Z okien zabytkowej, 500-letniej kamienicy, jednej z najlepiej zachowanych na poznańskim Starym Rynku, rozpościera się widok na Ratusz i słynne koziołki. To właśnie w tym budynku, w pomieszczeniach o pięknym, renesansowym wystroju, mieści się szczególne miejsce – Rogalowe Muzeum. Rogal świętomarciński ma w Poznaniu prawie 160-letnią tradycję i jest nie tylko obowiązkowym przysmakiem w dniu 11 listopada, ale też dumą Wielkopolan. Tylko w Poznaniu tego dnia sprzedaje się około 250 ton tego smakołyku. Obecnie odżywa też dawna tradycja wspierania tym pysznym wypiekiem potrzebujących – na wzór św. Marcina, oczywiście.
Półksiężyc lub podkowa
Kiedy docieram do muzeum, właśnie trwa pokaz dla uczniów jednej z podpoznańskich szkół podstawowych. 7 i 8-latkowie w brązowych kucharskich czapkach z zainteresowaniem słuchają historii o św. Marcinie. Chwilę później z zaangażowaniem pomagają rogalowemu mistrzowi w przygotowaniach wypieków, wałkując ciasto i formując je w rogale. Kiedy za kilka dni będą się zajadać rogalami, zapewne przypomną sobie barwne opowieści pracowników muzeum, przybliżające nie tylko wytwarzanie rogali świętomarcińskich i związane z nimi legendy, ale też historię miasta i poznańską gwarę.
W tym roku okazja do przypomnienia św. Marcina jest szczególna. Obchodzimy 1700. rocznicę jego urodzin. Święty przyszedł na świat w pogańskiej rodzinie na terenie dzisiejszych Węgier. Jego ojciec był rzymskim trybunem wojskowym, a Marcin jako nastolatek wstąpił do armii Konstancjusza II. Trudno dziś ustalić wszystkie fakty z życia świętego, istnieje jednak piękny przekaz mówiący o tym, iż kiedy pełnił służbę, proszącemu go o jałmużnę żebrakowi oddał połowę swej opończy. Następnej nocy ukazał mu się odziany w nią Chrystus, który przemówił do aniołów: „To Marcin okrył mnie swoim płaszczem”. Pod wpływem tego wydarzenia przyjął chrzest. Jako chrześcijanin nie mógł służyć w wojsku, udał się więc do św. Hilarego, biskupa Poitiers w dzisiejszej Francji, stając się jego uczniem. Po pewnym czasie osiadł jako pustelnik na wysepce w pobliżu Genui gromadząc wokół siebie wielu uczniów. W 361 r. założył pierwszy klasztor, a 10 lat później, mimo jego sprzeciwu, lud wybrał go biskupem Tours. Jako pasterz diecezji Marcin prowadził nadal surowe życie mnisze, zakładał klasztory i udawał się na wyprawy misyjne. Zmarł w 397 r., a jego pogrzeb odbył się 11 listopada.
Do osoby świętego biskupa Tours nawiązuje nazwa poznańskich rogali, których kształt – półksiężyc, wywodzi się, według przekazów, z czasów zwycięstwa króla Jana III Sobieskiego nad Turkami pod Wiedniem w 1683 r. Na zdobytych wówczas chorągwiach tureckich widniał półksiężyc, stąd kształt ten miał upamiętniać sukces króla. Istnieje również legenda mówiąca o tym, że kształt rogali nawiązuje do podkowy zgubionej przez konia św. Marcina. Jadącego na koniu świętego miał ujrzeć we śnie jeden z poznańskich piekarzy.
Wypiek z certyfikatem
Jedno jest pewne, rogale w tym kształcie na dzień wspomnienia św. Marcina pieczono już w połowie XIX w. Świadczy o tym najstarsza odnaleziona prasowa wzmianka, która została zamieszczona 10 listopada 1852 r. w „Gazecie Wielkiego Księstwa Poznańskiego” przez założoną w Poznaniu trzy lata wcześniej cukiernię Antoniego Pfitznera. Z kolei nazwy rogal świętomarciński użyto po raz pierwszy w anonsie prasowym z 11 listopada 1860 r. Po II wojnie światowej tradycję wypieku rogali świętomarcińskich kontynuowały w Poznaniu prywatne cukiernie i piekarnie. Ustawa nacjonalizacyjna z 1946 r. nie objęła bowiem małych zakładów rzemieślniczych. Z tego okresu pochodzi zmiana głównego składnika masy, którą nadziewa się rogale. Używane wcześniej migdały były nie do zdobycia, zastąpiono je więc białym makiem.
Dziś rogale świętomarcińskie mają status Chronionego Oznaczenia Geograficznego, to znaczy, że mogą powstawać tylko w Wielkopolsce i to według ściśle określonej receptury. Aby cukiernia lub piekarnia mogła używać nazwy „rogale Świętomarcińskie” czy „rogale Marcińskie” musi uzyskać certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego. Posiada go już ponad 100 cukierni i piekarni z całej Wielkopolski. Certyfikowany rogal musi być wykonany z ciasta półfrancuskiego, nadziewany masą z białego maku i bakalii oraz posmarowany pomadą i posypany rozdrobnionymi orzechami. Istotna jest też jego waga, powinna mieścić się w granicach 200–250 g. Ciasto musi mieć charakterystyczne uwarstwienie, które osiąga się dzięki wałkowaniu z margaryną wyrośniętego i schłodzonego ciasta drożdżowego.
Mimo że rogale świętomarcińskie są produktem certyfikowanym, przepis na nie jest obecnie ogólnie znany. Niektórzy wypiekają je także dla siebie w domowych warunkach. Poza Wielkopolską pojawiają się również produkty nawiązujące nazwą i recepturą do rogala świętomarcińskiego, chociażby na Kujawach, w Małopolsce oraz w okolicach Wrocławia. Cukiernicy używają dla nich nazw takich jak rogale marcinkowskie, rogale królewskie czy rogaliki poznańskie.
Kupując – pomagasz
W Poznaniu istnieje też przekaz, mówiący o tym, że cukiernik jednej z piekarni, Józef Melzer, w listopadzie 1891 r. namówił swojego pracodawcę do tego, aby rozdawać rogale we wspomnienie św. Marcina ubogim mieszkańcom Poznania. Na pomysł ten miał wpaść pod wpływem kazania ówczesnego proboszcza poznańskiej parafii pw. św. Marcina, ks. Jana Lewickiego. Namawiał on wiernych, aby uczcili święto swojego patrona, a równocześnie patrona piekarzy, uczynkiem miłosierdzia skierowanym do niezamożnych mieszkańców miasta. O zapiski na temat tej historii pytam obecnego proboszcza, pełniącego tę funkcję od ponad 30 lat, ks. Czesława Grzelaka. – W źródłach parafialnych nie ma żadnych informacji na ten temat – stwierdza dodając, że w przekazach podaje się różne daty, a ta mówiąca o 1891 r. przyjęła się najbardziej. Jest oczywiście prawdopodobna, bowiem ks. Jan Lewicki był proboszczem tej najstarszej z poznańskich parafii, spośród leżących na lewym brzegu Warty, w latach 1889–1909. – Zapewne przez cały czas duszpasterzowania w naszej parafii ks. Lewicki nawoływał, podobnie jak czynimy to teraz, do niesienia pomocy biednym, których wówczas było naprawdę wielu – zauważa ks. Grzelak.
W czasach ks. Lewickiego biedniejsi mieszkańcy otrzymywali rogale za darmo, a bogatsi je kupowali, dzięki czemu gromadzono fundusze na pomoc żywnościową i wigilię dla najuboższych. Do tej tradycji postanowiła nawiązać Caritas Archidiecezji Poznańskiej organizując akcję „Rogale Świętomarcińskie”. W tym roku odbywa się ona już po raz 10., a włącza się w nią ponad 30 parafii i 20 szkół oraz firmy częstujące rogalami swoich pracowników. – Mamy nadzieję, że przynajmniej tak, jak w poprzednich latach uda nam się dzięki niej rozprowadzić kilkadziesiąt tysięcy rogali – przyznaje Dawid Szkudlarek, koordynator akcji, dopowiadając, że fundusze uzyskane z ich sprzedaży zostaną przeznaczone na organizację Wieczerzy Wigilijnej od lat przygotowywanej przez Caritas w jednej z hal Międzynarodowych Targów Poznańskich. W ubiegłym roku uczestniczyło w niej 1,7 tys. potrzebujących osób. Część środków uzyskanych ze sprzedaży rogali posłuży na dofinansowanie trwającego remontu budynku, do którego przeniesie się Dom Dziecka im. Świętej Rodziny w Lesznie. Budynek zajmowany dotychczas przez tę placówkę prowadzoną przez Caritas, w którym posługują siostry nazaretanki, stał się za mały dla rosnącej liczby potrzebujących dzieci. Powstała też potrzeba utworzenia w niej nowego oddziału przeznaczonego zwłaszcza dla dzieci z alkoholowym zespołem płodowym. W kończącym się Roku Miłosierdzia można spodziewać się, że rogali rozprowadzanych w ramach akcji Caritas powinno wręcz zabraknąć. Tym bardziej że, jak zapewnia Dawid Szkudlarek, są one wyśmienitej jakości i mają atrakcyjną cenę, a wypiekają je od lat dwie certyfikowane poznańskie cukiernie.