Jedna z przytulnych kafejek na Starym Mieście w Poznaniu. Siedzimy przy dużym stole, delektując się gorącą czekoladą, specjalnością lokalu. Urocze, uśmiechnięte dziewczyny: Asia, Marta, Agnieszka, Monika i Kamila oraz trzech sympatycznych panów: Michał, Marek i Bartek. Z pasją opowiadają o tym, jak zmieniły ich ostatnie miesiące i udział w Akademii Miłości dla Singli. Są już pewni swojej wartości. Rozkwitli. „Na najpiękniejszy nawet kwiat róży, kiedy jest zamknięty, nie zwróci uwagi żaden motyl. Stanie się tak dopiero wtedy, kiedy kwiat rozwinie płatki”. Ta barwna analogia zainspirowała ks. Adama Pawłowskiego, twórcę akademii dla singli, która ma zachęcać do „rozwijania płatków”, czyli pracy nad sobą w różnych obszarach.
Bez presji
Prowokująco rzucam pytanie, czy oglądają program „Ślub od pierwszego wejrzenia” emitowany od niedawna przez jedną z komercyjnych stacji telewizyjnych. Antropolog, psycholog i seksuolog kojarzą w nim pary, które poznają się dopiero w czasie ceremonii ślubnej. Kilka osób przyznaje, że go nie ogląda, ale zorientowana w temacie Agnieszka stwierdza krótko, że jest jeszcze gorszy od popularnego programu „Rolnik szuka żony”.
– Tam traktuje się ślub jak zabawę, a przecież ślub to sakrament. Związek trzeba budować między sobą, ale też na Bogu – zauważa. Agnieszka Urban ma 33 lata, właśnie zaczęła zaoczne studia na polonistyce i szuka pracy. Wcześniej, przez osiem lat była opiekunką niepełnosprawnych dzieci w domu prowadzonym przez siostry serafitki. – Bez budowania na fundamencie wiary związek nie może się udać – dopowiada rówieśnica Agnieszki, Asia Idziak, przedstawicielka handlowa w branży kosmetycznej. Jako jedyna z dziewczyn w tym gronie etap bycia singlem ma już za sobą. W styczniu wychodzi za mąż za Bartka poznanego na Akademii Miłości dla Singli. Ale o tym za chwilę. – Jestem przeciwny łączeniu ludzi na siłę – mówi z kolei Michał Dzieliński, 37-letni nauczyciel języka polskiego. – To nie my planujemy sobie przyszłość, tylko Duch Święty. Ufam Bogu, że On wie najlepiej, co jest mi potrzebne. Być może nigdy nie będę miał żony i moim powołaniem jest bycie kawalerem do końca życia. Za mało zresztą mówi się o tym, że bycie singlem też jest drogą.
A co sądzą o portalach randkowych? – Korzystałam z nich przed akademią, ale miałam złe doświadczenia – wyznaje Marta Jabłońska. Ma 30 lat i skończyła polonistykę. Swoje powołanie odnalazła jednak w przedszkolu, gdzie jest wychowawczynią i uczy angielskiego. – Niedawno weszłam na taki portal ponownie, ale już z zupełnie innym nastawieniem. Na randce powiedziałam chłopakowi wprost, że nie czuję presji, aby szukać męża na siłę. Jestem w tej chwili szczęśliwa, spełniam się zawodowo, realizuję swoje marzenia i pasje, ale czuję się też gotowa do głębszej relacji z właściwym mężczyzną. Czekam cierpliwie na to, aż zostanę przez niego odnaleziona i założę rodzinę Bogiem silną.
Sami, ale nie samotni
Agnieszka jakiś czas temu też zarejestrowała się na portalu randkowym. – Chciałam znaleźć męża zaraz, natychmiast, bo jak nie, to będzie koniec świata – przyznaje z uśmiechem. – Nic z tego oczywiście nie wyszło. Trafiłam na panów, których bardziej interesowała fizyczność niż moja duchowość. Ale na szczęście później trafiłam na Akademię Miłości dla Singli. Znam ks. Adama i wiedziałam, że jeśli podejmuje się jej organizacji, to będzie to bardzo dobra rzecz. Akademia pomogła mi różne kwestie poukładać, dojrzeć. Bardziej dbam o swój rozwój i teraz jest mi w moim życiu dobrze – opowiada, dodając, że pomogły jej w tym zadania, które stawiano przed uczestnikami między odbywającymi się co dwa tygodnie zajęciami. – Trzeba było nad nimi pomyśleć i wniknąć w siebie. Opisywaliśmy na przykład nasze dzieciństwo i młodość. Robiliśmy rozróżnienie, kim byliśmy zauroczeni, a z kim łączyła nas miłość. Najbardziej jednak poruszyło mnie zadanie, które polegało na napisaniu listu do swojego przyszłego męża. Długo nad nim siedziałam, zadbałam, żeby był na pięknej kartce. Niedawno znalazłam go w moich notatkach z akademii i aż się popłakałam. Kiedyś, gdy dostanie go ten jeden, jedyny, na pewno się wzruszy…
Monika Nowak, 35-letnia farmaceutka, z zadaniem z listem poradziła sobie szybko. – Napisałam po prostu „Gdzie Ty się szlajasz mój Mężu Kochany? Ja tu na Ciebie czekam i tęsknię za Tobą”. O akademii dowiedziałam się z ulotki. Byłam w takim momencie życia, że odczuwałam potrzebę wychodzenia z domu i poznawania nowych ludzi. Ostatnie moje koleżanki, które dotąd były singielkami właśnie kogoś poznały i poczułam się w życiu bardziej samotna – wspomina Monika. Dla niej akademia stała się przede wszystkim akademią przyjaźni. – To, co tu przeżyłam, sprawiło, że poczułam się bardziej atrakcyjna i zaczęłam się spotykać z mężczyznami. Największy jednak dar, jaki dostałam, to bardzo otwarci ludzie, z którymi mogę się spotkać. Mamy swoją grupę na Facebooku, gdzie pojawiają się propozycje różnych wspólnych wyjść, np. do kina – relacjonuje, a Michał dodaje, że uczestnicy akademii tworzą wręcz wspólnotę. – To grupa ludzi, którzy są do siebie podobni. Sami, ale nie samotni. Jak sama nazwa Akademii Miłości wskazuje, uczymy się podczas niej kochać innych. Najpierw jednak trzeba nauczyć się akceptować siebie i z miłością patrzeć na drugiego człowieka, a dopiero potem szukać swojej drugiej połówki – podkreśla. Michał ma za sobą kilka związków, w tym jeden ponad 3,5-letni. – Wcześniej byłem wierzącym poganinem. Moje związki z kobietami rozpadały się, bo nie było w nich ducha, tylko ciało. Rok temu trafiłem na rekolekcje prowadzone przez ks. Adama Pawłowskiego i ludzi ze Wspólnoty Przymierze Miłosierdzia. Dzięki nim z biblijnego Szawła stałem się Pawłem. To była moja podróż do Damaszku. Od tego momentu inaczej patrzę na swoje życie. Jezus uzdrowił w nim wiele spraw i nadal uzdrawia.
Gdzie zaczyna się miłość?
Jak można się było spodziewać, wśród uczestników pierwszej edycji akademii utworzyło się kilka par. Asia Idziak wpadła w oko Bartkowi Nowakowskiemu już na pierwszych zajęciach. – Pomyślałem: „Jaka uśmiechnięta i ciepła dziewczyna!” – wspomina 42-latek, przedstawiciel handlowy w branży ceramicznej. Jako organizatorka rzucała się w oczy. – Nie łowiłam facetów, czułam, że Bóg się o mnie zatroszczy i wszystko się poukłada – mówi Asia. Pochodzi z wierzącej rodziny, do ukończenia studiów była blisko Kościoła. – Kiedy zaczęłam pracować w korporacjach, spotykałam różnych ludzi i w końcu odsunęłam się od Boga. Miałam nawet taki okres, że przestałam chodzić do kościoła, co bardzo bolało moją mamę. Byłam w różnych dziwnych związkach, uważałam, że najważniejsze są pieniądze. Pobłądziłam. Zaczęłam czuć, że jest mi z tym źle, ale równocześnie sądziłam, że tyle już nagrzeszyłam, że nie zasługuję na to, aby być z kimś wartościowym. I wtedy na mojej drodze pojawiło się Przymierze Miłosierdzia i na nowo odkryłam drogę do Boga – wyznaje Asia. Na Bartka zwróciła uwagę podczas speed dating, czyli szybkiej randki. To było pierwsze spotkanie integracyjne akademii, podczas którego uczestnicy rozmawiali w parach co parę minut zmieniając się rozmówcami. – Podjęłam się jego organizacji, więc pilnowałam czasu, a sama nie włączyłam się do zabawy. Ale kiedy jedna z dziewcząt wyszła na moment do łazienki, usiadłam na jej miejsce, żeby chłopak, z którym rozmawiała nie siedział sam. To był Bartek. Dobrze się nam rozmawiało. Szybko zaczęliśmy pisać do siebie wiadomości, dzwonić. W końcu Bartek przyszedł na spotkanie Przymierza. W Wielki Piątek byliśmy na pierwszej randce – wspomina. – To Asia sprawiła, że prawdziwie zbliżyłem się do Boga. Wcześniej byłem takim ledwie poprawnym katolikiem. Już przestałem szukać dziewczyny, ale kiedy pojawiły się kłopoty z pracą, zacząłem modlić się do św. Józefa, prosząc przy okazji o dobrą żonę – dopowiada Bartek. Narzeczeni wspólnie podkreślają, że teraz modlą się dużo razem i obiecali sobie zawsze należeć do jakiejś wspólnoty. – Widzimy swoje wady i złe przyzwyczajenia. Staramy się wytrwać w czystości do ślubu, choć oczywiście diabeł nas kusi. Ale walczymy! Na naszych zaproszeniach na ślub umieścimy słowa ojca Adama Szustaka: „[...] patrzymy na kogoś i widzimy: tutaj nędza, tam nędza, tam jakaś słabość, tutaj jakiś egoizm [...] I w momencie kiedy w nas powstaje taka decyzja, że kocham tę osobę z tymi słabościami [...] i będę jej próbował w tych słabościach pomóc, dopiero tutaj zaczyna się miłość”.
Każdy jest piękny!
Dla Kamili Wróblewskiej (35 lat) pracującej w biurze jednej z miejskich instytucji, akademia stała się miejscem uczenia się siebie. – Przyglądałam się, co jeszcze mogę zmienić w sobie, by przygotować się do małżeństwa, które jest powołaniem, ale też niesamowitą łaską. Mam być w nim darem dla drugiej osoby, dlatego szukałam w sobie tego, co mogę zmienić na lepsze. Często to, że nie jesteśmy jeszcze w małżeństwie, może wynikać też z tego, że nie przepracowaliśmy w sobie różnych spraw: relacji z Bogiem, z drugim człowiekiem, zranień z poprzednich związków, kompleksów czy obaw. Na akademii możemy to odkryć i nad tym popracować. Przede wszystkim możemy stać się osobami, których inni będą poszukiwać. I to jest fantastyczne! – mówi z entuzjazmem. W czasie trwania akademii Kamila coraz bardziej angażowała się w jej organizację, a w drugiej edycji wzięła udział, by posługiwać innym. Przygotowała też wakacyjny wyjazd dla uczestników w Tatry. – To był szczególny czas poznawania się i budowania relacji. Zauważyłam, że będąc długo singlem niekiedy zapomina się o tym, że warto zatroszczyć się o innych, podać rękę, gdy ktoś nie może zejść ze stromej góry, podzielić się kanapką…
Wiele osób już w trakcie zajęć stworzyło związki z osobami spoza akademii. Jedną z nich jest Kasia Kaczmarek. Ma 32 lata i jest kasjerką w supermarkecie. Kocha fotografię i podróże. Spotykamy się w centrum miasta zaraz po tym, jak razem ze swoim chłopakiem, Tomkiem, uczestniczyła w jednym z klubów studenckich w prelekcji o Islandii. Są razem od kilku miesięcy. Poznali się na czacie, na który Kasia weszła kiedy z koleżankami wracała z wypadu w góry. – One spały, a ja pilnowałam bagażu. Z nickiem „Katoliczka” zaczęłam więc z nudów na jednym z portali rozmowę z ludźmi z mojego miasta. Złapałam kontakt z Tomkiem, potem były telefony i pierwsze spotkania. Chwilę wcześniej, podczas zajęć na akademii, zmieniłam swoje nastawienie do relacji z mężczyznami. Po prostu zaakceptowałam siebie. Dotarło do mnie, że każdy jest piękny w oczach Boga. To może być zaskakujące, ale najbardziej z tego co usłyszałam na zajęciach utkwiły mi słowa Tomasza Budzyńskiego, który dawał świadectwo, że Pan Bóg kocha nawet największego gnoja – opowiada Kasia. Jak przyznaje, już od początku spotkań z Tomkiem była pewniejsza siebie i bardziej szczera. – Nie bałam się budowania tej relacji. Teraz też lepiej wiem, jak mężczyzna postrzega świat.
Z właściwym nastawieniem
Od paru dni trwa druga edycja Akademii Miłości dla Singli, która swoje zajęcia ma w budynku szkół katolickich na poznańskim Łazarzu. Uczestniczy w niej 300 osób (spora część to osoby, które brały udział w pierwszej edycji), a do tego kilkadziesiąt on-line. – Naszą transmisję śledzą ludzie z różnych miejsc w Polsce, mamy zresztą nadzieję, że akademie na wzór naszej powstaną też w innych miastach. Na razie można jeszcze do nas dołączyć – zachęca Marta Jabłońska, która po uczestnictwie w pierwszej edycji postanowiła zaangażować się w organizację kolejnej, żeby dawać siebie innym (www.akademiamiloscipoznan.pl). Zajęcia zakończą się 31 stycznia przyszłego roku i będą, podobnie jak wcześniejsze, inspirowały do rozwoju, w czym wspiera uczestników psycholog Bogna Białecka, główna konsultantka projektu i jedna z prelegentek. Zajęciom Akademii Miłości dla Singli będą nadal towarzyszyły takie wydarzenia jak kurs tańca, bal, wyjazd integracyjny, babskie spotkania oraz rekolekcje. Bardzo ważne dla organizatorów jest bowiem stworzenie szansy na pogłębienie relacji z Bogiem, stąd też modlitwa, która towarzyszy każdej prelekcji.
Najmłodszym uczestnikiem pierwszej edycji był 26-letni Marek Ksoń, specjalista do spraw majątku sieciowego w jednej z firm energetycznych. Razem z Asią Idziak i ks. Adamem Pawłowskim rozpoczęli zresztą tworzenie akademii. – Na co dzień widzę, jak wielu rówieśników z mojego otoczenia, szczególnie dziewczyn, to ludzie bardzo poranieni. Nie potrafią zaufać innym, trzymają się na dystans i są zamknięci w sobie. Nad tymi zranieniami trzeba popracować, a nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Ja sam staram się pomagać takim osobom, a akademia uczy mnie, jak z nimi rozmawiać – przyznaje. Również Marta dostrzega, że niektórzy z uczestników nie są zadowoleni ze swojego życia i mają niskie poczucie wartości. – To oczywiście rzutuje na ich relacje z innymi. Jednak stopniowo podczas zajęć zaczynają się zmieniać. Najważniejsze, żeby przychodzić na nasze spotkania z takim właśnie nastawieniem, a nie po to, żeby znaleźć męża czy żonę.