Paszyn leży na południu Polski, na trasie wiodącej z Nowego Sącza do Jasła. Do muzeum nietrudno trafić. Drzwi otwiera miejscowy proboszcz, ks. Jerzy Bulsa. Potem chętnie pokazuje kolejne sale, od podłogi po sufity wypełnione kolorami świątkami. Rzeźby i obrazy ludowe powstawały w Paszynie głównie w latach 70. – Wtedy w małej wsi tworzyło ponad siedemdziesiąt osób, do dziś jest ich kilkanaście. Każde dzieło to odrębna historia konkretnego człowieka – mówi ks. Bulsa.
Rzeźby do pieca
Rok 1959 zapisał się w historii paszyńskiej parafii, gdyż właśnie wtedy proboszczem został tu ks. Edward Nitka. To nie był najlepszy okres dla wsi. Okoliczni pogardliwie mówili o „paszyńskiej biedzie”, a mieszkańców nazywali „paszyńskimi dziadami”. Większość parafian pracowała na roli, wielu było upośledzonych i kalekich. Dopiero pod koniec lat 60. rozebrano tu ostatnią kurną chatę, gdzie krowa i kura mieszkała w kuchni bez komina – rzecz niewyobrażalna zwłaszcza z perspektywy zamożnej Wielkopolski. Nowy proboszcz zadbał najpierw o to, by po błocie do kościoła ludzie nie chodzili, potem by trzy miejscowe bimbrownie zamknąć. Następnie przyszedł czas na sztukę.
Z poprzedniej parafii w Borzęcinie ks. Nitka przywiózł kilka rzeźb i obrazów. Lubił się im przyglądać Wojciech Oleksy, głuchoniemy brat kościelnego, który wypasał krowy, a czasem również dzwonił kościelnymi dzwonami, sprzątał i wykonywał drobne prace stolarskie. Nie rozstawał się ze swoim scyzorykiem, więc ks. Nitka zachęcał go, by spróbował zrobić coś podobnego do tego, co oglądał na plebanii. Potem chwalił każde, nawet najbardziej niezdarne dzieło, a Wojtek z zapałem rzeźbił dalej. Miejscowi nie rozumieli proboszcza, który rzeźby Oleksego traktował nie jak sztukę, ale jak modlitwę prostego człowieka – sami podarowane im przez Wojtka „dzieła” palili w piecach. Szeroki świat dzieła pierwszego paszyńskiego rzeźbiarza zobaczył najpierw w 1966 r., kiedy to przy okazji bierzmowania osób głuchoniemych zorganizowano wystawę ich prac: jedną z figurek otrzymał sam biskup tarnowski. Dziś w muzeum łatwo te pierwsze prace rozpoznać – niezdarne, toporne, z prostego drewna albo kolorowane zwykłymi kredkami.
Nie gadajcie, tylko róbcie!
Jak to zwykle bywa, wokół Wojtka zaraz znaleźli się życzliwi, którzy głośno komentowali poziom jego prac. – Ja bym takie coś o wiele lepiej zrobił! – powtarzali. – To nie gadajcie, tylko róbcie – niezmiennie odpowiadał proboszcz. Początkowo mało kto dał się przekonać, ale kiedy rzeźby Oleksego zyskiwały rozgłos w świecie, zaczynali rzeźbić i następni.
– Kiedy przychodził koniec roku, na zaliczenie ósmej klasy ksiądz brał chłopaków koło stodoły, dawał każdemu nożyk i kawałek drewna i kazał rzeźbić – mówi ks. Bulsa. – Coś wyrzeźbić musiał każdy, ale kiedy okazywało się, że potrafi i ma talent, ks. Nitka mu nie odpuszczał i pilnował, żeby rzeźbił dalej.
Mieczysław Piwko, rolnik i strażak po ciężkiej chorobie, w której oprócz modlitwy otrzymał od księdza również leki, po wyzdrowieniu podarował proboszczowi kilka swoich rzeźb. Stanisław Mika, analfabeta i schizofrenik, którego pasją było noszenie chorągwi na pogrzebie, wiele razy twierdził, że potrafi rzeźbić lepiej – a potem uznał, że nie może umrzeć, skoro jeszcze żadnej rzeźby księdzu nie zaniósł.
Siedemdziesięcioletni Andrzej Drożdż bał się, że jest niegodny rzeźbić postaci świętych, a kiedy na skutek katarakty zaczął gwałtownie tracić wzrok, był przekonany, że to kara na porwanie się za wizerunki Boga. Po operacjach udało się uratować mu wzrok i rzeźbił dalej, zdobywając liczne nagrody.
Janina Mordaska początkowo wstydziła się swoich prac i udawała, że tworzy je jej syn, ale ks. Nitka szybko odkrył mistyfikację. Po tym, jak otrzymała nagrodę, ks. Nitka notował: „Jasia ogromnie ucieszyła się II nagrodą, bo powiedziała: <<Nie przelewa się, więc przydadzą się te 4000 zł nagrody. Ale najwięcej cieszę się, bo odkuję się na moim chłopie. Ksiądz wie, że bardzo się kochamy i szanujemy, ale całą zimę wyśmiewał moje rzeźby i ciągle suszył mi głowę, bym się nie wygłupiała i nie ośmieszała rzeźbą, ale zabrała się do uczciwej pracy>>”.
Diabeł i Hitler w kościele
Ksiądz Nitka zamówił „u swoich” rzeźby do kościoła. Diabeł na kazalnicy siedzi smutny i zatyka sobie uszy, nie mogąc słuchać słowa Bożego. Na chrzcielnicy śmierć ma postać Hitlera i umieszczona jest niziutko, tuż przy ziemi: „Bo jak Niemcy przyjeżdżają i chcą fotografować, to muszą przyklęknąć, a na górze jest Bóg Ojciec, więc to przed Nim, choćby nie chcieli, klękają”. Syn marnotrawny nosi dżinsy i długie włosy, a na Drodze krzyżowej znaleźć można zwykłych wiejskich gospodarzy pijących wódkę z butelki czy liczących pieniądze.
Paszyńscy twórcy zyskiwali sławę. Do Paszyna zaczęli przyjeżdżać ludzie zainteresowani zakupem ich prac. Coraz więcej rodzin z tego właśnie się utrzymywało, zwłaszcza że w latach 70. ludowa sztuka była w modzie. Paszyńskie rzeźby kupowała Desa i prywatni kolekcjonerzy. Czasem pytano księdza Nitkę: – Czy oni rzeźbią dla i malują dla pieniędzy, czy z potrzeby ducha? A on odpowiadał pytaniem: – Czy pan pisze, czy pracuje w swoim fachu z potrzeby serca, czy dla pieniędzy? I pytający milkli, uśmiechając się z zażenowaniem. A ksiądz proboszcz, sam żyjący skromnie, troszczył się o godziwą zapłatę dla twórców, zwłaszcza tych chorych czy nieporadnych życiowo, i nie pozwalał, by ktoś ich – również finansowo – wykorzystał. Jego plebania pełna była podarowanych mu z wdzięczności świątków. Po śmierci ks. Nitki jego plebanię zamieniono na muzeum, dobudowując drugą część jako mieszkanie dla księży. Następcy ks. Nitki, ks. Stanisław Janas i ks. Jerzy Bulsa, kontynuowali i kontynuują dzieło poprzednika, dalej gromadząc miejscową twórczość.
Jezus Frasobliwy w setkach wyobrażeń i Święta Rodzina, Pieta, kapliczki przeróżne, o nieraz bardzo skomplikowanej formie, betlejemskie stajenki, sen Jakuba z aniołami wspinającymi się po drabinie – 1500 rzeźb i 1600 obrazów na szkle to dobry argument, żeby jechać na drugi koniec Polski. To trzeba zobaczyć.