chcieli stworzyć naród jednej rasy, języka i religii, a obecność wielu mniejszości narodowych stała na drodze do ich celu. Dlatego rozpoczęli makabryczne prześladowania, nie oszczędzając ani kobiet, ani dzieci. Tylko jednego lata życie straciło ponad milion ludzi.

 

A to był dopiero początek.
– Kolejna fala prześladowań dotknęła chrześcijan przy okazji konfliktu turecko-kurdyjskiego. W efekcie w zaledwie kilkadziesiąt lat tamtejsze miasta zupełnie zmieniły swój charakter, bo miejsce chrześcijan zajęli inni. Do dziś gdzieniegdzie można spotkać ulice-widma, z opuszczonymi domami czy porzuconymi sklepami, których nikt nie zajął. Ale cel został osiągnięty, bo mniejszości udało się niemal całkowicie wyeliminować. Dobrze pokazują to liczby: pod koniec XIX w. w Turcji działało prawie 6,5 tys. szkół prowadzonych przez mniejszości, w pierwszych latach Republiki ich liczba spadła do 138, a dziś jest ich zaledwie 22.

 

Łatwiej byłoby przetrwać, gdyby chrześcijan wspierali ich sąsiedzi, ale wojna zniszczyła i te relacje. Jeszcze niedawno byli przyjaciółmi Asyryjczyków, a potem z dnia na dzień zaczęli ich prześladować.
– To bardzo utrudniało codzienne życie. Miałeś sklep? Musiałeś płacić, by móc go prowadzić. Byłeś rolnikiem? Palili ci zbiory. Hodowcą? Zabijali zwierzynę. Ale to nie koniec, bo w pewnym momencie zaczęli zabijać także ludzi. Zebrałem dziesiątki historii osób, które w takich pogromach straciły dzieci, rodziców czy przyjaciół. Cel był jeden: wypędzić z regionu resztę Asyryjczyków. Prawie udało się go zrealizować. W 1900 r. w Tur Abdin żyło pół miliona chrześcijan. Dziś pozostało zaledwie 2 tys.

 

Za wiarę byli prześladowani, ich kościoły zostały zniszczone. Co dawało im siłę?
– Każdy, kto został na miejscu, zrobił to, by nie poddać się prześladowcom. Spotkałem kobietę, która po studiach mogła wyjechać i ułożyć sobie życie w bezpieczniejszym miejscu. Dlaczego została? Dała mi piękną odpowiedź: „Kocham moją ziemię. To ziemia mojego dziadka i chcę tu zostać dla niego”.

 

Ale większość jednak wyjechała. Spotkał Pan wielu Asyryjczyków, którzy do swojego kraju wracają dziś tylko jako turyści.
– Najczęściej wyjeżdżali do Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych i Australii. Tam uchodźcy zdołali odnaleźć pokój i dobrobyt. Może i myśleli o tym, żeby wrócić w swoje rodzinne strony, ale jeszcze nawet 20 lat temu było to bardzo ryzykowne. Dziś gdy ich spotykam, najbardziej rzuca się w oczy ich tęsknota. Tęsknota za ziemią, która już nie należy do ciebie. To ziemia utracona. Ucieczka nigdy nie jest zwycięstwem, jest przegraną.

 

Czy dla Asyryjczyków jest jakaś nadzieja?
– Sytuacja nadal jest bardzo skomplikowana. Mało tego, wojna na Bliskim Wschodzie tylko ją pogorszyła. Dopóki tam nie zapanuje pokój, Asyryjczycy nie wrócą do siebie. Istnieje duże ryzyko, że chrześcijaństwo w ogóle zniknie z tych ziem, ale mimo wszystko nie możemy tracić nadziei. Spotkałem wiele osób, które się nie poddają, a jedną z nich jest biskup Gregorius. Z wielkim trudem udało mu się odbudować z niczego wspólnotę wierzących. Oni są przyszłością.

 

Jak dziś tureckie władze podchodzą do Asyryjczyków?
– Po próbie zamachu stanu Turcja znalazła się na zakręcie. Szczególnie dużo osób aresztowano właśnie na południowo-wschodnim obszarze kraju. W tej sytuacji mniejszości cierpią podwójnie. Po pierwsze dlatego, że nie są uznawane przez władze, które traktują chrześcijan tak, jakby nigdy nie istnieli. Po drugie dlatego, że nadal są prześladowane.

 

A zwykli ludzie?
– Dziś chrześcijanie w Turcji są prawie niewidoczni, bo stanowią 0,1 proc. ludności. Rozmowa o dialogu między chrześcijaństwem a islamem nie ma sensu. Możemy mówić tylko o dialogu pomiędzy poszczególnymi osobami. I to w nim rodzi się nadzieja, która może otworzyć serca ludzi i zmienić ich przekonania.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki