Logo Przewdonik Katolicki

Plan: życie

Dorota Niedźwiecka
Dr Wanda Błeńska / fot. R. Woźniak

Uśmiechnięta, wyciszona, otwarta – taka jest dr Wanda Błeńska w nowym filmie dokumentalnym. Reżyserka, na kanwie opowieści o jej pracy z trędowatymi w Afryce, buduje historię o człowieku spełnionym.

– Pielęgnowanie uraz nie ma sensu. Dobrze jest nauczyć się wyszukiwać radosne chwile i je pielęgnować – mówi bohaterka filmu. Chwilę później ze swadą cytuje Zagłobę: „Nie żywmy trosk i kłopotów. Niech pozdychają z głodu”. Film rozpoczyna się dokładnie w jej setne urodziny, kończy – po jej odejściu.
 
Czas dla miłości
– Jej dokonania były znamienite. W filmie chciałam pokazać nie tyle to, co zrobiła fizycznie, ile jej duchową głębię. To, jak wykorzystała czas dla miłości. Chciałam pokazać wnętrze człowieka, który osiąga owoc tego, co zrobił – mówi reżyserka Wanda Różycka-Zborowska, która towarzyszyła dr Wandzie Błeńskiej przez ostatnie trzy lata jej życia. Słuchała opowieści o pracy w Afryce i uczyła się, jakim człowiekiem jest „lekarka trędowatych”. 
– Zachwycała mnie pięknem swojego wieku. Zdawałam sobie sprawę, że dźwiga na barkach tysiące dni, których doświadczeniem teraz się dzieli – mówi Różycka-Zborowska.
Przesłanie filmu jest proste i głębokie. „Każdy popełnia błędy, a mądrość polega na tym, by je zobaczyć i naprawić”, „Myślę, że Pan Bóg jest zadowolony, gdy ludzie są szczęśliwi. Naprawdę szczęśliwy człowiek nie może chcieć zła dla drugiego”. „Musimy siebie dobrze znać. To samo nie przychodzi. Trzeba się poznać z dobrym i złym – także tym, co drażni i boli. I tego unikać albo ofiarować Bogu”. To kilka cytatów z wypowiedzi dr Błeńskiej. Reżyserka na tym tle pokazuje fakty: działalność doktor w AK, wyjazd tuż po wojnie do Berlina do umierającego brata, niemożność powrotu do komunistycznej Polski. Specjalizację w Anglii z chorób tropikalnych i wyjazd do Ugandy, gdzie była wówczas jedynym lekarzem zajmującym się chorymi na trąd.
Początki pracy pani doktor przy misji sióstr franciszkanek w Bulubie nie przypominały pracy w dzisiejszym ucywilizowanym osiedlu – mówi reżyserka. – Mieszkała w małym prymitywnie urządzonym domku, swoje pierwsze operacje przeprowadzała na polowym łóżku, a sala operacyjna była bez sufitu – nakryta dachówkami.
Dopiero za jej sprawą ośrodek stał się nowoczesnym centrum medycznym i szkoleniowym, ze szpitalem, który miał sto łóżek i z oddziałem dziecięcym. Stworzyła także zaplecze diagnostyczne, przyczyniła do powstania domów dla trędowatych i kościoła. Zrobiła jeszcze coś bardzo ważnego: swoją postawą zmieniała nastawienie do chorych na trąd. „Zarażała brakiem lęku” – tak o tym mówiła, mimo że miała świadomość, że trąd jest zaraźliwy. Po co? By bardziej kochać. Gdy przyjechała do Ugandy, rodziny z lęku przed zarażeniem wyrzucały trędowatych z domu, rzucały im jedzenie jak zwierzętom. Gdy wyjeżdżała, w 1994 r. –  to się w wielu miejscach zmieniło.
 
Wiedźma-troska
– Była radosna, niesamowicie uśmiechnięta. Nie słyszałam z jej ust narzekania – mówi Wanda Różycka-Zborowska. –  Gdy zaczęła mówić o cierpieniu, byłam zaskoczona. Odkrywałam, że siłą jej radości i miłości było przyjmowane z pokorą i ofiarowywane Bogu cierpienie. Nazywała je w zwyczajny sposób: zapominaniem o krzywdach, o „wiedźmach-troskach”. „Każdy musi pewne cierpienie przeżyć – mówiła. – To należy do naszego życia. Cierpienia często dużo uczą”. Mogłam godzinami patrzeć, jak rośnie ta radość i ta miłość z oddanego Bogu cierpienia – które dźwiga On sam, a my unosimy się wtedy na jego skrzydłach.
Także o swoim zawodzie mówiła prosto. Od dziecka chciała być lekarzem, potem – lekarzem w tropikach. Więc spełniła swoje marzenia. Młodzi podczas spotkań z nią często dostrzegali w niej właśnie tę, która spełniała marzenia. Miała dobre wykształcenie, w Ugandzie spotykała się jednak także z przypadkami, które ją przerastały. Nie wiedziała, ile wyleczyła ona sama, a ile wyleczeń wymodliła.
– Gdy kończyłam film, widziałam, że była już częściowo po tamtej stronie – mówi reżyserka. – Że jej czas się kończy. Ona też to wiedziała. Optymizm zachowała do końca, ale nie chciała już rozmawiać. „Tak, pamiętam” – mówiła, gdy przychodziłam ją odwiedzić, i kładła palec na ustach. Jakby próbowała nie uronić ani sekundy z życia. Odeszła 27 listopada 2014 r.
– Chciałabym dobrze żyć, tzn. żyć zgodnie z tym, co się Panu Bogu podoba – to słowa pani doktor. – Chyba najszczęśliwszy jest ten, który idzie za głosem sumienia. Gdy człowiek wsłuchuje się w siebie i za tym idzie – to wypełnia się to, co miało się wypełnić.



Wanda Różycka-Zborowska, polska reżyserka, znana z filmów o dużej głębi duchowej, autorka m.in. Duśki o Wandzie Półtawskiej i Fides et Ratio o Janie Pawle II.  Jej film o doktor Wandzie Błeńskiej pt. Ikona życia misyjnego można obejrzeć na stronie: www.usf.amu.edu.pl/filmoteka/wybitne-postacie-uniwersytetu/dr-wanda-b-e-ska
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki