Łatwo dziś tworzy się taka muzykę?
– Z mojej perspektywy wygląda to niezwykle ciekawie, dlatego że od mniej więcej dwudziestu lat obserwujemy renesans i rozkwit twórczości oraz zaangażowania środowisk oddolnych, zwłaszcza osób świeckich. Chodzi tu zarówno o muzykę liturgiczną w postaci chorału i muzyki tradycyjnej, jak i – o dziwo – sakralnej muzyki rozrywkowej. Ten renesans trwa i z tego powodu bardzo się cieszę.
Czy pozwala on muzykom pogodzić pracę na chwałę Bożą z prozą życia?
– Nie jest to łatwe, dlatego moja żona, która jest muzykiem, pracuje obecnie jako anglistka. Kościół przestał być mecenasem. Nie wiem dlaczego. Myślę nie tyle o hierarchii, ile o Kościele powszechnym. Przed laty arcydzieła powstawały dzięki temu, że Kościół wspomagał artystów, i mam nadzieję, że kiedyś wrócą te czasy i ciężka praca muzyków zostanie doceniona.
Światowe Dni Młodzieży były sygnałem, że Kościołowi zależy na sztuce najwyższej próby.
– Kościół sięgnął po profesjonalną muzykę z najwyższej półki. Cieszy mnie to, zwłaszcza że część wykonawców, których widzieliśmy w czasie liturgii z Ojcem Świętym czy na koncercie w Brzegach, to w jakimś sensie nasi wychowankowie. Choćby autor hymnu, Jakub Blycharz, który wychował się w Dominikańskim Ośrodku Liturgicznym. Troska o jak najwyższy poziom sprawia, że wielu uczestników podejmuje decyzję o podjęciu studiów związanych z muzyką. I o to w tym chodzi…
…by do śpiewu liturgicznego podejść fachowo?
– Lubię porównywać muzykę do architektury. Może spróbujemy w byle jaki sposób budować kościoły? To przecież bez sensu. Mało tego, jest niebezpieczne. Muzyka ma bardzo podobny wymiar w sferze duchowej. Jeżeli się nie przygotujemy, możemy wręcz gorszyć ludzi tym, jak ją wykonujemy. Ale gorszenie czy wzbudzanie pozytywnych emocji to jedno, natomiast tak naprawdę w muzyce liturgicznej chodzi o wyznawanie wiary, żeby oddawać Panu Bogu chwałę w jak najlepszy sposób. Robimy wszystko, żeby tak było. Naszym zadaniem jest być narzędziem. Reszta należy do Pana Boga.
Czyli wykształcenie muzyczne nie jest niezbędne.
– Wykształcenie muzyczne bardzo się przydaje, ale to nie wszystko. Zdarza mi się spotykać muzyków, którzy mają odpowiednie narzędzia, ale nie wykonują muzyki z takim zaangażowaniem, które dawałoby odczuć, że rzeczywiście żyją tym, co robią. O tym mówił św. Augustyn. Powiedział, że trudniej jest się zaangażować muzykom zawodowym niż amatorom, bo skupiając się na materii muzycznej, zapominają o treści. A to przecież układ idealny: mieć narzędzie i posługiwać się nim świadomie. Św. Augustyn mówi nam: „Chcecie zaśpiewać Chwałę Boga? Sami bądźcie tym, co śpiewacie”, czyli dosłownie żyjcie tym, o czym śpiewacie. Wtedy ma to sens.
Jak było w Twoim przypadku? Najpierw była wiara czy śpiew?
– Najpierw był śpiew. Wtedy wiara wypływała z tradycji, była oparta na nawykach wyniesionych z domu. Dzięki temu, że trafiłem do środowiska, które śpiewało w tak piękny sposób, zacząłem zadawać sobie pytanie: dlaczego oni tak to robią? Potem doszła treść, poznałem życiorysy osób, które były świetnymi muzykami, ale przede wszystkim świadkami wiary i swoich relacji z Żywym Bogiem. Dzięki temu jestem tu, gdzie jestem.
Masz okazję słuchać Kościoła w całej Polsce. Jak on brzmi?
– Śpiewa coraz lepiej. Oczywiście są tereny w Polsce wyróżniające się, jeśli chodzi o poziom zaangażowania, również mężczyzn. Na przykład Podkarpacie czy Podlasie. Właściwie cały wschód jest aktywny. Owszem, bywa i tak, że wchodząc na Mszę św., mam wrażenie, że uczestniczę w jakiejś zbiorowej żałobie. Dziwi mnie to, bo w okresie czy to paschalnym, czy Bożego Narodzenia jest dużo radości, której ciągle brakuje w czasie liturgii.
Czyli śpiewamy słowa pieśni, ale one nas nie przenikają. Stąd ten żałobny ton, nawet gdy śpiewamy, że Chrystus zmartwychwstał?
– To podstawowy problem. Spora część osób uczestniczących w liturgii nie do końca jest przekonana, w czym uczestniczy, często kościół wypełniają słuchacze czy widownia. Ale dzięki temu, że muzykę wykonujemy w taki sposób, że daje to do myślenia, to niemal co tydzień jestem świadkiem, że zaangażowanie i odpowiedni warsztat zmienia życie ludzi, którzy słuchają.
Co można zrobić, by uniknąć sytuacji, kiedy to na Mszy św. śpiewa chór czy schola, a reszta tylko słucha?
– Bardzo ważna jest zmiana myślenia, także wśród duszpasterzy, którzy często używają słów, że chór czy schola coś „ubogacają”. Rozumiem docenianie tych ludzi, ale naszym zadaniem w czasie wykonywania muzyki jest sprawić, by osoby śpiewające stały się świadkami tego, co śpiewają. Oczywiście powinno to być jak najlepsze technicznie, bo Bóg wymaga, by oddać Mu chwałę w jak najlepszy sposób. Musimy być świadkami, że Bóg jest pięknem nieskończonym – stąd ta praca. Ale ona służy właśnie temu, byśmy czuli się swobodnie w wyznawaniu wiary, a nie skupiali się na tym, jak to technicznie zrobić.