Lęki i radości. Jak takie dwie skrajnie przeciwstawne emocje mogą w ogóle ze sobą współistnieć? A jednak na wystawie polskiego brut artu to jest możliwe. Ogromne portrety, wykrzywione twarze, szybkie kreski, całe powierzchnie obrazów pokryte intensywnymi kolorami, surrealistyczne pejzaże, ekspresjonistyczne koszmary, religijne wizje, perfekcyjne konstrukcje. Sztuka tworzona przez artystów cierpiących na choroby psychiczne jest obrazem emocji, jakie przeżywają. Wyrażają swoje lęki, potem je oswajają, poddają się wyobraźni, która czasem porządkuje ich chaotyczny świat. Angażują całą swoją intuicję. Nie interesuje ich sztuka intelektualna, nie mają pojęcia o branży, która zniewala sztukę, próbując ją zdefiniować. Prowadzą nas w świat przez nasz intelekt i kulturę odrzucany, przecedzany, cenzurowany. Dotykają nas ich obsesje, koszmary, potwory kryjące się w podświadomości. Bezwiednie zaczynamy kontemplować własną wyobraźnię i zastanawiać się nad jej granicami. Kto je narzucił? Kultura? Może oni nie są chorzy, ale wolni od tych rygorów kultury, pieniądza i społecznych więzów powinności? Ta wystawa mówi o tym, jak wygląda twórczość autentyczna do bólu. Bólu, którego nikt o zdrowych zmysłach nie chce odczuwać.
Obłąkana czy autentyczna?
Artystów od zawsze intrygował świat ludzi, których nazywano obłąkanymi. Obłęd fascynował, ale bardziej jako temat niż coś więcej. Na sztukę tworzoną przez ludzi dotkniętych chorobą psychiczną zwrócono uwagę dopiero w pierwszych dekadach XX w., poszukując nowych środków twórczej ekspresji, która byłaby przeciwna obowiązującemu akademizmowi. Na tej samej zasadzie zainteresowanie wzbudzała sztuka dziecięca czy ludów prymitywnych. Oczywiście także psychiatrzy zauważyli, że chorzy psychicznie często w sposób niezwykle oryginalny wyrażają się poprzez sztukę. Dwudziestowieczne nurty w sztuce odwoływały się do emocji, chwilowości, sennych marzeń, nieracjonalnych zderzeń, całymi garściami czerpiąc z uwolnionych z więzów poprawności umysłów „szaleńców”. Ale przecież wszystkie te dzieła mimo wszystko były poddane intelektualnej obróbce. W latach 40. XX w. i później ta miałkość nowych awangard w sztuce tak dała się we znaki pewnemu artyście, że postanowił zwrócić się ku tym niewykształconym,
niezepsutym przez kulturowe naleciałości i w tym sensie „czystym” chorym psychicznie. Jean Dubuffet był związany z dadaistami, ale rozczarowany światem sztuki porzucił go i pracował we własnej winnicy. Powrócił do malowania na początku lat 40. XX w. Już wtedy zainteresował się twórczością umysłowo chorych. Wyruszył w podróż po Francji i Szwajcarii, odwiedzał szpitale psychiatryczne i zakłady więzienne, kazał pokazywać sobie prace wykonywane przez pacjentów i więźniów w ramach zajęć resocjalizacyjnych. W jednym z tych miejsc odwiedził Antonina Artauda, słynnego twórcę pojęcia teatru okrucieństwa i jego teoretyka. Sam również malował i rzeźbił, inspirując się twórczością chorych, a jego prace wzbudzały kontrowersje i zainteresowanie. W sztuce chorych odnalazł remedium na zblazowanie współczesnej sztuki, widział w niej prawdziwe i szczere emocje. To on jest twórcą terminu brut art – „brut” oznacza w języku francuskim bardzo wytrawny rodzaj szlachetnego szampana, a więc coś, co jest z jednej strony szlachetne i niezafałszowane, z drugiej niewygładzone, surowe. W sztuce chorych psychicznie, pozbawionych artystycznego wykształcenia, Dubuffet widział tę stronę naturalności, która nie podlega cenzurze kulturowej. Nieprofesjonalność i spontaniczność, emocjonalność i autentyzm. Jego fascynacje konkretyzują się w założonym towarzystwie sympatyków art brut i organizowanych przez nie wystawach. Dubuffet stał się największym na świecie kolekcjonerem dzieł tego nurtu. W tej chwili istnieją dwie ogromne kolekcje brut art: w Szwajcarii i we Francji, a w obu znajdują się dzieła polskich artystów.
Misja
W Polsce zwrócono uwagę na art brut w latach 60. ubiegłego wieku, ale do dziś często łączy się ten nurt z twórczością tzw. malarzy naiwnych. Tymczasem twórczość art brut cechuje nie tylko nieprofesjonalizm rozumiany jako brak wykształcenia artystycznego – jak w przypadku sztuki naiwnej – ale też choroba psychiczna. To ona wyzwala charakterystyczny styl i tematykę dzieł. Słynny polski psychiatra, wielki humanista, prof. Antoni Kępiński powiedział, że „choroba psychiczna nie tworzy talentu, ale może go wyzwolić, spotęgować siły twórcze, nadać piętno niepowtarzalnej oryginalności”. Siły twórcze najczęściej wyzwalane są w przebiegu schizofrenii. Dzięki sztuce chory oswaja, „czaruje” ten świat, który chce nim zawładnąć. Różne oblicza takiej sztuki można zobaczyć na wystawie pokazanej w Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Nie brakuje dwóch najważniejszych polskich przedstawicieli art brut, których prace znajdują się w wielu kolekcjach na całym świecie. Mowa o Marii Wnęk i Edmundzie Monsielu. Ona mówiła o sobie „Nikiforka”. Analfabetka (pisać nauczyła się w wieku 40 lat), zawsze niezwykle pobożna, a choroba psychiczna tę religijność doprowadziła do obsesji. Malowała i rysowała obrazy religijne, przedstawiała różne prześladowania, także te urojone. Żyła w świecie pełnym urojeń, nie odróżniając świata prawdziwego od tego rodzącego się w jej głowie. Malarstwo traktowała jako misję powierzoną jej przez Boga. Edmund Monsiel był samotnikiem i zaczął malować, jak tylko zachorował na schizofrenię. Podczas gdy Maria Wnęk sporo rysowała od dzieciństwa, Monsiel nigdy przedtem nie przejawiał żadnego zainteresowania sztuką. Jego rysunki odkryto dopiero po jego śmierci, nikt nie miał pojęcia, że ten samotnik zmaga się z tak poważną chorobą, której etapy jego sztuka doskonale ilustruje. Komentarze, które zamieszczał, opisują chaos jego urojeń, a potem uspokajające go przekonanie, że został wybrańcem Boga. Te przejmujące rysunki przedstawiają świat zrodzony w jego głowie, w wyobraźni, który dla niego był jedynym realnym światem. Znalazł w nim ukojenie, widząc siebie jako posłannika Boga, z niego czerpie radość i siły do życia i twórczości.
Mistyka
Rysują na kartonach, papierach do pakowania, dykcie, płycie pilśniowej, kartkach z zeszytu. Na wszystkim, co mają pod ręką. Ołówkiem, kredkami, farbami, flamastrami. Zamaszyście lub bardzo dokładnie. Używają wszystkich kolorów świata lub tylko jednego. Inni rzeźbią: w drewnie, glinie, drewnianych odpadkach, konarach. Najczęściej sceny biblijne. Mnóstwo na wystawie aniołów, świątków, Matek Boskich i Jezusów. Różnych świętych niewiadomych imion. Wszędzie ten ich duchowy świat, przesiąknięty mistyką. Można do niego wejść, czujmy się zaproszeni i zaszczyceni tym, że zostaliśmy do tych intymnych światów głębokiej podświadomości dopuszczeni. A z drugiej strony, dzięki takiej wystawie możemy obcować ze sztuką, która wymyka się ocenom krytyków sztuki, nurtom, modom i kombinacjom rządzącym światem sztuki. Bo wprawdzie dziełami art brut także się handluje, ale tworzone są w czystości intencji i serc.