Logo Przewdonik Katolicki

Mózg umiera pierwszy

Renata Krzyszkowska
fot. Sergey Nives/fotolia

Dzień Transplantacji w Polsce obchodzimy 26 stycznia. Metoda ta jest u nas na najwyższym poziomie, ale atmosferę psują sceptycy, których tezy to zbiór nieuzasadnionych pomówień.

„Kanibalizm”, „żerowanie na trupach” czy nawet „zabijanie dla organów”– to słowa, którymi wprost określają transplantologię jej przeciwnicy. Wszystko nasiliło się w ubiegłym roku, po tym jak we wrocławskim szpitalu zmarł siedemnastoletni Kamil, ofiara wypadku. Lekarze stwierdzili śmierć mózgu i zaproponowali pobranie narządów, by uratować życie innym. Na to nie zgodziła się matka chłopaka (zatem automatycznie odrzucono zamiar pobrania narządów do przeszczepienia), przed szpitalem protestowali koledzy zmarłego, którzy otwarcie podważali dobrą wolę lekarzy. Protesty trwały nawet po tym, jak samoistnie przestało bić serce chłopca. Wszystko szeroko komentowała prasa. W efekcie, rozprzestrzeniło się hasło, że „lekarze mordują”. W tym samym czasie pojawiło się wiele dających nadzieję doniesień o wybudzeniach chorych ze śpiączki w znanej Klinice Budzik. W umysłach wielu ludzi powstał zamęt i myśl, czy przypadkiem ofiar wypadków, od których pobiera się narządy, nie można by uratować?
 
Spadek zaufania
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Gdy w szpitalu pediatrycznym w Białymstoku zmarł inny chłopiec, też ofiara wypadku, a komisja lekarska stwierdziła śmierć mózgu, pojawił się ojciec, żołnierz służący w jednostce GROM i zagroził , że przyjedzie z całym uzbrojonym oddziałem, jeśli lekarze odłączą chłopca od aparatury podtrzymującej oddychanie. Nie wierzył lekarzom, że zrobili wszystko, co w ich mocy. Cały ten szum wokół transplantacji zaowocował wzrostem liczby sprzeciwów na pobranie narządów po śmierci, które można składać w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów w Warszawie. Od powstania rejestru w 1996 r. do listopada 2014 r. wpłynęło prawie 29 tys. sprzeciwów. Od stycznia do listopada ubiegłego roku zarejestrowano 1606 sprzeciwów, to jest prawie dwa razy więcej niż w całym 2013 r. (875) i cztery razy więcej niż w 2012 r. (399).
Niestety, w społecznej świadomości wciąż brakuje wiedzy o tym, czym jest śmierć mózgu, po której nie ma już powrotu do życia, a czym jest śpiączka, przetrwały stan wegetatywny, czy niski stan świadomości, z których istnieje szansa wybudzenia, nawet po latach. Po stwierdzeniu śmierci mózgu, aż do pobrania narządów, ciało zmarłego wciąż podłączone jest do urządzeń medycznych, dzięki którym oddycha, serce bije, klatka piersiowa się unosi, a skóra jest ciepła. Rodzina często ma nadzieję, że ich bliski mimo wszystko wciąż żyje.
 
Wbrew naukom medycznym
Dodatkowo wątpliwości rodzin podsyca prof. Jan Talar, znany i skuteczny w wybudzaniu ludzi ze śpiączki specjalista rehabilitacji, który wielokrotnie na łamach prasy podważał istnienie śmierci mózgu. Swe twierdzenia głosi do dziś, lekceważąc badania naukowe i fakt, że wśród wybudzonych przez niego pacjentów żaden nie miał komisyjnie stwierdzonej śmierci mózgu. Prof. Talar jako argument ciągle przywołuje przypadek Agnieszki Terleckiej, która wiele lat temu, po upadku z konia otrzymała w szpitalu omyłkowo wpis do karty chorobowej „śmierć mózgu”, a która potem pod jego opieką wróciła do pełnego zdrowia. Prof. Talar z nieznanych powodów pomija fakt, że nikt nie przeprowadził u tego dziecka procedury orzekania śmierci mózgu, a jedynie ktoś przez pomyłkę, pochopnie wpisał takie rozpoznanie do akt (co szybko sprostowano).
 
Leczenie do końca
– Stwierdzanie śmierci mózgu trwa długo, ale nie zaburza terapii i nie szkodzi pacjentowi. Na całym świecie wygląda podobnie. Najpierw bada się, czy stan pacjenta nie jest wynikiem hipotermii, zaburzeń elektrolitowych, endokrynologicznych czy działania leków, które np. mogły zwiotczyć mięśnie oddechowe. Sprawdza się, czy wyczerpano wszelkie możliwości terapeutyczne i potem wykonuje się badania kliniczne, sprawdzające odruchy z pnia mózgu, np. rogówkowy. Gdy wszystkie te badania wskazują na zgon, na końcu sprawdza się próbę bezdechu. Pacjenta odłącza się od respiratora, ale cały czas ma do tchawicy podawany tlen. Pacjent jest ściśle monitorowany. Dopiero, gdy nie podejmuje samodzielnego oddychania i inne badania potwierdzają śmierć mózgu, można uznać go za zmarłego. Trzyosobowa komisja lekarska musi być jednomyślna. Jeżeli choć jeden z nich ma najmniejsze wątpliwości, nie można stwierdzić śmierci mózgu i pacjent cały czas jest leczony – mówi prof. Roman Danielewicz, dyrektor Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego do spraw Transplantacji „Poltransplant”.
 
A nawet jeśli…
Przypadki wybudzania chorych ze śpiączki nie mogą dawać nadziei, że można też obudzić zmarłego. Obecna procedura stwierdzenia śmierci mózgu jest pewna i rzetelna. Wykonując ją, lekarze jeszcze nigdy nie pomylili się i nie uznali pacjenta, np. w śpiączce, za zmarłego. Może na świecie zdarzył się taki przypadek, ale w Polsce nie. Nie ma powodów, aby rezygnować z pobierania i przeszczepiania narządów. Nie rezygnujemy przecież z operacji chirurgicznych, bo zdarzył się przypadek, że jakiś chirurg popełnił błąd i zostawił w ciele pacjenta nożyczki. Trzeba o tym pamiętać, zwłaszcza że nigdy nie wiadomo, kiedy my sami, albo ktoś z naszych bliskich może potrzebować przeszczepu nowego narządu dla ratowania życia.

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Kasia
    18.11.2015 r., godz. 17:50

    W odniesieniu do pojawiających się w prasie i mediach informacji o przeszczepie serca, jaki w ciągu swego życia miał przebyć zmarły w nocy z 22 na 23 września 2015 r. ks. Feliks Folejewski SAC, pragniemy wyjaśnić i uściślić co następuje:

    Ks. Feliks Folejewski, pallotyn, od roku 1980 zmagał się z niewydolnością serca – przebył trzy zawały i kilka interwencji chirurgicznych. W 1993 roku zapadła ostateczna decyzja lekarska o konieczności przeszczepu serca dla ratowania życia i rozpoczęto przygotowania do operacji. W kluczowym jednak momencie ks. Feliks Folejewski nie zdecydował się na jej przeprowadzenie. Jak sam w licznych wypowiedziach podkreślał, zaufał on Bogu ponad wszystko, chociaż miał nikłe szanse przeżycia. Podczas modlitwy w Łagiewnikach miał usłyszeć wewnętrzny głos: „Twój przeszczep serca będzie miał na imię: Jezu Ufam Tobie!”. Z tą świadomością przeżył kolejne 22 lata aktywnie podejmując różnego rodzaju działalność duszpastersko-rekolekcyjną i angażując się w liczne formy apostolstwa.

    W tym samym duchu wypowiedział się ks. abp Henryk Hoser SAC podczas homilii pogrzebowej i w słowie pożegnania na Cmentarzu Bródnowskim, mówiąc o „przeszczepie duchowym, któremu na imię: Jezu, ufam Tobie”.

    Poniżej cytujemy dosłowną wypowiedź śp. ks. Feliksa Folejewskiego SAC zamieszczoną m.in. w wywiadzie z okazji 50-lecia kapłaństwa dla Tygodnika Suwalskiego:

    – Podkreśla ksiądz często, że życie kapłana to dar Miłosierdzia Bożego?
    Jestem po trzech zawałach serca i kilku operacjach. Byłem przygotowywany do przeszczepu serca, który lekarze uznali za jedyny ratunek. Ale kiedy przed przeszczepem modliłem się w sanktuarium w Łagiewnikach, usłyszałem wewnętrzny głos: Twój przeszczep będzie miał na imię: „Jezu ufam Tobie”. I żyję bez przeszczepu, choć serce nie jest sprawne. [Tygodnik Suwalski, nr 26, z dnia 30.06.2009].

    Świadectwo tamtych wydarzeń zwarł również w swojej książce pt. Dziękuję [Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2009], jak również w obszernym wywiadzie zamieszczonym w „Naszym Dzienniku” [nr 20, 24-25.01.2009].

    Ks. Zenon Hanas SAC, przełożony Wspólnoty pallotyńskiej w Warszawie
    [Warszawa, 28 września 2015 r.]

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki