Logo Przewdonik Katolicki

Wiejski mistrz

Monika Białkowska

Miał zostać porządnym, kujawskim chłopem, żyć z ziemi, kochać żonę i dzieci. Ale jemu w duszy grało coś więcej. Nazywają go „Mistrzem od Krzyży” – jego, Józefa, syna rolnika z Rzadkwina.

Sztuka ludowa Wielkopolski i Kujaw zachodnich nie jest szczególnie bogata. W porównaniu do innych regionów Polski tereny te były zamożne, wyższy niż gdzie indziej był poziom kształcenia, które objęło wszystkie warstwy społeczne. Kiedy więc ludowa twórczość choćby na Podhalu zaczynała rozkwitać, u nas było już po wszystkim. Zaczęliśmy zapominać wcześniej, niż inni: a że sztuka ludowa nie była otaczana szczególną pieczą, wiele dzieł domorosłych artystów przestało istnieć. Mało wiemy o malarstwie, trochę więcej o rzeźbie. Twórcą tej ostatniej był m.in. Józef Glanc z Rzadkwina.
 
Wiatraczki, szyldy, bryczki
Józef Glanc przyszedł na świat jako syn zamożnego chłopa. Jego ojciec miał aż 50 hektarów ziemi, więc życie jego dzieci zapowiadało się na spokojne i dostatnie. Niestety zmarł szybko, a młody Józef zmuszony był najmować się do pracy u innych gospodarzy. Wypasając owce i bydło, nudził się niemiłosiernie, zaczął więc strugać mechaniczne zabawki i figurki. Nie zachowały się żadne z nich, ale można się domyślać, jakie były: żołnierze machający rękoma, kręcące się na wietrze wiatraczki i inne.
Potem miejscowy nauczyciel zwrócił uwagę na jego kaligraficzne pismo i talent do rysunków. Ludzie z okolic zaczęli więc przychodzić do Józefa po prośbie, żeby inskrypcję na krzyżu wypisał, żeby szyld dla sklepu czy szynku wymalował – a on malował, zdobiąc je kwiatami i ornamentami. Z tego żył i cieszył się swoją pracą. Z czasem coraz więcej swoich talentów ujawniał, bo i chodaki potrafił zrobić, i prawidła szewskie, i wełnę prząść, i rękawiczki dziergać, i beczki robił, i bryczki, nawet wiatraki nauczył się budować, kiedy po własnym ożenku pomagał w pracy bratu Wojciechowi w jego wiatraku. I czytać bardzo lubił, co w tamtych czasach nie musiało być rzeczą zwyczajną, ludzie uważali go za mędrca, przychodzili pytać o porady w trudnych sprawach. Nie lubił za to Józef pracy na roli, a wiano, które wniosła jego żona – niespełna pięć hektarów ziemi – z ulgą przepisał najstarszej córce za dożywocie, jak tylko wyszła za mąż. To dlatego mówiono o nim czasem, że zmarnotrawił gospodarstwo: a on po prostu swoje powołanie i chleb widział gdzie indziej i żyć chciał z tego, co kochał.
Z jego żoną zresztą również wiązała się ciekawa historia. Katarzyna Szulczewska urodziła się jako dwunaste dziecko. Jako że całe jej rodzeństwo wcześniej zmarło, również i ją rozżalony ojciec miał wrzucić do pieca chlebowego, krzycząc, że „niech i tę diabli wezmą, jak wszystkie dotąd wzięli”. Dziewczynkę ktoś z pieca wyciągnął i dożyła nie tylko zamążpójścia, ale i własnych dzieci z rzeźbiarzem Józefem Glancem.
 
Krzyże
Glanc był Polakiem, manifestującym swoją odmienność kulturową od niemieckiego zaborcy. Chodził ubrany w tradycyjny, wiejski strój, wpuszczając spodnie w wysokie buty z szerokimi cholewami, z jaką na koszuli, w czarnej kamizelce na święta, uczesany „na garnuszek”.
Jego religijność ukształtowała przede wszystkim pobliska Kalwaria Pakoska, do której wielokrotnie chodził nad brzegiem jeziora. Przeżywał dramat ukrzyżowania, stąd wszystkie jego rzeźby to krucyfiksy. Jedynym wyjątkiem jest Matka Boża, ale Boleściwa, więc również mocno z krzyżem związana.
Józef Glanc swoje krzyże musiał rzeźbić prawie hurtowo, skoro do naszych czasów zachowało się ich około czterdziestu. Rzeźbił na zamówienie, rzeźbił dla wychodzących za mąż córek i żeniących się synów, rzeźbił dla krewnych. I choć znany był w okolicy i pracy mu nie brakowało, nie opędzał się od miejscowych dzieci i spełniał ich marzenia, kiedy trzeba było wystrugać ptaszka do zabawy albo lalkę.
Krzyże jednak stały się dla Józefa najważniejsze. Ich rzeźbienie nie było tylko zawodem, sposobem zarabiania na chleb. Stały się jego życiową potrzebą, wyrazem najgłębszych przeżyć, sposobem mówienia do świata o tym, co dla ich twórcy ważne. Stały się sztuką niewykształconego artysty.
Wszystkie krzyże Józefa są podobnych rozmiarów: największy z nich, pochodzący ze Szczepankowa, a znajdujący się obecnie w Muzeum Etnograficznym w Toruniu, ma wysokość 126 cm. Większość liczy niespełna metr wysokości. Jeden tylko raz Józef wyrzeźbił krzyżyk malutki, na czternaście centymetrów, bez postaci Chrystusa, z literką M u dołu, dla Marii Pruss z Gniewkowa – ten również jest przechowywany w Toruniu. W rodzinnych przekazach Glanców mówiło się, że Józef rzeźbić miał też krzyże przydrożne i nieistniejącą już Bożą Mękę w Gniewkowie, ale poza rodzinnymi opowieściami nie ma na to żadnych dowodów.
 
Znaki szczególne
Józef Glanc swoich krzyży nie podpisywał. Nie są identyczne, ale z reguły poprzeczną belkę mają długą i wysoko umieszczoną – krzyże wydają się przez to dostojne, monumentalne. Często ramiona zamknięte są trójlistnym zakończeniem z  wyrzeźbionymi rowkami, nadającymi lekkości. Dolną część pionowej belki Glanc wzmacniał bocznymi listwami. Na dole zdecydowanej większości krzyży znajdują się ozdobne półeczki, nazywane „płotkami”, przeznaczone na kwiaty czy świece – bez półeczek są tylko te, które od początku przeznaczone były do kościołów. Półeczki również są charakterystyczne dla Glanca, zdobione płaskorzeźbami imitującymi barokowe tabernakulum z kielichem, z ornamentami z liści, gwiazd czy półłuków.
Kiedy patrzeć na józefowego Jezusa Ukrzyżowanego, nie sposób nie pomyśleć o Pakości i Jezusie z tamtejszego kościoła Ukrzyżowania. Silny zwis ciała, ciężka korona cierniowa, nisko opadająca głowa, silnie napięte mięśnie rąk i klatki piersiowej, twarz zastygła w bólu – wszystko to musiało zrobić duże wrażenie na kujawskim Mistrzu od Krzyży, na tyle silne, że powtarzał je we wszystkich swoich pracach. Jednocześnie zależało mu na tym, by jego Jezus jak najbardziej przypominał prawdziwego człowieka: dlatego jego syn Władysław długie godziny spędzać musiał jako model, rozebrany do pasa, z wyciągniętymi jak na krzyżu ramionami. Jego ojciec nie był rzemieślnikiem, jego ojciec był wszak prawdziwym artystą. Miał wizję, a dzieło było jej spełnieniem.
Trzeba jednak pamiętać, że Glanc – jak przystało na artystę ludowego – miał talent, ale nie miał stosownego wykształcenia. Popełniał więc błędy, również dla siebie charakterystyczne. Górna część ciała Jezusa była zwykle nieproporcjonalnie większa od dolnej. Dłonie były zbyt małe przy wydłużonych ramionach. Od szczegółów ważniejsza była treść: udręczenie i zarazem uduchowienie twarzy Jezusa pod grubą i wyraźną cierniową koroną.
Swoje rzeźby Glanc malował, ale nieprzesadnie. Krzyże pokrywał olejną, ciemnobrązową farbą. Jezusa pokrywał również farbą olejną w kolorze cielistym lub kości słoniowej. Rany na ciele Jezusa zaznaczał na czerwono.
 
Proste jak życie
Kiedy miał 88 lat, wyprowadził się do Poznania, do syna Władysława – tego samego, który niegdyś pozował mu do postaci Jezusa, a potem podobnie jak ojciec nie przywiązał się do ziemi, ale został mistrzem krawieckim. Józef Glanc zmarł w lipcu 1930 r., mając 93 lata. Mimo upływu lat na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej znajduje się kilkadziesiąt dzieł Mistrza od Krzyży: katalogi podają, że znaleźć je można w jego rodzinnym Rzadkwinie, w Gębicach, Inowrocławiu, Kwieciszewie, Kościelcu, Ostrowie,  Mątwach, Strzelnie, Strzelcach, Wronowach. Część znajduje się w Muzeum Etnograficznym w Toruniu, niektóre pozostawać mogą jeszcze w rękach prywatnych. Niewprawne oko zobaczy w nich tylko dzieła przeciętnej jakości, odbiegające urodą od gotyckich dzieł Wita Stwosza czy renesansowej doskonałości Piety Michała Anioła. Łatwo potraktować je machnięciem ręki – przecież w diecezji z taką historią na każdym kroku spotykamy dzieła dużo wyższej wartości, przywożone tu przez królów i fundowane przez prymasów. Krzyże Józefa Glanca mają nad nimi jedną przewagę: powstawały tutaj, z pragnienia serca, proste jak życie miejscowych ludzi. Jeśli zrozumieć ich historię, można zobaczyć dużo więcej: odbicie wiary naszych dziadków i nasze własne korzenie. A tego zawsze warto szukać. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki