Ostoja tradycji czy poligon wielkich zmian – jaka jest dziś polska wieś?
– Rozmowę o polskiej wsi – i to niezależnie od poruszanego tematu – proponuję zacząć od przyjęcia założenia, że jest ona ważną częścią naszej wspólnoty, której odmienności często nie rozumiemy, nie znamy i nie chcemy poznać. Doświadczenia chłopów, rolników i mieszkańców wsi, także z czasów PRL nie są obecne w pamięci o naszej przeszłości. Co więcej, nie wprowadzamy ich do tożsamości wspólnotowej Polaków w takim stopniu, w jakim moim zdaniem powinniśmy to zrobić. I mówię to jako stuprocentowy mieszczuch, który polską wieś i polskich rolników poznawał najpierw jako etnograf, a potem jako socjolog wsi.
Czego na przykład nie wiemy?
– A chociażby historii zmagania się Polaków z komunizmem, w której nie ma miejsca dla doświadczeń i pamięci mieszkańców wsi. A są to opowieści niezwykłe, na przykład o tym, jak chłopi walczyli z kolektywizacją rolnictwa i jak obronili prywatną własność ziemi. Dopiero publikacje IPN przywróciły wspomnienia o setkach kobiet, które w różnych gminach wychodziły w pole ze sztandarami i śpiewem „Serdeczna Matko”, uniemożliwiając „spółdzielczym” traktorzystom zaoranie miedzy pomiędzy polami i prowadzenie prace na chłopskich gruntach. Walka polskiej wsi z przymusową kolektywizacją to zarówno mężczyźni, którzy trafiali do więzień, (w 1951 r. połowa aresztowanych za wrogą propagandę to byli chłopi), jak i kobiety, które protestowały na sposób maryjny, religijny. A w miejskich opowieściach dominuje stereotyp o wsi, która poparła władzę ludową.
To przemilczanie, niedoinformowanie rzutuje na nasz dzisiejszy obraz wsi?
– Oczywiście. W naszym stosunku do mieszkańców wsi ukryte jest – może nieświadome, a może i trochę świadome – poczucie wyższości, łagodzone protekcjonalną opiekuńczością. W sondażu CBOS z 2013 r. znajdujemy sygnał o rosnącej świadomości różnic między mieszkańcami wsi i miast. Tak uważała dwa lata temu połowa Polaków. Pytani o konkrety mieszkańcy miast mówili, że wieś jest bardziej konserwatywna, przywiązana do tradycyjnych wartości, religijna i pobożna, że więzi między ludźmi są trwalsze i głębsze niż w metropoliach. Natomiast mieszkańcy wsi, szczególnie rolnicy, szukali tych różnic w nieprzyjaznym stosunku miasta do wsi, w niesprawiedliwości i rosnących antagonizmach.
Może wieś ma konkretne negatywne doświadczenia?
– Wystarczy przypomnieć żywotność takich sloganów jak „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” – rzekomo „lepsi” albo częste używanie słowa „wieśniak”, nie tyle jako określenie miejsca pochodzenia czy zamieszkania, lecz z myślą o tym, że ktoś jest nie tak ubrany i słucha nie tej muzyki co trzeba. Są w tych stereotypach ukryte uprzedzenia, które wyrażają dystanse społeczne i – nawet jeżeli nieświadomie – podtrzymują antagonizmy.
Nasza akcesja do Unii Europejskiej tego nie zmieniła?
– I tak, i nie. Wzrósł prestiż zawodu rolnika, ale zarazem stary stereotyp znalazł nowe, paradoksalne oblicze. Otóż proszę sobie wyobrazić, że na pytanie CBOS-u z 2013 r. o przeciętny miesięczny dochód poszczególnych grup społecznych respondenci odpowiadali np., że robotnik zarabia średnio 2700 zł, nauczyciel 2800 zł, a rolnik, zdaniem statystycznego Polaka – 3358 zł.
W końcu to rolnicy mieli się niby najbardziej wzbogacić na wejściu do UE.
– Rzeczywiście, nieustannie słyszymy w mediach o wiejskich beneficjentach unijnych środków. A świat realny, opisany w Diagnozie Społecznej 2013 (red. prof. J. Czapiński i T. Panek), która jest wiarygodnym, zrealizowanym na bardzo dużej próbie badanych źródłem informacji, wygląda zgoła inaczej. Okazuje się, że realny miesięczny dochód rolnika wynosił w 2013 r. 1442 zł, co oznacza, że jest to nadal statystycznie najbiedniejsza grupa zawodowa w Polsce. Pamiętajmy także o tym, że polska wieś jest bardzo zróżnicowana: inna jest wieś w pobliżu wielkich miast, inna na Podkarpaciu, Lubelszczyźnie czy w Lubuskiem, a jeszcze inna w Wielkopolsce. Ale stopień podatności społeczeństwa na stereotypy i medialne brednie o bogactwie rolników jest zatrważająco duży.
Są też chyba jednak i pozytywne zmiany?
– Najważniejszą jest objęcie polskich rolników unijną polityką rolną, która sprawia, że modernizacja rolnictwa przebiega konsekwentnie i spokojnie, bez dramatu skrajnej biedy i przy programowym wspieraniu rozwoju wsi. Wzrósł nie tylko prestiż zawodu rolnika, lecz także sama wieś zyskała na atrakcyjności. Pytani o wybór potencjalnego miejsca zamieszkania Polacy coraz częściej (np. 58 proc. w 2013 r.) deklarują, że wybraliby właśnie wieś. I nie są to tylko mieszkańcy wsi (86 proc.), lecz także dwie piąte (40 proc.) mieszkańców wielkich miast. Nic dziwnego, że migracja z miasta na wieś jest dziś częstsza niż w przeciwnym kierunku. W 2008 r. na wsi mieszkało 14 mln 800 tys. osób, a w 2012 r. już 15 mln 198 tys. osób. Statystycznie, ponad osiem osób na tysiąc mieszkańców przenosi się w tej chwili częściej z miasta na wieś niż ze wsi do miasta. Oczywiście dotyczy to wsi podmiejskich, do których przenoszą się miejskie elity.
Tzw. kolonizatorzy? Tak ich niektórzy nazywają.
– Powiedzmy łagodniej: „przyjezdni”. Ale atrakcyjność wsi w wielu wymiarach rzeczywiście sprzyja tej migracji. To zasługa Wspólnej Polityki Rolnej UE, która poprawiła i ustabilizowała dochody rolników, zapewniła środki na realizację programu rozwoju obszarów wiejskich, poprawę infrastruktury społecznej, edukacyjnej, drogowej itp. Towarzyszy temu niebywały skok edukacyjny na wsi – dziś młodzież ze środowisk wiejskich podejmuje studia prawie równie często, jak ich miejscy rówieśnicy, czyni tak już co trzeci z nich. Zalety unijnej polityki dostrzegły także elity miejskie, przenosząc się coraz częściej na wieś w poszukiwaniu takich wartości, jak natura, przyroda, więzi społeczne, wspólnota, własny dom.
Te zmiany mają jakiś wpływ na poziom religijności na wsi?
– Ostatnie sondaże CBOS-u z 2014 i 2015 r. pokazują, że w ciągu ostatnich 8 lat odsetek osób wierzących i regularnie praktykujących na polskiej wsi zmniejszył się z 67 proc. do 58 proc., ale i tak ciągle jest to o 13. punktów procentowych więcej niż w mieście. Przy czym ostoją wiary są na wsi rolnicy, wśród których ten odsetek „wierzących, systematycznie praktykujących” jest wyższy i wynosi 63 proc. Pamiętajmy jednak, że liczba osób żyjących wyłącznie z rolnictwa spada. A wspomniani „przyjezdni” z wielkich miast deklarują religijność na poziomie 40 proc.
Czyli „przyjezdni” zachowują miejską „normę”?
– Otóż to. Podobnie zresztą wyglądają takie wskaźniki, jak regularna modlitwa i czytanie Pisma Świętego – różnica wynosi tutaj 11 proc. na korzyść wiejskich „tubylców”, zaś w przestrzeganiu tradycji i zwyczajów religijnych jest ona rzędu nawet 23 punktów procentowych.
Religijność wzmacnia kapitał społeczny wsi, czyli gotowość do działania na rzecz innych. W mieście organizacje są bardziej sformalizowane, na wsi mają charakter nieformalny, całkowicie społeczny. Miejska aktywność wiąże się z wyższym poziomem wykształcenia, wiejska – z religijnością. Działalność charytatywna, społeczna, kulturalna itp. odbywa się bardzo często wokół wiejskiej parafii.
Ale jednak liczby spadają…
– Jest to związane z tym, o czym już wspominałam: rosnącym poziomem wykształcenia, zamożnością, odchodzeniem od rolnictwa. Prawdopodobnie więc wieś stanie w obliczu podobnych dylematów, które wśród mieszkańców miast prowadzą do spadku regularnego uczestnictwa w niedzielnych nabożeństwach. Na obszarach wiejskich jest to już także widoczne.
Czyli i tam potrzebna będzie jakaś nowa forma ewangelizacji?
– Tak. Sądzę, że dorobek nowej ewangelizacji, która w miastach przyniosła pogłębienie wiary ludzi młodych oraz przedstawicieli wielkomiejskich elit warto przenieść na polską wieś. To, co się udało wypracować w mieście, jest ogromnym dorobkiem polskiego Kościoła, z którego trzeba i warto korzystać. Wracając do początku naszej rozmowy, proponuję uzupełnić go zrozumieniem i akceptacją dla doświadczeń polskiej wsi, jej specyfiki i szczególnej roli rolników, bo to oni wciąż współtworzą elitę wsi. Przypominam, że w czasach PRL polska wieś zawsze znajdowała wsparcie i zrozumienie wśród polskiego duchowieństwa i jego hierarchii.