Logo Przewdonik Katolicki

Odkrywać to, co zakryte

Szymon Bojdo
Fot. J.Tomaszewski/PK

Rozmowa z Wiesławą Stefańską, ochrzczoną w zeszłym roku w poznańskiej katedrze, o doświadczeniu chrztu w wieku dojrzałym

Przygotowanie katechumenów do chrztu jest obrzędem publicznym, są momenty, kiedy wiernym wręcz pokazywani są przygotowujący się do chrztu, pani natomiast mówi o tym czasie jako czymś bardzo osobistym.
– Dorosłemu człowiekowi bardzo trudno jest mówić o takich sprawach. Po pierwsze dlatego, że sam zadaje sobie pytanie: dlaczego tak późno do tego doszło? Po drugie, inni ludzie też  będą zadawali to pytanie. Tak samo zaprezentowanie się wspólnocie chrześcijańskiej wymaga pewnej cywilnej odwagi. Czułam ciężar spojrzeń i myślę, że wszyscy go czuliśmy. Ksiądz, który nas przygotowywał, powiedział, że kiedyś ktoś zrezygnował z przygotowania, bo nie wytrzymał napięcia, jakie towarzyszy przygotowaniom.  

A co sprawiło, że Pani nie zrezygnowała? Dlaczego zdecydowała się Pani na chrzest?
– Wychowałam się w rodzinie areligijnej, ale nie antyreligijnej. Pochodzę z pokolenia powojennego wyżu demograficznego, nasi rodzice zostali ciężko doświadczeni przez wojnę. Wielu rozliczało się z Bogiem i z wiarą i w efekcie jedni ją zyskiwali, a inni tracili. Dziecko, które wzrasta bez wiary przekazywanej przez rodziców i Kościół, nie widzi w tym problemu. Szczególnie jeśli żyje się w kraju propagandy i cenzury to proces dorastania i dojrzewania jest zupełnie inny. Ja nigdy nie powiedziałabym o sobie, że byłam ateistką. Zawsze wiedziałam, że Bóg istnieje, natomiast dla mnie Bóg milczał.  Rozmawiałam o tym z przyjaciółmi, szczególnie z jedną osobą bardzo wierzącą, ale poza tym swoimi przeżyciami i wątpliwościami nie dzieliłam się z nikim. Jest to pewna samotność, mimo posiadania rodziny, znajomych, ale bez przerwy o tym myślałam. Są także takie momenty w życiu człowieka, kiedy czujemy się  bardzo bezradni, bywa, że skłaniamy się ku metafizyce, ku Bogu. Ja też przeżywałam takie chwile, ale jest to bardzo kręta droga.

Ale w pewnym momencie powiedziała sobie Pani, że trzeba coś z tym zrobić.
– Zaczęłam chodzić do kościoła, ale czułam się jak ktoś, kto nie ma prawa tam być, a przy tym nie rozumiałam pewnych rytuałów. Ale już nie pamiętam kiedy i gdzie nauczyłam się niektórych modlitw, co więcej – powtarzałam je. Czułam wtedy, że jeśli Bóg jest, to na pewno słucha mojej modlitwy. Kiedy zwracałam się do niego w dramatycznych momentach życia, czułam, że Bóg mnie dostrzegł. Dlatego nie miałam wątpliwości, że spośród wielu wyznań chcę wybrać religię katolicką. Pomogła mi w tym też kultura, bo mimo że nie byłam ochrzczona, czułam przynależność do kręgu kultury chrześcijańskiej, bo przecież w niej wzrastałam. Trudno jednak  powiedzieć o konkretnym momencie, kiedy przychodzi pewność i wiara; to mgnienie, błysk, światło Ducha Świętego,
Dla pani jako filologa polskiego to doświadczenie kultury było pewnie szczególnie bliskie.
– Oczywiście. Kultura jest tak przesiąknięta duchem chrześcijańskim, że czasami tego nie dostrzegamy, wnosi on do niej bogatą frazeologię, do Biblii odnosimy się bardzo często. To księga nad księgami, do której się dorasta, na Piśmie Świętym stoi świat, każde słowo ma sakralną wartość.
 
W końcu rozpoczęła Pani jednak katechumenat.
– Tak, ale początkowo myślałam, że to będzie proste, że trzeba po  prostu zgłosić się do księdza proboszcza i po niedługim czasie chrzest się odbędzie. Wtedy dopiero dowiedziałam się, że jest to jednak „rozbudowane” przygotowanie: trzeba zapisać się do diecezjalnego ośrodka i od października do końca czerwca brać udział w spotkaniach i nauce. Dopełniłam formalności, spotkałam się z księdzem, który opiekuje się katechumenami, a potem spotkałam innych, którzy chcieli przyjąć w tym roku chrzest, część z nich mogłaby być moimi wnukami lub dziećmi. Do tego dochodziły spotkania w niedzielę, podczas których byliśmy wprowadzani w życie Kościoła. Jak widać, już samo zgłoszenie się na katechumenat jest trudne, bo jest to wyjście ze swoim nowym „ja” na zewnątrz, a zazwyczaj chcemy się schować w jakąś intymną niszę, ukryć i nikomu nie mówić o swoich doświadczeniach. Część z moich znajomych o tym, że chcę przyjąć chrzest, dowiedziała się przypadkiem, niektórzy z nich byli mile zaskoczeni. O wierze, Chrystusie i religii właściwie się nie rozmawia – ciekawe, dlaczego tak jest.

Jak odbierała Pani samo przygotowanie?
– Myślę, że jest ono bardzo potrzebne. Co prawda dla osób spoza Poznania przyjeżdżanie na takie zajęcia było bardzo trudne, ale i tak sądzę, że powinno być ich więcej, nawet w mniejszych grupach. Kiedy się spotykają nieznający się dorośli w takiej bardzo specyficznej sytuacji, to trudno o spontaniczną rozmowę, o dyskusję, w ogóle ludzi dorosłych bardzo trudno uczyć, a przecież w tym czasie musieliśmy się bardzo wiele nauczyć.

A co zmienił chrzest w Pani życiu?
– Wszystko. Doświadczyłam niebywałej i trudnej do opisania radości oraz ulgi. Poczułam, że wydarzyło się to, czego pragnęłam i że Bóg wtedy naprawdę spojrzał na mnie. Samo przeżycie ceremonii chrztu uderza mocą symboli: światło, ciemność, płomień, woda, świadomość ile osób w tej katedrze wznosiło swoje modlitwy, jak bardzo to miejsce jest stare mądrością i cierpieniem ludzi, to niewypowiedziane, wzniosłe uczucie. Stałam się innym człowiekiem, bo czytać o pewnych sprawach to coś zupełnie innego, niż odkrywać je w swojej duszy. Trzeba się nauczyć modlić, a nie jest to takie proste jak się wydaje. Odkryciem była dla mnie modlitwa różańcowa, którą poznałam bliżej w czasie ostatniej pielgrzymki do Włoch. Trudną sprawą jest też spowiedź, bo wprawdzie chrzest zmywa wszystkie grzechy, jednakże bardzo czuje się ciężar życia i gdy podchodzi się po raz kolejny do tego sakramentu, rachunek sumienia nie może być banalny i „wyklepany”. Teraz staram się robić wszystko, by moje życie było zgodne z nauką Jezusa, ze wzorem etycznym, jaki nam pozostawił: z jego dobrocią, sprawiedliwością, miłością. Po chrzcie zmieniło się również moje poczucie wspólnoty Kościoła: poczułam, że mam prawo w niej uczestniczyć. 
Doświadczenie wiary to spotkanie Chrystusa. Kim Jezus był dla Pani przed chrztem, a kim jest obecnie?
– Dla mnie Chrystus był człowiekiem idealnym, mam na myśli drogi, które pokazywał człowiekowi, to czego nauczał. Jego życie było dla mnie symbolem życia człowieka tutaj na ziemi: Jego pełna cierpienia śmierć była dla mnie symbolem człowieczego losu, bo wszyscy w mniejszym lub większym stopniu musimy przez to przejść. Kim jest teraz: to pytanie, na które nie potrafię w pełni odpowiedzieć. Wiara jest dla mnie odkrywaniem tego, co jeszcze jest zakryte, a to długi proces. I na tym też polega moja relacja z Jezusem, na odkrywaniu tego, co dotychczas było dla mnie zakryte. Doświadczam tego w relacjach z innymi ludźmi, ale też dzięki lekturom, np. O naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis. Uczestniczę w kręgu biblijnym, w liturgii. A dla mnie osobiście:
Jedno wiem i innych objawień
Nie potrzeba oczom i uszom –
Uczyniwszy na wieki wybór
W każdej chwili wybierac muszę.
                               [ J. Liebert ]
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki