Logo Przewdonik Katolicki

Ekumeniczni męczennicy

o. Wojciech Surówka OP
Ekumeniczni męczennicy, A. Strocau

Trzej młodzieńcy, którzy mogli być kolegami z jednej ulicy, stali się ofiarami trzech wzajemnie zwalczających się grup chrześcijan. Czy ich męczeństwo łączy, czy dzieli wyznawców Chrystusa?

Jozafat Kuncewicz wstąpił do wileńskich bazylianów w 1609 r. W tym samym czasie o kilka lat młodszy Atanazy Filipowicz uczył się w szkole prowadzonej przez prawosławne bractwo przy klasztorze św. Ducha. Z Kuncewiczem dzielił ich przysłowiowy rzut kamieniem, ponieważ klasztory były położone przy tej samej ulicy. Dwa lata później pojawił się w Wilnie młody jezuicki nowicjusz Andrzej Bobola. Trzej młodzieńcy, którzy mogli być kolegami z jednej ulicy, stali się ofiarami trzech zwalczających się grup chrześcijan. Tragiczna historia podziałów na tle religijnym doprowadziła do tego, że Kuncewicz zginął z rąk prawosławnego tłumu, Filipowicza zastrzelili katolicy, a Bobola został zamęczony przez prawosławnych Kozaków. Ów wspomniany „rzut kamieniem”, który dzielił ich w młodości, kilkadziesiąt lat później stał się kamieniem niosącym męczeńską śmierć.

Tragiczny w skutkach podział
Zło, którego doświadczamy ze strony drugiego człowieka, jest najtrudniejszą do usunięcia przeszkodą na drodze każdego dialogu. Ból związany z cierpieniem, którego staliśmy się uczestnikami, bardzo często uniemożliwia prowadzenie racjonalnej dyskusji nad przyczynami konfliktu. Możemy odnaleźć wiele przykładów tego typu doświadczenia, poczynając od zdrady małżeńskiej, a kończąc na sprawie rzezi wołyńskiej. Doskonale zdajemy sobie sprawę, jak wiele nas łączy, jednak krzywda była tak dotkliwa, że trudno o niej nie myśleć, trudno po raz kolejny jej nie doświadczać.
Od pokusy przemocy nie jest wolne również chrześcijaństwo. Przykłady możemy odnaleźć już w starożytności, jednak szczególna eskalacja gwałtu przypada na wiek XVII, gdy tzw. wojna trzydziestoletnia przetoczyła się przez Europę, pochłaniając wiele ofiar. Jedną z jej przyczyn był religijny konflikt między protestantami i katolikami. Dzięki temu tylko w niewielkim stopniu dotknęła ona Rzeczpospolitej, na której terenach mieszkało stosunkowo niewielu protestantów. Niestety, stanęły przed nami podobne wyzwania. W 1596 r. w Brześciu Litewskim została podpisana unia, na mocy której część duchownych prawosławnych oraz wyznawców prawosławia uznała papieża za głowę Kościoła i przyjęła dogmaty katolickie, zachowując bizantyjski ryt liturgiczny (wcześniej nazywano ich unitami, dziś używamy nazwy grekokatolicy). Następstwem tego aktu był podział społeczności prawosławnej na zwolenników unii i jej przeciwników. Historia trzech młodzieńców z Wilna wpisana jest w okres tragicznego podziału społeczeństwa, jaki nastąpił po podpisaniu unii.

Zamordowany za bezkompromisowość
W 1623 r. w Witebsku zginął z rąk prawosławnych wiernych unicki biskup połocki Jozafat Kuncewicz. Studiował na Akademii Wileńskiej pod kierunkiem jezuitów. Po przyjęciu święceń kapłańskich szybko został przeorem klasztoru Bazylianów, a następnie biskupem Połocka. Okres jego rządów w diecezji przypadał na zażarte spory między zwolennikami i przeciwnikami unii. W miastach na terenie jego diecezji dominowało prawosławie. Bezkompromisowość we wprowadzaniu unii na terenie diecezji sprawiła, że jego działalność stała się obiektem krytyki. Jednym z koronnych punktów oskarżenia była kwestia przejmowania obiektów sakralnych, wcześniej należących do prawosławnych. W końcu doprowadzono do tego, że rada miasta Witebska usunęła unitów i przekazała cerkwie prawosławnym. Podobna sytuacja miała miejsce w innych miastach. Pisano listy do króla, w których skarżono się na Kuncewicza. Oskarżano go o zamykanie przemocą cerkwi prawosławnych i surowość wobec prawosławnych. W październiku 1623 r. biskup Połocka udał się do Witebska, by po raz kolejny podjąć próbę odzyskania kontroli nad sytuacją religijną w mieście. Został zamordowany przez tłum prawosławnych mieszczan. Ciało hierarchy wrzucono do Dźwiny. Po sześciu dniach zostało wyłowione z rzeki i przewiezione do katedry unickiej w Połocku. Kościół katolicki ogłosił go błogosławionym w 1642 r.

Rozstrzelany bez sądu
Sześć lat po beatyfikacji Kuncewicza w Brześciu został oskarżony o atakowanie unii, aresztowany i rozstrzelany przez Polaków bez sądu Atanazy Filipowicz – mnich prawosławny i przełożony klasztoru św. Szymona Słupnika. Po ukończeniu nauki w klasztorze św. Ducha w Wilnie był przełożonym w kilku klasztorach. Kiedy został przełożonym klasztoru w Brześciu, udał się do Warszawy, by odebrać od króla Władysława IV przywilej zezwalający na budowę nowych prawosławnych obiektów sakralnych w mieście. Dokumentu tego nie potwierdził kanclerz koronny, zaciekły przeciwnik prawosławia. Wówczas duchowny wystąpił z oficjalną skargą w sejmie, domagając się likwidacji unii i wspierania „prawdziwej wiary greckiej”. W rezultacie został aresztowany na wniosek hierarchów prawosławnych, którzy w ten sposób zamierzali udowodnić przed królem swoją lojalność. Zdołał jednak uciec z więzienia. Biegał po mieście oraz wchodził do kościołów, wołając „biada odszczepieńcom i niewiernym!”. Po wybuchu powstania Chmielnickiego został aresztowany pod zarzutem wspierania Kozaków oraz agresywnej postawy wobec Kościoła unickiego. Pierwszego zarzutu nigdy nie udowodniono. Filipowicza rozstrzelano go w 1648 r. W 1984 r. został zaliczony przez Kościół prawosławny w poczet świętych białoruskich i jest wspominany w liturgicznym kalendarzu jako święty Atanazy Brzeski.

Kaznodzieja – polityczny wróg
Trzeci młodzieniec studiujący w Wilnie, jezuita Andrzej Bobola, znany był przed wszystkim jako kaznodzieja. Pracował aktywnie nie tylko na terenie obecnej Białorusi, ale również w Warszawie i Płocku. W zamęcie konfliktów roznieconych przez powstanie Chmielnickiego dostał się w ręce Kozaków, którzy w 1657 r. napadli Janów Poleski z zamiarem mordowania Polaków. Z powodu działalności kaznodziejskiej i nawracania ruskiej ludności prawosławnej na katolicyzm Kozacy traktowali Bobolę jako wroga politycznego. Zmarł po strasznych mękach. Został beatyfikowany przez Kościół katolicki w 1853 r. 

Świętość ponad podziałami
Papież Jan Paweł II mówiąc o wspólnym dziedzictwie chrześcijan podzielonych, zwracał uwagę, że należy wpisać do niego nie tylko instytucje, ryty oraz tradycje, które wszystkie wspólnoty zachowały i przez które zostały ukształtowane, ale przede wszystkim rzeczywistość świętości. Może się nam to wydawać dziwne na pierwszy rzut oka. Każda ze wspólnot pielęgnując pamięć o męczennikach, tym samym wspomina, kto ich zamordował. Grekokatolicy pamiętają, że to prawosławni zabili Kuncewicza; prawosławni, że to katolicy rozstrzelali Filipowicza, a rzymscy katolicy pamiętają, że to prawosławni zabili Bobolę. Jednak świętość przekracza wszelkie podziały.
Męczennicy niewątpliwie łączą wszystkich chrześcijan. Patrząc z perspektywy Bożej jako chrześcijanie, posiadamy jedno Martyrologium, jedną księgę świętych męczenników. Każdy z nich oddał życia za wierność Chrystusowi i swojemu Kościołowi. Jan Paweł II często wskazywał ich jako przykład realnej jedność chrześcijan. W ich wypadku – pisze papież – jedność chrześcijan już jest doskonała w tym, co wszyscy uważamy za szczyt życia łaski: w męczeństwie aż do śmierci.
Wyrazem tej doskonałości jest modlitwa męczenników zanoszona do Boga za swoich oprawców. Dla nich oni byli braćmi. Dwadzieścia lat temu z rąk islamskich ekstremistów zginał trapista, ojciec Christian de Chergé. W testamencie duchowym niedługo przed śmiercią zwracał się do tych, którzy planowali pozbawić go życia: „I ciebie także, przyjacielu mojej ostatniej chwili, ty, który nie będziesz wiedział, co czynisz. Tak, za ciebie również chcę dziękować, i chcę, ci powiedzieć «Do zobaczenia wkrótce!», «Z Bogiem!»”. Przed Bogiem jesteśmy braćmi.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki