Logo Przewdonik Katolicki

Papież z Południa odwiedza Afrykę

Tomasz Królak
Afryka przygotowuje się na wizytę papieża Franciszka / fot. PAP

W adhortacji Ecclesia in Africa dwadzieścia lat temu Jan Paweł II wymieniał bolączki kontynentu. Od tamtego czasu afrykański krajobraz nie poprawił się znacząco. Rodzi się pytanie: co papież Franciszek powie dziś mieszkańcom Afryki?

„W świecie kontrolowanym przez kraje bogate i potężne Afryka stała się w praktyce nieważnym dodatkiem, przez wszystkich zapomnianym i pogardzanym” – pisał Jan Paweł II w Ecclesia in Africa (Kościół w Afryce). Znamienne, że po raz pierwszy w dziejach papiestwa adhortację podpisano poza Rzymem – papież Wojtyła uczynił to 14 września 1995 r. w stolicy Kamerunu, Jaunde.
Zbliżająca się afrykańska pielgrzymka Franciszka – w dniach 25–30 listopada, do Kenii, Ugandy i Republiki Środkowoafrykańskiej – przypada więc 20 lat po tym historycznym wydarzeniu. Czy dziś Afryka znaczy dla świata więcej niż w końcu ubiegłego wieku, gdy nad jej losem debatowali w Rzymie biskupi z całego świata?
 
„To jest ich Kościół”
Myśląc o Afryce, nie uświadamiamy sobie zazwyczaj, jak bogatą przeszłość ma tamtejsze chrześcijaństwo. Jak zauważał papież Paweł VI, „w okresie od II do IV stulecia życie chrześcijańskie w północnych regionach Afryki było niezwykle intensywne, a jego członkowie tworzyli awangardę studium teologicznego i twórczości literackiej”. Należy o tej tradycji pamiętać, jakkolwiek przyznać też trzeba, że proces systematycznej ewangelizacji Czarnego Lądu sięga zaledwie stu kilkudziesięciu lat. Jakie są jej owoce? Owszem, całe rzesze ludzi nie usłyszały jeszcze Dobrej Nowiny, zaś z uwagi na zakorzenione tam tradycyjne wierzenia, przesądy, obyczaje plemienne – Ewangelia nie zawsze przyjmowana była (i jest) bez oporów. Wracając z pierwszej pielgrzymki do Afryki (maj 1980), papież Wojtyła mówił dziennikarzom na pokładzie samolotu: „To nie jest Kościół przyniesiony z zewnątrz, to jest ich Kościół, Kościół przeżywany autentycznie, po afrykańsku (...). Kościół, który byłby czymś importowanym, (...) nie byłby jeszcze autentycznym i autentycznie dojrzałym Kościołem”.
Nie ulega wątpliwości, że Kościół w Afryce na przestrzeni ostatnich 150 lat przeżył niezwykły rozwój. Objawia się to choćby we wzrastającej liczbie rodzimych powołań kapłańskich. Do tego stopnia, że biskupi afrykańscy wyrażają gotowość do misyjnego „desantu” tamtejszych kapłanów na coraz bardziej wypaloną duchowo Europę. Rozkwit Kościoła afrykańskiego to zasługa całych pokoleń misjonarzy i ich ofiarnej, niekiedy heroicznej pracy, na co, składając im hołd, wskazywał w Ecclesia in Africa Jan Paweł II.
 
Potrzebni samarytanie
Praca misyjna w Afryce to nie tylko „właściwe” duszpasterstwo, to wielka praca na rzecz zdrowia, oświaty, infrastruktury (drogowej czy wodociągowej). Trudno wręcz ocenić ogrom zmian, jakie dokonały się w Afryce za sprawą misjonarzy i misjonarek z całego świata, w tym także z Polski. Takie postacie jak nieżyjący już kard. Adam Kozłowiecki czy dr Wanda Błeńska – to piękne polskie ikony pracy misyjnej w Afryce. Tak, być misjonarzem na tym kontynencie to wielka praca, bardzo odbiegająca od europejskich „norm” duszpasterskich. Jan Paweł II przejmująco porównywał Czarny Ląd do człowieka z przypowieści o miłosiernym samarytaninie: „Afryka to kontynent, gdzie niezliczone ludzkie istoty (…) leżą jak gdyby porzucone przy drodze, chore, poranione, bezsilne, odepchnięte i opuszczone. Ludzie ci pilnie potrzebują dobrych samarytan, którzy pospieszą im z pomocą”.
Spotkałem takich, widziałem ich pracę. Jednym z nich był ks. Henryk Juszczyk, wówczas misjonarz w Kenii, a dziś w Ugandzie. Gdy dowiedziałem się, że podczas swojej afrykańskiej podróży papież Franciszek odwiedzi Nairobi i będzie także w jednym z tamtejszych slumsów, stanął mi przed oczami ten uśmiechnięty polski salezjanin. Któregoś dnia poprowadził mnie wąską ścieżką w głąb slumsowych „uliczek”. Takie widoki dają do myślenia. Nie tylko o tym konkretnym slumsie i o „mieszkających” tam ludziach. Ale o świecie. Na przykład: niektórzy uważają, że dysproporcje ekonomiczne pomiędzy Północą a Południem są już tak wielkie, że tej przepaści nie uda się już zniwelować. Czy oznacza to, że ubogie Południe już na zawsze dźwigać będzie piętno „gorszego urodzenia”, a miliony jego mieszkańców skazane są na dożywotnią wegetację? Nie sposób nie ulec takiemu przeświadczeniu chodząc po slumsach Nairobi i wielu innych metropolii Południa, slumsach, które stanowią już prawdziwe miasta w mieście. Takie przekonanie narasta, gdy poczuje się atmosferę bezsensownej wegetacji, w jakiej wzrastają setki, tysiące, miliony afrykańskich „dzieci ulicy”, tłumiących głód oparami kleju, wdychanymi cały dzień z plastikowych buteleczek. Albo gdy wejdzie się do jednego z nędznych slumsowych „mieszkań”, w których młode matki, przerwawszy na jakiś czas uprawianie prostytucji, zajmują się swoimi dziećmi. Po jakimś czasie także i one pójdą w ich ślady czyli na ulice – do prostytucji, kleju, kradzieży. I tak zamyka się to potworne, błędne koło, ten determinizm skazujący miliony ludzi na życie bez nadziei. Co powie im Franciszek?...
 
Bosco Boys
Powracam do księdza Henryka. Widziałem go w slumsach, gdzie był witany jak dobry, serdeczny znajomy. Widziałem go wśród znarkotyzowanych dzieci żyjących na ulicach Nairobi, gdzie wiodą swój smutny los – bez domu, niechciane przez rodziców, tępione przez policjantów. Ks. Henryk nieustannie zapuszczał swoją „sieć”, starając się skłonić ich do przyjazdu do Bosco Boys, ośrodka, w których biedni kenijscy chłopcy mogą podjąć naukę, przysposobić się do zawodu i dowiedzieć o Chrystusie. Jednak ta „sieć” nie zapełniała się tak szybko. Nędza uzależnia, przyzwyczaja, nie wymaga wysiłku. W ośrodku Bosco Boys trzeba się podporządkować: programowi szkoły, obowiązkom w kuchni. I dlatego większość chłopaków mieszkających na ulicach Nairobi wybiera narkotykową wegetację.
Wspominam ks. Henryka dziś, niemal w przededniu podróży Franciszka na Czarny Ląd, bo do problemów, które starał się rozwiązywać ten polski salezjanin, będzie musiał głośno odnieść się Franciszek. I to w skali całego kontynentu, bo bieda jest losem całej Afryki. Ale, w istocie, wracam pamięcią do spotkań z tym misjonarzem, by podzielić się krzepiącą myślą, że takich wyjątkowych misjonarzy jest... legion, a takich wyrosłych wprost z Ewangelii oaz jak Bosco Boys są w Afryce setki.
 
Materiał odrzucony...
– Afryka nie chce być postrzegana jako kontynent zamieszkany przez ludzi drugiej kategorii – mówił mi przed laty kenijski biskup John Njue (dziś już kardynał i metropolita Nairobi). – Myślę, że uświadomienie sobie godności człowieka, godności istoty ludzkiej, powinno być sednem stosunków między nami a społecznością międzynarodową. Niestety, w wielu wypadkach tak się nie dzieje, ponieważ Afryka jest traktowana przedmiotowo, jako arena dumpingu, gdzie np. można przyjechać i wywołać konflikt tylko po to, aby znaleźć rynek zbytu dla broni – kontynuował. I tak oto dotykamy problemu neokolonialnego wyzysku Afryki i odpowiedzialności świata za cywilizacyjną stagnację tego kontynentu. Państwa dominujące na arenie świata zdają się (a raczej: starają się) tego nie dostrzegać.
Można stawiać kolejne kwestie: czyż wzrastające fale uchodźców uciekających przed ciągłymi wojnami nie stanowią aby dobitnego dowodu klęski międzynarodowych programów pomocowych dla Afryki? Jaki jest bilans szumnie organizowanej pomocy z jednej, a zyskiem czerpanym przez haniebny, neokolonialny podbój z drugiej strony? Haniebny także dlatego, że pomoc ma swoją cenę. Nie jest na przykład tajemnicą, że międzynarodowe wsparcie oferowane jest państwom afrykańskim pod warunkiem, że wyrażą zgodę na wprowadzenie restrykcyjnej polityki ograniczającej dzietność.
 
Rozumieć Południe
W adhortacji pisanej 20 lat temu Jan Paweł II wymieniał bolączki ówczesnej Afryki, w tym: pogłębiające się ubóstwo, zadłużenie międzynarodowe, handel bronią, rzesze uchodźców i wypędzonych, problemy demograficzne i zagrożenia rodziny, AIDS, utrzymywanie się w niektórych regionach praktyki niewolnictwa, konflikty plemienne.
Widać gołym okiem, że od tamtego czasu afrykański krajobraz nie poprawił się w znaczący sposób. Rodzi się pytanie, co następca Jana Pawła II powie dziś mieszkańcom Afryki? Można się spodziewać, że powróci do wątków ze swojego przemówienia w ONZ, w którym zachęcał odpowiedzialnych za ster spraw międzynarodowych do „rachunku sumienia” z działań na rzecz milionów cierpiących, wyzyskiwanych, wykluczonych. Zapewne też odwoła się do idei „ekologii integralnej”, o której wskazywał w encyklice Laudato si’, przestrzegając, że bogacenie się jednostek za wszelką cenę powoduje wykluczenie i cierpienia milionów. Z pewnością będzie powracał do tez swojej programowej adhortacji Evangelii gaudium i konstatacji, że „w wielu krajach globalizacja doprowadziła do przyspieszonego niszczenia korzeni kulturowych wraz z inwazją wpływów należących do innych kultur, rozwiniętych gospodarczo, ale etycznie osłabionych”.
Papież, który z autopsji zna ubogie Południe świata, doskonale rozumie Afrykę, dlatego jego podróż na ten kontynent budzi wielkie nadzieje jej mieszkańców. I ogromne zainteresowanie komentatorów.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki