Logo Przewdonik Katolicki

W obronie wartości

Natalia Budzyńska
Fot.

Dziewięćdziesiąta rocznica urodzin Zbigniewa Herberta, znakomitego polskiego poety, zmarłego w 1998 r., prowokuje do prób odczytania jego twórczości na nowo. Chociażby po to, by zachować świeże spojrzenie, by nam i młodemu pokoleniu nie spowszedniał, nie zamienił się w spiżowy pomnik.

Twórczością Herberta zawładnęła polityka: najpierw w latach 80., kiedy łatwo było odczytywać jego wiersze jako komentarz do tego, co się w Polsce działo. To był poeta wszystkich tych, którzy mieli siłę, by przeciwstawiać się komunistycznej władzy. Jednak byłoby z dużą szkodą dla całej jego twórczości, gdybyśmy na tej jednowymiarowej politycznej wymowie jego poezji się zatrzymali. Tak, Herbert był moralistą, świat był dla niego biało-czarny, wymagał prawości, choć doskonale zdawał sobie sprawę z ułomności ludzkiej natury. W 90. rocznicę urodzin poety w Warszawie zaplanowano trzydniowe obchody i konferencję, która ma odpowiedzieć na pytania o Herberta dzisiaj. Czy jego dzieło wychyla się z ram swojego czasu? Czy jest istotną częścią naszej współczesności? Czy pisarstwo autora Raportu z oblężonego Miasta również dziś jest żywe i inspirujące? Czy to, jak Herbert patrzył na świat, jak go rozumiał, ciągle jest istotnym punktem odniesienia, czy pozostaje koniecznym kontekstem naszego sposobu postrzegania i odczuwania rzeczywistości? Czy nadal może być impulsem dla twórczej myśli i poznającej wyobraźni? A jeśli tak jest, to jakie myśli uruchamia to dzieło? W jaki ruch je wprawia? Jakie otwiera perspektywy? Co przywołuje? Co przesłania?  – takie pytania przyświecać będą spotkaniom, na które zostali zaproszeni badacze literatury i poeci. 

 

Wybory

Zbigniew Herbert urodził się we Lwowie w 1924 r. i choć jego rodzina miała międzynarodowe korzenie, to wychowany był w klimacie głęboko patriotycznym. Przeżył dwie okupacje Lwowa: radziecką i niemiecką, imał się różnych zajęć: m.in. był „karmicielem wszy”, co zabezpieczało przed wywózką. W czasie okupacji zdał tajną maturę i był związany z Armią Krajową. Ta sprawa jednak do końca jego życia nie została wyjaśniona i przez lata była powodem różnych nieporozumień. Czy był w podchorążówce, w jakich akcjach brał udział, czy rany, które odniósł miały z tym jakiś związek? Herbert wspominał, że był przeciwny rozkazowi pułkownika Radosława, by się ujawnić po wojnie i nie zrobił tego. W każdym razie czuł pokoleniową i losową więź z chłopcami z AK, a potem w wolnej Polsce zawsze bronił honoru i sensu walki w powstaniu warszawskim. W 1944 r. przeniósł się z rodzicami do Krakowa, a po wojnie – pod wpływem ojca – rozpoczął studia prawnicze i handlowe. Prawo ukończył w Toruniu, jednocześnie studiując na Wydziale Filozofii. Studia filozoficzne kontynuował w Warszawie. W latach 50. publikował swoje teksty w pismach o charakterze katolickim, m.in. w tygodniku „Dziś i Jutro”. Choć był wielokrotnie namawiany – nigdy nie wstąpił do PAX-u. Nie wahał się wystąpić ze Związku Literatów Polskich w Sopocie z powodów ideologicznych i moralnych. Dostał za to „propozycję nie do odrzucenia”, by zostać prokuratorem wojskowym. Miał odwagę odmówić i tułał się po kraju, uciekając przed opiekuńczą władzą. Rezygnując z ciepłych posadek w PAX-ie i ZLP, klepał biedę. Pracował więc w Inwalidzkiej Spółdzielni Emerytów Nauczycieli, potem w „Torf–projekcie”, zarabiał na chleb, oddając krew. Za wiersz Ornamentatorzy, opublikowany na początku lat 60., poobrażali się literaci, którzy rozpoznali siebie wśród „sztukatorów” współpracujących ze zbrodniczym reżimem. W latach 60. kilkakrotnie wyjeżdżał na Zachód dzięki stypendiom, jeździł na odczyty i festiwale, i choć za każdym razem nie miał ochoty wracać do „Ubekistanu”, to jednak zawsze wracał. Wydawał kolejne tomiki poezji, drukował wiersze w „Tygodniku Powszechnym”, był coraz bardziej znany na Zachodzie.

 

Pan Cogito

„Wymyśliłem tę postać, żeby mówiła za mnie, bo sam nie bardzo lubię bezpośrednich zwierzeń. Ale nie zawsze się z nią zgadzam” – wyjaśniał poeta. Stawiał Pana Cogito w różnych sytuacjach życiowych. Po raz pierwszy pojawił się w tytule tomiku z 1974 r. i stał się charakterystycznym bohaterem jego wierszy. Kiedy w „Tygodniku Powszechnym” ukazał się wiersz Przesłanie Pana Cogito, uważany za najważniejszy utwór Herberta, cały nakład wykupiono w ciągu godziny! Bo rzeczywiście, to jeden z największych polskich wierszy. Trafnie jednak zauważa inny polski poeta Adam Zagajewski: „Jest to wiersz w Polsce tak sławny, że niektórzy mniej uważni czytelnicy – zdarzają się między nimi znani pisarze – reagują niecierpliwie na sam dźwięk tytułu, tak jakby Przesłanie było utworem demagogicznym, ideologicznym, niemającym nam już nic do powiedzenia, wyczerpanym przez łapczywe interpretacje (…)”. Niezwykła wartość tego wiersza – i w ogóle poezji Herberta – tkwi właśnie w tym, że jest wciąż aktualna. Albowiem nie opisuje konkretnej sytuacji politycznej, ale naturę ludzką, skłonną do niewłaściwych wyborów, do niskich pobudek, do upadku. Herbert dodaje otuchy, wskazuje kierunek, nazywa po imieniu. Ta upadła ludzka kondycja to sytuacja uniwersalna, potrzebuje dekalogu. Przesłanie Pana Cogito to próba takiego pozareligijnego dekalogu, kilka nakazów i żadnej obietnicy zwycięstwa. Mówi dalej Adam Zagajewski: „Poezja Herberta wciąż ucieka z więzienia, z więzienia ideologii, z twierdzy pietropawłowskich sklerotycznych przekonań. Jednocześnie sławi wierność, tak, ale wierność nie jest, nie może być ideologią, raczej cnotą”.

My, barbarzyńcy

Trzeba pamiętać o Herbercie eseiście, Barbarzyńca w ogrodzie, Martwa natura z wędzidłem czy pośmiertnie wydane Labirynt nad morzem to wspaniałe przykłady prozy. Herbert był wrażliwym obserwatorem, refleksje z podróży do Francji, Grecji, Włoch to poszukiwanie korzeni naszej europejskości. Jesteśmy barbarzyńcami w ogrodzie wielkiej kulturowej tradycji. Jak przyjemnie jest czytać te szkice, to mistrzostwo języka, ta głębia, z jaką odczytywał dzieła sztuki i architektury oraz ludzkie losy. Zakładał, że dawna sztuka była częścią nadrzędnego ładu – teraz utraconego. „To my jesteśmy ubodzy, bardzo ubodzy. Znakomita część sztuki współczesnej opowiada się po stronie chaosu, gestykuluje w pustce albo mówi o historii własnej jałowej duszy” – pisał w jednym z esejów. W czasach przedkomputerowych, kiedy w księgarniach trudno było kupić jakąkolwiek dobrą książkę, przepisywałam wiersze i fragmenty prozy Herberta. Uczyłam się na nim historii kultury i cnoty wierności.

 

Czy w XXI w. moralizm Herberta jest potrzebny? Kiedyś miał bardzo jednoznaczny kontekst polityczny. Herbert stawał po stronie poniżonych i pokrzywdzonych, wołał, że „naczelne wartości dawnej etyki obowiązują nadal”, wyliczał: miłość, honor, litość, współczucie, poświęcenie, dumę. W latach 80. chętnie tego słuchaliśmy, dzisiaj to cnoty niemodne, wyśmiewane, wyzwalające co najwyżej cynizm. Herbert trafił do podręczników języka polskiego, jest tam interpretowany według klucza. Jak każdy „podręcznikowy” poeta nie wzbudza emocji. Po śmierci starano się go zredukować do poety politycznego, walczącego z komuną. Herbert walczył tymczasem z nijakością i relatywizmem – największymi grzechami współczesności. Pisał: „Wierzę, że są rzeczy piękne i brzydkie, dobre i złe, szlachetne i podłe, i biada takim strukturom, w których te granice zostaną zatarte w imię czegokolwiek”. Josif Brodski, noblista, wspaniały eseista i poeta, słusznie zauważał: „Krótkowzrocznością byłoby wszak zredukować poetę do roli bojownika walczącego z dwoma straszliwymi systemami politycznego ucisku, jakie znało nasze stulecie. To nie one są prawdziwym wrogiem poety, lecz wulgarność ludzkiego serca, która zawsze tworzy uproszczoną wersję ludzkiej rzeczywistości”. Dobrze byłoby spojrzeć na twórczość Herberta jako na lekarstwo przeciwko „wulgarności ludzkiego serca”, to się w dzisiejszych czasach bardzo przyda. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki