Logo Przewdonik Katolicki

Prosić o cud

Monika Białkowska
Fot.

Jego proces beatyfikacyjny zakończył się pięć lat temu. Aby mogła odbyć się uroczystość beatyfikacji, potrzeba już tylko jednego: cudu. Aby zaś mógł stać się cud, potrzeba ludzkiej modlitwy.

Proces beatyfikacyjny pochodzącego z Szaqdłowic ks. Ignacego Posadzego zakończył się w 2009 r. 6 maja w rodzinnej parafii Sługi Bożego odprawiona została dziękczynna Eucharystia.

 

Człowiek drogi

Miejsce urodzenia kształtuje ludzką mentalność. Ludzie z małych miasteczek przy ruchliwych drogach będą mieli w sobie tęsknotę za tym, dokąd owe drogi prowadzą, będą szukać innych miejsc, ich serce wyrywać się będzie ku nowemu. Być może już miejsce urodzenia ks. Ignacego Posadzego ukształtowało jego myślenie i pragnienia tak, że z małych, przydrożnych Szadłowic wyrósł na międzynarodowego apostoła?

Urodził się w lutym 1898 r. Jego rodzice, Jakub i Katarzyna, byli ludźmi bardzo pobożnymi i wielkimi patriotami, którzy starali się przekazać dzieciom te same wartości. W pokoju stała figura Serca Jezusowego, przy której często modliła się cała rodzina. Ignacy miał zaledwie sześć lat, kiedy po raz pierwszy spotkał się z Historią przez wielkie „H”, biorąc udział w rozpoczętym przez dzieci wrzesińskie strajku. On sam wraz z innymi uczniami szkoły w Szadłowicach odmówił uczenia się religii po niemiecku. Kilka lat później wyjechał do Inowrocławia, żeby uczyć się w tamtejszym Gimnazjum im. Jana Kasprowicza. Kiedy zdał maturę – a zdawało ją niewielu Polaków, od których wymagano wówczas dużo więcej – postanowił wstąpić do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu. I wojna światowa przerwała naukę. Seminarium zamieniono na szpital, a klerycy kontynuowali studia w Münster i Fuldzie, dopiero po wojnie wrócili do Gniezna i Poznania.

 

Emigranci

Wojna i zagraniczne studia okazały się dla Ignacego momentem przełomowym i wyznaczającym kierunek jego powołania. W Niemczech spotykał przebywających na emigracji Polaków, którzy z zaboru rosyjskiego przyjeżdżali do prac sezonowych. Widział trudności, z jakimi się borykali i przeżywał bardzo ich biedę duchową, wynikającą z bycia na obczyźnie, z daleka od opieki kapłanów. Ich problemy przejęły go na tyle, że chciał właśnie im poświęcać swój czas i talenty. Wraz ze swoimi kolegami klerykami, na ile mógł, starał się ich odwiedzać, rozmawiać, odprawiać nabożeństwa Słowa Bożego. Robił, co mógł i czekał na czas, kiedy będzie mógł robić jeszcze więcej.

Zanim jednak mógł zająć się emigrantami, musiał wrócić do kraju i przyjąć święcenia. Stało się to w lutym 1921 r. w gnieźnieńskiej katedrze. Po święceniach ks. Ignacy skierowany został do pracy w poznańskiej farze, następnie został mianowany prefektem w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Poznaniu. Doceniono również jego talenty literackie: został redaktorem miesięcznika „Biblioteka Kaznodziejska” oraz „Wiadomości dla Duchowieństwa”. Był członkiem Związku Literatów Polskich. Pisał głównie o losach polskich emigrantów, wśród których spędzał każde wakacje – chciał, by ludzie w kraju, podobnie jak on, przejęli się losem tych, którzy zmuszeni byli żyć na obczyźnie.

 

Zgromadzenie

Jego troska o emigrację była jednak znana przełożonym i czekała, by się wypełnić. W 1929 r. prymas Polski kard. August Hlond wysłał ks. Ignacego w podróż do Brazylii, Urugwaju i Argentyny, by tam na miejscu poznał warunki życia polskich emigrantów. Okazało się, że sporadyczne wyjazdy księży nie są wystarczające, by zaspokoić duchowe potrzeby wiernych na obczyźnie: potrzeba pracy bardziej systematycznej. Trzy lata później właśnie ks. Ignacemu, jako najbardziej zorientowanemu w temacie, powierzono więc założenie nowego, męskiego zgromadzenia zakonnego, którego celem miała być troska o Polaków poza granicami kraju. Ks. Ignacy do propozycji nie podszedł entuzjastycznie. Problemy Polonii były mu bliskie, ale wyjazdy bardzo go męczyły, uważał też, że nie ma wystarczających zdolności organizacyjnych, żeby podołać temu dziełu. Poprosił o kilka dni do namysłu i poszedł porozmawiać ze swoim spowiednikiem. Wspominał potem: „Z ciężką głową opuszczałem rezydencję księdza prymasa. Zdawałem sobie sprawę z tego, że w księdze mojego życia odwraca się nowa, ważna karta. Tegoż dnia poszedłem do spowiedzi św., by poradzić się mojego kierownika duchowego. Z ust jego usłyszałem słowa zachęty do obrania tej woli Bożej. Odwiedziłem również mojego lekarza. Powiedziałem mu, że mój ordynariusz zamierza powierzyć mi funkcje, z których w przyszłości zrzec się byłoby rzeczą trudną. Orzeczenie jego brzmiało, że zdrowie moje jest raczej słabe i że na razie trudno ustalić, jak długo służyć mi będzie. Można tylko zaryzykować”.

Po dziesięciodniowych prywatnych rekolekcjach, które odprawił w pustelni św. Jana z Dukli, zdecydował się przyjąć polecenie prymasa.

Nowe zgromadzenie przyjęło nazwę Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców, a ks. Ignacy złożył śluby zakonne i w 1933 r. został mianowany przełożonym generalnym. Pierwszy dom zgromadzenia powstał w Potulicach k. Nakła. Ks. Ignacy korzystał z pomocy mieszkających w pobliżu księży pallotynów, zaprzyjaźnił się z o. Maksymilianem Kolbe i od niego uczył się, jak tworzyć własne wydawnictwo, drukarnię i warsztaty rzemieślnicze. Wydawał książki i czasopisma – i nieustannie jeździł, by spotykać się z Polakami na Filipinach, w Chinach, Japonii, Korei, Związku Radzieckim, we Francji, Wielkiej Brytanii.

 

Bądźcie dobrzy

Pracę przerwała II wojna światowa, ale ukrywający się przed okupantem ks. Ignacy nadal skutecznie kierował zgromadzeniem. Mimo wojny aż 43 kleryków udało mu się doprowadzić do święceń kapłańskich. W 1942 r. uzyskał zgodę na prowadzenie pracy duszpasterskiej w obozach przejściowych dla Polaków wywożonych na przymusowe roboty do Rzeszy.

Po wojnie okazało się, że nowe zgromadzenie jest znów bardzo potrzebne. Księża i bracia wyjeżdżali najpierw na Ziemie Odzyskane. Posyłając ich tam kard. Hlond mówił: „Pójdziecie w warunki ciężkie. Ciężkie dla tego ludu, który się osiedla na Zachodzie, aby sobie budować nową zagrodę. Lud jest niespokojny, podrażniony, bo stwarza sobie byt wśród wielkich trudności. On na księdza patrzy jak na doradcę, jak na opiekuna, jak na ojca. Koło tego kapłana się skupia. Była u mnie delegacja z tamtych terenów. Powiedziano mi: Jesteśmy tam i trzymamy się, bo mamy księdza. Otóż, moi kochani, idźcie do nich z pełnym, kapłańskim, zakonnym sercem, sercem ojca godnego zaufania. Bądźcie dobrzy dla nich”.

Misje wśród Polonii zagranicznej stały się możliwe na powrót po 1956 r.

W 1959 r. w Morasku k. Poznania powstała żeńska gałąź Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej – Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. Ks. Ignacy poświęcał siostrom wiele czasu, spotykał się z nimi, głosił konferencje, interesował się każdą przyjmowaną do zgromadzenia kandydatką, pamiętał o siostrach każdego dnia w godzinie Apelu Jasnogórskiego.

W 1968 r. ks. Ignacy złożył rezygnację z funkcji przełożonego generalnego – ze względu na wiek chciał oddać się już tylko modlitwie i duchowemu przewodzeniu zgromadzeniu. Zmarł 17 stycznia 1984 r. w Puszczykowie.


 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki