Czym są dla polskich Ormian wydarzenia, które miały miejsce sto lat temu?
– Genocyd, czyli masakra Ormian w Turcji, był pierwszym ludobójstwem XX w. Szacuje się, że w latach 1915–1916 zginęło w jego wyniku około 1,5 mln ludzi. Ludobójstwo szybko poszło jednak w zapomnienie. W 1939 r. Adolf Hitler, wydając rozkaz ataku na Polskę, mówił na odprawie dla dowódców Wehrmachtu: „Zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; liczy się szybkość i okrucieństwo. Kto dziś pamięta o rzezi Ormian?”. Ludobójstwo Ormian nie może być zapomniane, gdyż bez tego tragicznego wydarzenia historia XX w. będzie niepełna. Musimy o tym pamiętać, aby już nigdy nie dochodziło do takich tragedii.
Fundacja Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich, której Pan jest prezesem, włączyła się w upamiętnienie tej rocznicy. Jednak główne obchody fundacja zorganizowała w marcu, a nie w kwietniu, kiedy przypada rocznica Genocydu. Dlaczego?
– Chcieliśmy nadać im jak największą rangę i zaprosić gości z Armenii, których przyjazd byłby niemożliwy w kwietniu. Głównym punktem warszawskich obchodów tej rocznicy była Msza św. za ofiary ludobójstwa: Ormian, Greków i Asyryjczyków. Przewodniczył jej abp Rafael Minassian – zwierzchnik Ormian katolików w Armenii, Gruzji, Rosji i Europie Wschodniej. Udało się też zorganizować konferencję pod hasłem: „Ormianie 2015. Naród odradzający się z popiołów zagłady”. Nie znaczy to oczywiście, że 24 kwietnia nie będziemy upamiętniać ofiar tej olbrzymiej tragedii – jak co roku przejdziemy ulicami polskich miast w marszach pamięci. W tym roku będą to ulice Warszawy, Krakowa i Wrocławia. Zapraszamy do udziału wszystkich ludzi, którzy nie chcą pozwolić zapomnieć o tych strasznych wydarzeniach.
Ma Pan okazję rozmawiać z gośćmi z Armenii. Jak pan postrzega to, co się teraz dzieje w tamtym regionie świata?
– To nie jest łatwy temat. Ja im generalnie bardzo współczuję. Oni żyją w stanie nieustannego zagrożenia. Kilka lat temu miałem okazję gościć w Armenii i tym, co mnie niezwykle poruszyło w rozmowach z mieszkańcami, był fakt, że prawie każdy mówiąc o swoich planach na przyszłość, dodaje: „Jak nie będzie wojny”. Jak nie będzie wojny, to wyremontuję mieszkanie, jak nie będzie wojny, to wyjadę itp. To jest życie na tykającej bombie. Dotyczy to z resztą nie tylko Ormian na Kaukazie, ale wszystkich chrześcijan na Bliskim Wschodzie, których przetrwanie w tym regionie świata jest poważnie zagrożone.
A przecież są to tereny, na których chrześcijaństwo ma olbrzymią wielowiekową tradycję, sięgającą czasów apostolskich.
– Dość powiedzieć, że Armenia była pierwszym krajem na świecie, który przyjął chrześcijaństwo jako swoją oficjalną religię – stało się to w 301 r. Była też pierwszym krajem, który stoczył wojnę religijną w obronie chrześcijaństwa – miało to miejsce w 451 r., kiedy Persowie chcieli narzucić Ormianom zoroastryzm. Później wielokrotnie cierpieli prześladowania z powodu swojej religii ze strony muzułmanów – zarówno przed, jak i po Genocydzie.
A skąd w ogóle Ormianie wzięli się w Polsce?
– W Polsce Ormianie znaleźli się w połowie XIV w., po przyłączeniu przez króla Kazimierza Wielkiego części dawnej Rusi. Pochodzili z obszarów nadczarnomorskich, znajdujących się pod panowaniem tatarskim. Przywileje królów polskich stworzyły odpowiednie warunki dla rozwoju osadnictwa ormiańskiego. W wielu miastach na Kresach Ormianie stanowili liczne i szanowane przez pozostałych mieszkańców diaspory lokalne. Największe we Lwowie i Kamieńcu Podolskim. Większe grupy Ormian zamieszkiwały też Brody, Brzeżany, Tyśmienicę, Łysiec, Stanisławów, Kuty. Co ciekawe, najstarsi przybysze nie mówili wcale po ormiańsku tylko po kipczacku, czyli w dialekcie należącym do tureckiej grupy językowej – był to ówczesny język handlu, a do handlu zawsze mieli nasi przodkowie dobrą rękę. Zapisywali go jednak alfabetem ormiańskim. Tylko w liturgii kościelnej zachowali język staroormiański, czyli grabar.
Ormianie to tylko kresy dawnej Rzeczypospolitej?
– Nie tylko. Na przykład kanclerz Jan Zamoyski sprowadził Ormian do Zamościa. Do Warszawy trafiło wielu Ormian z Kamieńca Podolskiego, który dostał się w ręce Turków, i bardzo szybko stali się istotnym elementem tego miasta – zwłaszcza handlu. Dość powiedzieć, że w XVIII w. około połowy kamienic na Starym Mieście znajdowało się w rękach Ormian. Było kilku burmistrzów stolicy pochodzenia ormiańskiego. Kiedy uchwalano Konstytucję 3 maja, połowę warszawskiego magistratu stanowili polscy Ormianie.
Ormianie długo zachowywali swoją odrębność, jednak z czasem zaczęli się wtapiać w społeczeństwo polskie. Dlaczego?
– Znaczący wpływ na to miało zawarcie w połowie XVII w. unii religijnej z Rzymem. Odtąd polscy Ormianie stali się katolikami o obrządku ormiańskim. Liturgia odprawiana była i nadal jest – w języku staroormiańskim, ale językiem codziennym stał się język polski. Choć nadal msza ormiańska jest wyjątkowo piękna – cała śpiewana. Istotny wpływ miało też zawieranie mieszanych małżeństw polsko–ormiańskich. Do XIX w. prawie nie miały one miejsca. Swoje zrobiła też II wojna światowa. W latach 1944-1945 Ormianie polscy porzucili swoje stare siedziby, w tym Lwów, wyjechali do Krakowa, Warszawy, Gdańska, Gliwic, Wrocławia. Rozproszenie po całym kraju, małżeństwa mieszane, brak własnych organizacji w czasach komunistycznych przyspieszyły asymilację.
Wielu wybitnych Polaków ma pochodzenie ormiańskie lub częściowo ormiańskie.
– Teodor Axentowicz – malarz i profesor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, Tadeusz Barącz – rzeźbiarz, Jan Bołoz Antoniewicz – historyk sztuki i profesor Uniwersytetu Lwowskiego, Ignacy Łukasiewicz – twórca techniki destylacji nafty i konstruktor lampy naftowej, czy współcześnie Krzysztof Penderecki – znanych polskich Ormian nie brakowało i nie brakuje. Według różnych szacunków około 20 proc. polskiej inteligencji miało pochodzenie częściowo ormiańskie. Zresztą podobnie było gdzie indziej. W byłym ZSRR Ormianie stanowili 1 proc. mieszkańców. Równocześnie, aż 10 proc. członków Akademii Nauk ZSRR to byli właśnie Ormianie. Nie sposób nie wspomnieć o osobie arcybiskupa ormiańsko-katolickiego Józefa Teodorowicza, rządzącego diecezją lwowską w latach 1901–1938, wybitnego kaznodziei, pisarza religijnego i wielkiego polskiego patrioty. Jednym z większych osiągnięć naszej fundacji było odtworzenie (zachowanych na płytach decelitowych) kazań wielkopostnych arcybiskupa i wydanie ich na nowo. To było wielkie przeżycie móc usłyszeć te kazania, których przesłanie jest wciąż aktualne.
Czym jeszcze zajmuje się Fundacja Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich?
– Myślą przewodnią fundacji jest fakt, że Ormianie zawsze byli i są ważną częścią historii i kultury Polski. Przedmiotem zainteresowania fundacji są armenika, mające związek z Ormianami polskimi: druki, rękopisy, fotografie, szaty liturgiczne, naczynia liturgiczne, obrazy, sprzęty i pamiątki. Armenika te konserwujemy, katalogujemy, a ponadto digitalizujemy fotografie i dokumenty, identyfikujemy stare fotografie oraz gromadzimy, czyli przyjmujemy w depozyt, przyjmujemy jako dar oraz planujemy kupować. Nasz księgozbiór obejmuje ponad 1700 pozycji w tym 1387 książek i rękopisów wydanych przed 1945 r. Składa się ze starodruków, książek wydanych po 1800 r., materiałów rękopiśmiennych, czasopism, dokumentów i fotografii. Stan zachowania poszczególnych obiektów jest bardzo zróżnicowany od bardzo dobrego do bardzo złego.
Ilu Ormian żyje dziś w Polsce?
– To bardzo trudne pytanie. Oficjalnie według danych ze spisu powszechnego z 2011 r. narodowość ormiańską zadeklarowało nieco ponad 3600 osób. Jednak trzeba odróżnić ich od osób, które mają ormiańskie korzenie i które zupełnie wtopiły się w polskie społeczeństwo. A tych jest wielokrotnie więcej. Część z nich nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojego ormiańskiego pochodzenia. Upadek komunizmu umożliwił w pewnym stopniu odrodzenie ormiańskości. Do Polski napłynęli nowi wychodźcy z Armenii i dzisiaj wraz z tymi, którzy mieszkają w naszym kraju od wieków, tworzą wspólnotę polskich Ormian.
Jan Abgarowicz – prezes Fundacji Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich.