W literaturze starożytnej śmierć jest z jednej strony czymś naturalnym i nieodwołanym, ale z drugiej – prowadzącym człowieka do bliżej nieokreślonego stanu. Odyseusz w trakcie swej wędrówki przybywa do krainy umarłych, gdzie widzi cienie swoich znajomych i krewnych, pozbawionych wspomnień, poruszających się bez celu po mrocznej krainie, pozbawionej światła słońca. W najgorszej sytuacji znajdowali się ci, wobec których nie dopełniono rytuałów pogrzebowych, gdyż nie mogąc wejść do Hadesu, pozostawali na Ziemi jako zjawy. Mitologia grecka zawiera też jednak pewne wątki, wskazujące na możliwość wiecznej kary za złe czyny – tak jak w przypadku Syzyfa, Tantala czy Prometeusza oraz na szansę nagrody, polegającej na przebywaniu na Polach Elizejskich, będących miejscem szczęśliwości.
Umacniająca nadzieję i tragiczna
Literackie obrazy śmierci w średniowieczu są z jednej strony zakorzenione w chrześcijaństwie, z drugiej zaś oddają lęki i obawy ówczesnego człowieka, który nieustannie doświadczał kruchości swego bytu. Poczucie nieuchronności i bliskości śmierci zaowocowało popularnym motywem Tańca Śmierci, w którym upersonifikowana śmierć prowadzi za sobą ludzi wszelkich stanów, profesji i w każdym wieku. Także melancholijny ton François Villona, pytającego o „niegdysiejsze śniegi”, nie jest niczym niezwykłym dla tej epoki, lecz rozwija wątek zadumy nad przemijalnością świata, obecny w kulturze Europy co najmniej od czasów późnego antyku, rozwinięty przez wielu pisarzy religijnych wieków średnich.
Epoka ta przynosi także liczne dzieła skupione na ukazywaniu wzorów dobrej śmierci, ars moriendi – sztuki umierania. Przykładem dla rycerzy mógł być Roland, który oddaje swe życie w służbie swego pana, walcząc z niewiernymi, a przed śmiercią powierza się Bogu. Niezliczone zaś przykłady świętych, zawarte w utworach hagiograficznych, na czele ze Złotą Legendą Jakuba de Voragine, pokazywały śmierć człowieka wierzącego, przechodzącego z radością po cnotliwym życiu do wiecznego odpoczynku. Wzorce dobrej śmierci miały bowiem na celu umocnić nadzieję czytelników na osiągnięcie zbawienia mimo niepewności czasów, w których przyszło im żyć.
Podobne do średniowiecznego spojrzenie na śmierć powróciło w okresie baroku, gdy liczne wojny i gorące spory religijne stawiały pod znakiem zapytania trwałość doczesnego szczęścia. Zwłaszcza w poezji tamtego wieku śmierć ukazywana jest więc znowu jako ostateczne przeznaczenie każdego człowieka, spadające nań często nagle, pomimo oznak zewnętrznego powodzenia. Powraca tu znowu motyw danse macabre, jak chociażby w słynnych Uwagach śmierci niechybnej Józefa Baki, gdzie przedstawiciele różnych grup społecznych przestrzegani są przed nieuchronnie nadchodzącym końcem życia. Jednocześnie jednak najgłośniejszy z metafizycznych poetów tej epoki, John Donne, woła: „Śmierci, śmierć cię czeka”! Wyraża tym samym nadzieję współczesnych sobie ludzi na wieczne zbawienie, darowane wierzącym.
Jakże inaczej wypada na tym tle romantyczna, sentymentalna wizja śmierci, będącej wynikiem nieszczęśliwej, niemożliwej do spełnienia miłości, jak w przypadku Wertera czy mickiewiczowskiego Gustawa, albo też wynikającej z niedopasowania do świata i buntu wobec zastanych norm społecznych. W polskiej tradycji romantycznej sentymentalizm zostaje częściowo przeobrażony przez miłość Ojczyzny, co ukazuje nam zarówno postać Gustawa-Konrada, jak i Kordiana. Od tej pory na pierwszy plan wysuwa się idea poświęcenia życia dla dobra Polski. Mimo to nihilistyczne wątki samobójczej śmierci jako wyrazu buntu wobec bezsensu świata powracają w młodopolskiej poezji.
Odarta z godności i zbanalizowana
Wiek XX przynosi wraz z nieznanymi wcześniej doświadczeniami także nowe podejście do problemu na śmierci. Jedną z pierwszych wizji nowoczesnego umierania przedstawia Franz Kafka w Procesie. Oto mamy do czynienia ze śmiercią zbiurokratyzowaną, rozpisaną na procedury, niezrozumiałe wprawdzie dla Józefa K., lecz przecież niszczące go krok po kroku. Wszystkie działania tajemniczego trybunału nieuchronnie prowadzą do zgładzenia oskarżonego, do śmierci anonimowej, gdzieś poza miastem, co więcej, do śmierci nieludzkiej, bo odbierającej godność w tej ostatniej chwili życia. „Jak pies!” myśli o swym umieraniu Józef K. i jest to być może najmocniejsze oskarżenie nowoczesności sprzed jej największej katastrofy.
To, co Kafka tylko przeczuwał, czyli zbiurokratyzowana machina śmierci, stworzona została kilka lat później w totalitarnych ustrojach faszyzmu, nazizmu i komunizmu. Wojenna i powojenna literatura pełna jest nieomal reporterskich przedstawień śmierci dziesiątek, setek, tysięcy i milionów ludzi. O tragiczności ich losów decyduje nie tylko okrutny sposób uśmiercania ofiar, ale i towarzysząca mu próba ich odczłowieczenia, zniszczenia moralnych racji, dla których mogliby być ocaleni. Odarci ze swej godności, sprowadzeni przez oprawców do roli zarazem trybików, jak i paliwa ich totalitarnej machiny, przechodzą przed naszymi oczyma bohaterowie książek Borowskiego, Leviego, Nałkowskiej, Herlinga-Grudzińskiego, Krall i wielu innych. Można powiedzieć, że dzięki literaturze odzyskują oni swą podmiotowość, choć nadal w swej masie anonimowi, nie zostają zapomniani. Osądzeniu podlega też postawa oprawców, dzięki czemu przywrócony zostaje podstawowy moralny ład, zaburzony przez ich działania.
Jednakże w wieku XX i XXI rozwija się także literacka forma banalizacji śmierci, jaką odnaleźć można w ciągle zyskujących na popularności powieściach sensacyjnych i kryminalnych. Oczywiście, w wielu z nich śmierć ofiary stanowi tylko punkt zawiązania akcji. Niestety, w wielu innych odnajdujemy epatowanie śmiercią, okrucieństwem, brutalnością, mnożenie liczby zabitych i sposobów ich uśmiercania. Często ma się przy tym wrażenie, że zabiegi te mają tylko na celu przekroczenie kolejnych granic, zaś w swej istocie nie wnoszą nic do postępu akcji powieści. To niezwykle frapujące, że po wszystkich doświadczeniach poprzednich wieków śmierć w literaturze zostaje w dużej mierze sprowadzona do obrazu przerysowanego, nierzeczywistego zdarzenia, dotykającego bohaterów na tyle nieistotnych, że ich charakterystyki są ledwo zarysowane przez autora. Być może jednak jest to właśnie wyraz naszej współczesnej kultury, spychającej świadomość naszego własnego, indywidualnego końca gdzieś w zakamarki duszy? Być może jest to więc współczesna forma oswajania grozy śmierci?
Życiodajna
Mimo wszystko wiek XX przyniósł też inne próby spojrzenia na problem śmierci i przemijania, motywowany religijnie i niewykluczający ze swej perspektywy Boga. Dla mnie mistrzem takiego spojrzenia pozostaje angielski noblista Thomas Stearns Eliot. W pochodzącym z 1927 r. (roku swego chrztu) wierszu Podróż magów opisuje w metaforyczny sposób drogę swojego nawrócenia. Droga Trzech Królów do Nowonarodzonego okazuje się jednocześnie drogą ich wewnętrznego umierania, uśmiercania starego człowieka w sobie, by narodzić się na nowo. Nie jest to proces łatwy, jak pokazuje poeta, nie można już po jego przejściu bezboleśnie wrócić do uprzedniego życia, ale jak stwierdza: „powtórzyłbym to i dziś”. Motyw życiodajnego umierania powraca także i później w jego twórczości, dając czytelnikom szansę na ponowne ujrzenie w śmierci procesu, który choć bolesny, jest w istocie częścią życia, bramą, za którą dzięki Chrystusowi otwiera się wizja wieczności.