Przeciwnicy transplantacji zarzucają polskim lekarzom, że nie ratują potencjalnych dawców, czyli ofiar wypadków z urazami głowy w sposób nowoczesny, tak jak robi się to np. w USA, że nasze procedury medyczne są w tym względzie przestarzałe.
– Nie można powiedzieć, że to prawda, choćby dlatego, że w Polsce po prostu nie ma jeszcze – jeżeli mówimy o neurochirurgii i neurotraumatologii – ustalonych procedur będących obwiązującymi powszechnie. Pomimo powyższego, standardy mamy analogiczne jak obowiązujące w Europie i na świecie. W USA w karetkach pogotowia ratunkowego od dawna nie jeżdżą lekarze, a wyłącznie ratownicy medyczni, o niewątpliwie mniejszych kompetencjach i uprawnieniach niż lekarze. Sytuacja taka wymusiła konieczność opracowania i wdrożenia określonych standardów i procedur, które muszą być ściśle przestrzegane, by w sytuacjach „podbramkowych” dokładnie wiedzieli, co robić. Teraz, gdy także w Polsce lekarzy w karetkach zastąpili ratownicy, takie procedury niewątpliwie się pojawią. Trzymanie się procedur jest bardzo dobre, ale w pewnych przypadkach „ślepe” ich przestrzeganie może też bardzo przeszkadzać. Pamiętam, że pracując w Niemczech obserwowałem chirurga, który w czasie operacji miał kłopot z zawiązaniem nitki, która „nie trzymała”. Zgodnie z procedurą poprosił instrumentariuszkę o podanie specjalnej pęsety bez ząbków na końcach. Polski chirurg zrobiłby to czymkolwiek, niemiecki chirurg 15 minut czekał na podanie odpowiedniego narzędzia, którego nie było akurat pod ręką, bo taka obowiązywała procedura. Aczkolwiek my (m.in. neurochirurdzy) nie mamy często spisanych oficjalnie standardów, to z pewnością pracujemy na światowym poziomie, o czym świadczą choćby ostatnie sukcesy naszych chirurgów w przeszczepianiu twarzy.
W przypadku ciężkich urazów głowy, na Zachodzie wykonuje się pacjentom kraniotomię dekompresyjną, czyli wycięcie fragmentów kości czaszki w celu obniżenia bardzo szkodliwego dla mózgu zbyt wysokiego ciśnienia wewnątrzczaszkowego. W Polsce tego się nie praktykuje. Dlaczego?
– Kraniotomia nie jest wcale nowoczesną metodą leczenia. Stosowali ją już Majowie i jest też z powodzeniem stosowana obecnie. Mówiąc o kraniotomii najczęściej ma się na myśli operację, podczas której drogą kraniotomii dokonuje się otwarcia jamy czaszki i ewakuuje krwiak, będący następstwem urazu. Kraniotomię tzw. odbarczającą wykonuje się w niewielkiej liczbie przypadków. Statystycznie, skuteczność kraniotomii dekompresyjnej wcale nie jest większa niż farmakologicznych sposobów obniżenia ciśnienia śródczaszkowego. W przypadkach, w których nie ma bezwzględnych wskazań do interwencji operacyjnej stosuje się leczenie farmakologiczne, w tym tzw. śpiączkę farmakologiczną. Farmakoterapie, jakie stosujemy w Polsce, są w pełni zgodne z zasadami obowiązującymi we współczesnej światowej medycynie i są korygowane na podstawie aktualnych doniesień naukowych. Przy masywnych urazach mózgu może się zdarzyć, że po otwarciu czaszki rozmiękczony urazem mózg wydobywa się poza jamę czaszki, co powoduje jego dodatkowe uszkodzenia, W Polsce preferujemy właśnie leczenie farmakologiczne i nie jesteśmy w tym odosobnieni na świecie. Badania wieloośrodkowe przeprowadzone przez specjalistów neurochirurgów w USA na populacji ponad 2600 pacjentów nie wykazały zdecydowanej przewagi tzw. wczesnej dekompresyjnej kraniotomii nad leczeniem farmakologicznym i badacze prowadzący taką analizę zalecają zdecydowany krytycyzm i znaczną rozwagę przy podejmowaniu decyzji o potencjalnym wdrożeniu kraniotomii dekompresyjnej.
Zdaniem przeciwników transplantacji, w innych krajach u pacjentów z ciężkimi urazami głowy rutynowo wszczepia się do głowy czujniki monitorujące wielkość ciśnienia śródczaszkowego, by od razu reagować, jak tylko ono niebezpiecznie wzrasta. W Polsce nie ma takiej praktyki.
– W latach 80. i 90., gdy nie było jeszcze ogólnodostępnej tomografii komputerowej, powszechnie uważano, że takie czujniki należy bezwzględnie stosować u wszystkich pacjentów z urazem czaszkowo-mózgowym, dziś już chyba nie. Z doniesień naukowych nie wynika, aby u każdego pacjenta z urazem czaszkowo-mózgowym czujniki takie były stosowane standardowo w krajach Europy Zachodniej lub w Ameryce Północnej. W Polsce sprzęt taki jest wykorzystywany, ale nie wszędzie i nie we wszystkich przypadkach. Zdecydowanie częściej dokonuje się implantacji drenażu komorowego, który pozwala na drenaż płynu mózgowo-rdzeniowego, w celu obniżenia ciasnoty wewnątrzczaszkowej oraz na pomiar ciśnienia wewnątrzczaszkowego. Informacje uzyskane z oceny klinicznej, badania w tomografie komputerowym i inne (np. drenaż komorowy) pozwalają na prowadzenie optymalnej terapii.
Czy to prawda, że w Polsce w czasie pobierania narządów podaje się dawcom środki zwiotczające mięśnie, tak by nie mogli się ruszać, a na Zachodzie nawet środki przeciwbólowe? Skoro są martwi, to po co się to robi?
– Osoby, które twierdzą, że takie środki podaje się zmarłym dawcom, po prostu nie wiedzą, o czym mówią i co mówią. Pracuję w klinice, gdzie typuje się dawców do pobrania narządowego i przygotowuje tych dawców do pobierania organów do przeszczepu i nigdy nie słyszałem, by po rozpoznaniu śmierci mózgu ktoś podawał zmarłemu środki przeciwbólowe czy zwiotczające. Zmarłego już się nie leczy. Do tego m.in. służy cała procedura stwierdzenia śmierci mózgu.
Co by pan powiedział tym wszystkim, którzy zarzucają polskim lekarzom, że bardziej zależy im na pobieraniu narządów niż na ratowaniu życia potencjalnych dawców?
– To są pomówienia. Celowe uśmiercanie człowieka to przecież morderstwo – pomijam dyskusję o eutanazji. Częściowo tego typu wypowiedzi wynikają z kompletnego braku podstawowej wiedzy i zrozumienia zjawiska śmierci mózgu. Mogę zrozumieć, że dotyczy to zrozpaczonych rodzin zmarłych, którym trudno pogodzić się ze stratą bliskich, jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia, ale dziwię się lekarzom, którzy wbrew faktom i wiedzy medycznej roznoszą różne pomówienia. Są albo szaleni, albo mają w tym jakiś swój niecny cel. Z drugiej strony, gdyby lekarze kwalifikujący do pobrania narządów rzeczywiście byli na usługach transplantologów i kwalifikowali dawców pochopnie lub wręcz zabijali ich dla organów, taki proceder wyszedłby w statystykach. Poważne urazy czaszkowo-mózgowe leczy się w większości przypadków w specjalistycznych szpitalach lub centrach urazowych, których mamy sto albo więcej. Ośrodków, w których pobiera się narządy do przeszczepów i dokonuje przeszczepień jest w Polsce tylko kilkanaście. Jeśli zarzuty byłyby prawdziwe, to śmiertelność osób z urazami głowy byłaby w tych centrach wyższa niż w innych ośrodkach. Tymczasem statystycznie liczba pacjentów, którzy po urazie głowy umierają, przechodzą w stan śpiączki wegetatywnej, czy wracają do zdrowia jest wszędzie podobna. Wszystkim, którzy nas pomawiają o czyny niegodziwe i karygodne, mogę spojrzeć prosto w oczy i powiedzieć „kłamiecie”.
Prof. Wojciech Łebkowski – koordynator transplantacyjny w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku, adiunkt Kliniki Neurochirurgii UMB oraz prowadzący Oddział Intensywnej Terapii – odcinek B, Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.