Logo Przewdonik Katolicki

Wejście smoka

Szymon Bojdo
Współczesna interpretacja legendy o smoku wawelskim / fot. Youtube

Czy młodych ludzi, zafascynowanych internetem i sensacyjnymi fabułami, da się zainteresować tradycyjnymi polskimi legendami? Wszystko zależy od tego, kto i jak zajmie się tym tematem.

Ostatniego dnia listopada wystartował projekt największego portalu aukcyjnego w Polsce i znanego z niezwykłych animacji reżysera – Tomasza Bagińskiego. Na specjalnej stronie internetowej i portalu YouTube pojawiła się pierwsza legenda w reżyserii twórcy Katedry i Sztuki spadania, do której autorem zdjęć jest Łukasz Żal, znany z pracy nad oscarową Idą. Pierwszą na nowo zinterpretowaną opowieścią jest legenda o Smoku Wawelskim. W połowie grudnia internauci zobaczą natomiast obraz pt. Twardowsky, o słynnym krakowskim szlachcicu i jego układach z diabłem. Jak na razie twórcy mogą mówić o ogromnym sukcesie, bo po pierwszym tygodniu emisji historia o podwawelskim potworze osiągnęła zawrotną ilość ponad miliona dwustu tysięcy odsłon, a biorąc pod uwagę duże zainteresowanie mediów, także tych internetowych, kolejny filmik na pewno także pobije rekordy, tym bardziej że w rolę tytułową wcielił się Robert Więckiewicz.
Czy tylko znane nazwiska i hojność ogromnej firmy działającej w internecie wpłynęły na ten sukces? Zapewne to bardzo istotny jego element, ale wbrew pozorom w sieci nie da się osiągnąć popularności, jeśli prezentowane treści nie będą miały określonej wartości dla ich odbiorców. Okazało się zatem, że nasze polskie legendy nadal taką wartość mają. I zapewne nie chodzi tu o wzniosłe uczucia patriotyczne, których w tych produkcjach po prostu nie ma, ale o uniwersalne odniesienia do postaw i cech, które niezmiennie poruszają przy kontakcie z takimi historiami. Jak zapowiadał trailer do Smoka, są to legendy o odwadze, sile, ambicji, empatii, sprycie, dumie i (czego pewnie bardzo byśmy chcieli) o nas.
 
Kraków 2.0
Nowatorskim zabiegiem zastosowanym przez twórców projektu jest przeniesienie akcji legend do współczesnych realiów, a nawet biorąc pod uwagę stopień technologicznego zaawansowania, do mniej lub bardziej odległej przyszłości. Co prawda na wieżę kościoła Mariackiego wspina się mający zagrać hejnał trębacz (Jerzy Stuhr), ale dotarcie na miejsce potwierdza on odczytem odcisku palca na wirtualnym ekranie. Najsłynniejsza krakowska melodia ma zostać odegrana tradycyjnie, jednak zakłóca ją nadciągający statek powietrzny. Jego kapitanem jest złowrogi smok, niebędący jednak jak w tradycyjnej wersji wyrośniętym jaszczurem, ale mówiącym po rosyjsku osiłkiem. Niezmienny jest jednak charakter działalności smoka, który trudni się porywaniem nadwiślańskich panien, jednak nie w celach konsumpcyjnych, które pamiętaliśmy z dzieciństwa, ale po prostu – żeby pokazać swoją władzę i dobrze się zabawić. Wzbudza to popłoch mieszkańców, którzy poczynania smoka śledzą w mediach i na portalach społecznościowych. Obraz ten genialnie obnaża pewną niemoc współczesnego świata, która polega na tym, że choć mamy natychmiastowy dostęp do wielu informacji, to coraz częściej brak nam kompetencji do ich interpretacji i odpowiedniego reagowania. Wciąż potrzebny jest bohater, który pokona wroga sprytnym sposobem. Nie wykorzysta do tego jednak naszpikowanej siarką owcy, a inteligentnego robota. Bohater ten ma oczywiście ku temu powód osobisty, bo jedna z porwanych dziewcząt jest szczególnie bliska jego sercu, co z dotychczas niepozornego konstruktora robotów wyzwoli pokłady odwagi i pomysłowości. Cała ta historia zamyka się w przygotowanym z rozmachem kilkunastominutowym filmie, z efektami specjalnymi wysokiej jakości, dobrze wkomponowanymi w zdjęcia Łukasza Żala, co potwierdza geniusz reżyserski Bagińskiego.  Nieco sztywno wypadają natomiast realni aktorzy, jednak ze względu na generalny efekt produkcji można to wybaczyć.
 
Odczytać na nowo
Rzeczywiście, jak chwalą się pomysłodawcy, w tak nowoczesny sposób nikt jeszcze nie sfilmował polskich legend i baśni. Co ciekawe, poza odniesieniem do filmu udostępnili oni także darmowy e-book, z sześcioma nowymi wersjami  tradycyjnych polskich opowieści. Milczenie owcy Roberta M. Wegnera to historia, na bazie której powstał film o Smoku Wawelskim, Twardowsky swoje źródło będzie mieć natomiast w opowiadaniu Kuby Małeckiego Zwyczajny gigant. Elżbieta Cherezińska znakomicie zreinterpretowała legendę o Bazyliszku, łącząc motywy historyczne z science fiction. Nową wersję legendy o kwiecie paproci przedstawił Radek Rak. Góralskim humorem podszyta jest interpretacja legendy o śpiących rycerzach autorstwa Rafała Kosika. Historię o Jasiu szukającym wody życia oczami młodego youtubera opowiedział Łukasz Orbitowski. Niezwykłe jest to, że choć dobrze znamy fabuły tych tekstów, to do ostatniego zdania czyta się je w napięciu. Każda z nich jest inna, ale wszystkie zaskakują zarówno świeżością języka, jak i niezwykłymi pomysłami na uwspółcześnienie tych treści. Odczytane na nowo legendy przestają być dydaktycznymi tekstami dla dzieci, ale stają się powiastkami dla dorosłych, bez patosu przedstawiającymi walkę dobra ze złem, oddającymi współczesne trudne wybory moralne. Odwrotnie jednak niż znane nam legendy nie czynią tego poprzez odniesienie do przeszłości, co raczej do przyszłości. Podobnie jak dzieciom przy opowiadaniu znanych baśni musimy tłumaczyć zasady rycerskie, tak czytając nowe Legendy polskie, musimy nieco zagłębić się w świat cybernetyki czy funkcjonowania internetu. Nowe odczytanie starych podań ma spory potencjał i warto, by twórcy z niego skorzystali, bo materiału do pracy w rodzimych opowieściach mają sporo. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki