„W południowej wieży katedry znajduje się pomieszczenie dla sprzętu liturgicznego kościoła prymacjalnego, metropolitalnego. Skarbiec jest pomieszczeniem niewielkim, o wymiarach 5,30 x 3,95 x 2.28. Sklepiony jest kolebką, wzmocnioną za pomocą dodatkowego, żelbetowego sklepienia o grubości 1 m. Od strony zachodniej grube, warowne mury skarbca przebija wąski otwór okienny, zaopatrzony w potrójną, stalową kratę i stalowe okiennice. Posadzka w skarbcu jest cementowa. Oświetlenie elektryczne. Sprzęty liturgiczne umieszczone są w oszklonej, trójdziałowej szafie, sprawionej za rządów arcybiskupa Floriana Oksza Stablewskiego”.
Grabione, wywożone
„W ciągu wieków zabytkowy sprzęt liturgiczny padał ofiarą grabieży Czechów (1038), Krzyżaków (1331), Szwedów (1655) i Niemców (1939) – pisał dalej ks. Palewodziński. – Niepowetowaną szkodę Kościołowi i Narodowi wyrządziła w I ćwierci XX wieku kradzież złotego relikwiarza z czaszką św. Wojciecha, złotej monstrancji i sześciu złotych kielichów prymasowskich wraz z złotymi patenami. Kradzież dokonana została w dniu 11 lipca 1923 roku pomiędzy godziną 11 i 12 przed południem przez niewykrytych sprawców, którzy posługiwali się podrobionym kluczem. Nie bez winy jest ówczesny zakrystian Gozdowski, który stwierdziwszy rankiem 12 lipca popełnione świętokradztwo, nie doniósł o tym natychmiast władzy duchownej, lecz czekał z smutną wieścią wieczora, co wielce utrudniło tropienie sprawców.
Podczas ostatniej wojny z Niemcami w 1939 roku zagrabili cenniejsze kielichy, monstrancje, relikwiarze, pacyfikały, krzyże biskupie, pierścienie i inne kosztowności, które wywieźli najpierw do Poznania, potem do Berlina i wreszcie do kopalni soli w Grasleben koło Brunszwiku w Niemczech Zachodnich.
Po ustaniu wojny w 1945 roku VII armia amerykańska generała Patrona odkryła w chodnikach kopalni Grasleben kosztowności diecezji gnieźnieńskiej, poznańskiej, chełmińskiej, płockiej i łódzkiej i po czasowym przetrzymaniu w Wiesbadenie przekazała je rządowi polskiemu”.
Odzyskane
„Przez długie lata trwała inwentaryzacja sprzętu liturgicznego na Wawelu. Nieustanne starania i kołatania u Rządu i władz muzealnictwa polskiego, podejmowane przez Prymasa Polski Stefana kard. Wyszyńskiego sprawiły, że sprzęt liturgiczny zwrócony został prawowitym właścicielom, aby służył celom kultowym – tłumaczył dalej ks. Palewodziński. – Tak więc po dziewiętnastu latach tułaczki wróciły na dawne miejsce w skarbcu katedralnym gnieźnieńskim sprzęty liturgiczne w umniejszonej ilości, z odłamaniami, słowem skaleczałe na skutek poniewierki, spowodowanej przez najeźdźców spod znaku złamanego krzyża. Przedmiotom kultu nie zostały – jak ludzkości – zaoszczędzone losy okrutnej wojny.
Na zlecenie Prześwietnej Kapituły Prymasowskiej niżej podpisany zajął się sporządzaniem inwentarza argenterii skarbca katedralnego. Przedmiotem opracowań inwentaryzacyjnych miał być wyłącznie skarbiec, lecz byłby to zakres zbyt ciasny, gdyż również poza skarbcem są w katedrze wyroby złotnicze o niepośledniej wartości artystycznej: stąd dołączony został sprzęt liturgiczny, znajdujący się w skarbczyku zakrystii prałackiej oraz te obiekty rękodzielnictwa złotniczego, które posiadają charakter zabytkowy, artystyczny, historyczny lub pamiątkowy, a znajdują się poza skarbcem i skarbczykiem. Dla ułatwienia przyszłych sprawdzeń wykaz obiektów liturgicznych ułożony został według porządku alfabetycznego, co może być z krzywdą hierarchicznego pierwszeństwa obiektów wartościowych i starszych, którym zwykle historycy sztuki wyznaczają przedniejsze miejsce”.
Spisane
Pod powyższym wstępem ks. Palewodziński złożył swój odręczny podpis 1 marca 1960 r. Dalej – w kilku niewielkich książeczkach, pisanych pracowicie na starej maszynie, wielkie skarby archidiecezji gnieźnieńskiej opisane są ze szczegółami, które zadziwiają do dziś. Np. łańcuch od pektorału, pochodzący z około 1880 roku, wykonany ze złota. „Bogato granulowany. Na jedno ogniwo przypada 14 złotych kołeczek, przylutowanych do złotej blaszki. Granulacje tworzą motyw kwiatu sześciopłatkowego, z kielichem w środku. Ogniw w 14 kuleczkami jest 226. Razem jest 3185 kuleczek, których przylutowanie wymagało benedyktyńskiej cierpliwości. W 1939 r. łańcuch został przez Niemców zrabowany i wywieziony do Grasleben. Odzyskany 25 lutego 1958 r.”.
Musiał pewnie ks. Palewodziński pracowicie odliczać owe złote kuleczki do ponad trzech tysięcy, bo przecież inaczej liczby tak dokładnej by nie podał…
Ale banalne byłoby, gdyby opracowania dotyczące skarbca sprowadzić wyłącznie do liczenia złotych kuleczek, zdobiących łańcuchy. Ks. Palewodziński zrobił bowiem zestawienie całego zachowanego po wojnie sprzętu. Więcej nawet – zrobił również wykaz ubytków, czyli tego wszystkiego, co w Gnieźnie niegdyś się znajdowało, a później zaginęło, zostało skradzione lub sprzedane. Przygotował – jak to miał w zwyczaju – słowniczek wyrazów technicznych z zakresu jubilerstwa. Sporządził nawet indeks złotników, którzy kiedykolwiek wykonali lub naprawiali sprzęt liturgiczny dla katedry gnieźnieńskiej. Indeks ten liczy ponad stu rzemieślników: to nie tylko ich nazwiska, ale również wyrysowane pracowicie wprawną ręką ks. Palewodzińskiego znaki, jakimi jubilerzy znaczyli swoje dzieła.
Opowiedziane
Praca ks. Palewodzińskiego to nie tylko prosty katalog, w którym znalazło się wszystko, od wielkich relikwiarzy i cennych kielichów po najmniejsze nawet lampy i łyżeczki. To więcej niż katalog: bo wyczytać w nim można wielkie historie.
Na przykład historię o tym, jak to niegdyś kanonicy fundowali dla swojej katedry cenne dary. W 1623 r. kanonik Piotr Gwiazdowski ofiarował srebrną miednicę z nalewką, wielki srebrny kałamarz, złocisty kielich z pateną i lichtarzyk, wszystko pięknej, rzymskiej roboty. W następnym roku podarował jeszcze dwa srebrne lichtarze na ołtarz św. Wojciecha. Los tych darów jest nieznany.
Inna historia: jak to król Władysław Jagiełło po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem podarował dla gnieźnieńskiej katedry złocony relikwiarz, dyptyk w formie książki, ze scenami Męki Pańskiej oraz Krzyżaka, klęczącego przez obrazem Maryi. Relikwiarz wykonany był w 1388 r. na rozkaz mistrza krzyżackiego Thile, komtura z Lorich, a w 1838 r. podarowany przez kapitułę królewiczowi pruskiemu Fryderykowi Wilhelmowi IV. Ten przekazał go do skarbca zamkowego w Malborku.
Albo jeszcze inna: o relikwiarzu św. Stanisława, podobnym do świętowojciechowego, w kształcie ręki, wykonanym ze srebra i złoconym. Do relikwiarza jedwabną nicią przywiązany był sygnet św. Stanisława, znaleziony w jego grobie. Wszystko to w 1655 roku skradli Szwedzi.
Wielkie i małe
Ks. Palewodziński spisywał rzeczy wielkie i małe. Pisał o włóczni św. Maurycego, o wielkim darze całej zastawy ołtarzowej z 1962 r., którą przekazał abp. Mieczysławowi Ledóchowskiemu król Belgów Leopold I; o zaginionym, barokowym kielichu mszalnym abp. Wawrzyńca Gembickiego, szczerozłotym i zdobionym 205 rubinami, szmaragdami i diamentami. Obok tych wielkich i historycznych darów pojawiają się również drobiazgi: dzwonek do chorągwi, kupiony za 7 srebrnych groszy i stłuczony między 1850 a 1852 r.; kryształowy kociołek do wody święconej, szkatułka do przechowywania paliusza, która prawdopodobnie została skradziona przez Niemców w czasie II wojny, złote serduszko, które w 1597 r. podarowała św. Wojciechowi księżna kurlandzka, czy przenośny piecyk ołtarzowy w kształcie kuli, z herbem kard. Fryderyka Jagiellończyka i godłem kapituły metropolitalnej.