Logo Przewdonik Katolicki

Franciszkowe mieszanie w polityce

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Nikt nie może powiedzieć: Ja nie mam z tym nic wspólnego, to oni rządzą. Nie można umywać rąk, Dobry katolik miesza się do polityki to trzy zdania papieża Franciszka, które krótko i trafnie oddają jego stosunek do polityki.

„Nikt nie może powiedzieć: Ja nie mam z tym nic wspólnego, to oni rządzą”. „Nie można umywać rąk”, „Dobry katolik miesza się do polityki” – to trzy zdania papieża Franciszka, które krótko i trafnie oddają jego stosunek do polityki.

Nie ma tak naprawdę tygodnia, w którym Ojciec Święty nie spotykałby się z którymś ze światowych polityków albo nie reagował na bieżące wydarzenia rozgrywające się na świecie. No cóż, jako głowa Kościoła jest jednocześnie przywódcą państwa watykańskiego – ze wszystkimi wiążącymi z tym zobowiązaniami międzynarodowymi oraz uwarunkowaniami politycznymi. Głos papieża w polityce jest więc tradycyjnie zawsze donośny i z wielką uwagą wysłuchiwany nawet przez tych, którym z Kościołem na co dzień raczej „nie po drodze”. I dlatego postanowiłem wybrać trzy, moim zdaniem najbardziej symboliczne wydarzenia, składające się na polityczny wymiar pierwszego roku pontyfikatu Franciszka.

 

Najpierw była Lampedusa

„Kardynał ubogich”, „Biskup z ludu”, „Pasterz, który pachnie tak jak jego owce” – takie  głosy pojawiły się zaraz po informacji o wyborze papieża z Argentyny, zwracając tym samym uwagę na jego szczególną wrażliwość społeczną. I nie były to bynajmniej opinie na wyrost, co dobitnie potwierdziła pierwsza podróż apostolska nowego papieża. Bo Franciszek nie pojechał do miejsca szczególnego kultu religijnego, ani z okazji jakiegoś doniosłego kościelnego wydarzenia. Udał się po prostu tam, gdzie był w danym momencie najbardziej potrzebny i gdzie znajdowali się ludzie opuszczeni przez możnych tego świata. Pojechał na Lampedusę... Ta maleńka włoska wyspa, nazywana główną „bramą do Europy”, urosła do rangi prawdziwego symbolu; to tam przybijają najczęściej nielegalni imigranci z Afryki, uciekający przed głodem, biedą, wojnami, chorobami i brakiem jakichkolwiek życiowych perspektyw. Lampedusa stała się więc wielkim wyrzutem sumienia dla europejskich polityków, których los afrykańskich imigrantów ewidentnie niespecjalnie obchodzi.

Co innego jednak Franciszek. Bezpośrednim impulsem jego pielgrzymki na Lampedusę był tragiczny pożar na jednym ze statków, w którym przemycano stłoczonych jak sardynki ludzi, w efekcie czego zginęło prawie czterystu uciekinierów z Afryki. Papież chciał oddać im cześć, a także wszystkim tym, którzy ponieśli śmierć na Morzu Śródziemnym w drodze do europejskiej „Ziemi Obiecanej”; oblicza się, że od początku lat 90. zginęło w ten sposób około 20 tys. osób! Przerażająca liczba.

W Lampedusie Ojciec Święty powiedział: „Kto zapłakał nad tymi, którzy byli na łodzi? Nad młodymi matkami z dziećmi? Nad mężczyznami, którzy chcieli wesprzeć swoje rodziny?” – pytał papież, oskarżając świat o „globalizację obojętności”. Zwróćmy przy tym uwagę na fakt, że do Lampedusy nie raczył pofatygować się po tragedii żaden ze znaczących europejskich polityków (pomijając Włochów, ale oni czynili to niejako z urzędu, jako zarządzający wyspą). Przeciwnie – to właśnie wśród polityków dało się wcześniej słyszeć haniebne głosy przestrzegające przed „ludzkim tsunami” mającym rzekomo grozić Europie w postaci właśnie afrykańskich imigrantów. Z tych właśnie powodów Msza św. sprawowana przez papieża na Lampedusie stała się wielkim przebłagalnym nabożeństwem za grzechy wobec imigrantów. Franciszek modlił się wówczas: „Prosimy o przebaczenie dla tych, którzy wygodnie zamknęli się we własnym dobrobycie znieczulającym serce. Prosimy o wybaczenie dla tych, którzy przez swoje decyzje na poziomie światowym stworzyli sytuacje, które prowadzą do takich dramatów”. Paolo Rodari, watykanista dziennika „La Repubblica”, stwierdził później, że tego dnia Franciszek wygłosił najostrzejsze kazanie swego pontyfikatu, równie wstrząsające jak apel Jana Pawła II skierowany ongiś na Sycylii do ludzi mafii.

 

Wymodlony pokój

Od pierwszego dnia pontyfikatu do papieża z Argentyny przylgnął więc przydomek „papież ubogich” wywodzony przede wszystkim od przyjętego przezeń imienia Biedaczyny z Asyżu. Tymczasem sam papież wskazywał, że Franciszek z Asyżu był nie tylko człowiekiem troski o ubogich, ale także człowiekiem pokoju. Dał temu wyraz zwłaszcza podczas ubiegłorocznego konfliktu w Syrii. To był jeden z najbardziej gorących jak do tej pory momentów obecnego pontyfikatu. Po oskarżeniach pod adresem syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada o użycie broni chemicznej wobec opozycji Bliski Wschód stanął na krawędzi kolejnej krwawej międzynarodowej wojny. I właśnie wtedy papież – w reakcji na zapowiadaną interwencję militarną Stanów Zjednoczonych wezwał do modlitewnego czuwania i postu w intencji pokoju w Syrii i na Bliskim Wschodzie. „My powodujemy, że w każdej formie przemocy i w każdej wojnie odradza się Kain. My wszyscy! I również dziś kontynuujemy tę historię walki z tym, kto jest naszym bratem. Również dziś pozwalamy, by kierowały nami bożki egoizmu, naszych interesów” przestrzegał Ojciec Święty w płomiennej homilii.

Coraz bardziej dramatyczna sytuacja na Bliskim Wschodzie sprawiła jednak, że Franciszek podjął także bardziej bezpośrednie działania dyplomatyczne. W liście do prezydenta Rosji Władimira Putina, jako gospodarza ubiegłorocznego szczytu państw G20, zaapelował o pokojowe rozwiązanie konfliktu. Kategorycznie sprzeciwił się także interwencji militarnej i wezwał najbogatsze państwa świat, aby porzuciły „daremną pogoń za rozwiązaniem zbrojnym” oraz zapobiegły „bezsensownej masakrze”. Według argentyńskich mediów papież miał także rozmawiać w tej sprawie telefonicznie – choć Watykan nie potwierdził tego oficjalnie – z przywódcami m.in. Francji, USA, a także z samym Baszarem el-Asadem, którego Franciszek prosił podobno, aby powstrzymał ataki na rebeliantów i prowadził „bardziej pojednawczą politykę”. Ostatecznie do wojny w Syrii nie doszło.

Równie zdecydowanie papież zareagował kilkanaście dni temu, kiedy na ukraińskim Majdanie Niepodległości polała się krew. Franciszek momentalnie, w czasie nadzwyczajnego konsystorza, wezwał do modlitwy za Ukrainę i wyrażenia solidarności z tamtejszymi kardynałami, wiernymi i całym narodem ukraińskim. Uczynił to zresztą w charakterystycznym dla siebie, spontanicznym stylu: „Może dobrze byłoby przesłać to orędzie w imieniu wszystkich? Czy się zgadzacie z tym wszyscy?” zapytał papież zgromadzonych kardynałów, a ci odpowiedzieli oklaskami.

 

Obywatel Argentyny

Nie możemy również zapominać o szczególnej pozycji, jaką „papież z drugiego końca świata” cieszy się w swojej ojczyźnie. Argentyńczycy, zmęczeni dziesięcioleciami niestabilnych rządów, wszechobecnej korupcji i przemocy, patrzą dziś na Franciszka jako na jedyny wiarygodny drogowskaz, nie tylko w sprawach duchowych, ale także społecznych. Jeszcze jako metropolita Buenos Aires przyszły papież zasłynął zresztą jako „głos sumienia” krytykujący władze Argentyny za brak poszanowania demokratycznych reguł i zaniedbywanie działań na rzecz likwidacji nierówności społecznych. Głośno sprzeciwiał się także uchwaleniu ustawy legalizującej związki homoseksualne i przyznającej im prawo do adopcji dzieci. Zachowując wszelkie proporcje – wybór kard. Jorge Mario Bergoglio był więc dla Argentyny tym, czym dla Polski wybór Karola Wojtyły. Nieprzypadkowo, zaraz po

ogłoszeniu wyników konklawe otoczenie lewicowej prezydent Argentyny Cristiny Kirchner miało podobno wykrzykiwać: „Nie może być!”, „Nie mogliśmy mieć większego pecha!”.  

Wszyscy spodziewali się zatem, że między Buenos Aires a Watykanem zapanuje teraz raczej „zimna wojna”. Tymczasem nic z tego nie było żadnej małostkowości ze strony papieża. Franciszek nie tylko zarezerwował dla Pani Prezydent swoją pierwszą prywatną audiencję (rozmowa w cztery oczy trwała 15–20 minut i miała charakter ściśle prywatny), ale także zaprosił ją później na obiad – wykonując gest zupełnie niespotykany w papieskim protokole.

Kilkanaście dni temu Ojciec Święty uczynił jeszcze inny ważny gest. „Papież Franciszek chce podróżować po świecie jako obywatel Argentyny i z tego powodu poprosił władze swej ojczyzny o nowy paszport i dowód osobisty” – poinformował argentyński minister spraw wewnętrznych Florencio Randazzo. To także bardzo symptomatyczne. Ojciec Święty pokazuje bowiem, że jest nie tylko jest papieżem Franciszkiem, ale pozostaje nadal dawnym Jorge Mario Bergoglio, argentyńskim obywatelem bardzo zatroskanym o losy swojej ojczyzny. Tutaj również widać ogromne podobieństwo między obecnym papieżem a Janem Pawłem II. I podobnie jak papież Polak, tak i Franciszek powtarza dziś politykom: „Rządzący, który nie kocha, nie może rządzić; może najwyżej wymuszać dyscyplinę, wprowadzać trochę porządku, ale nie rządzić. (…) A każdy mężczyzna czy kobieta, która ma objąć posługę rządzenia, powinni postawić sobie następujące dwa pytania: Czy kocham mój lud, by lepiej jemu służyć? Czy jestem pokorny/-a i słucham innych różnych opinii, aby obrać najlepszą drogę? Jeśli on czy ona nie będą stawiali sobie tych pytań, to takie rządy nie będą dobre”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki