Spotkałam się z terminem „życie wirtualne” na określenie korzystania z internetu czy telefonów komórkowych. Wydaje się nam coraz częściej, że to wirtualne życie wypiera normalne kontakty między dziećmi.
Z komórką na urodziny
Znajomi byli zszokowani faktem, że na urodzinach córki część gości siedziała z boku zajęta swoimi telefonami komórkowymi. Warto jednak zdać sobie sprawę, że zupełnie inaczej to wygląda z perspektywy naszych dzieci. Ich zachowania są tak naprawdę takie same jak za czasów naszego dzieciństwa, zmieniły się tylko gadżety. Dla przykładu: gdy ja byłam nastolatką, część dzieci w czasie imprez siedziała gdzieś z boku, zagłębiając się w lekturę np. znalezionego na półce Podręcznika mechanika motocyklowego, co było odpowiednikiem dzisiejszego „bawienia się” komórką. Był to sygnał: „Jestem nieśmiały, czuję się tu niezręcznie, więc będę udawał, że mam o wiele bardziej pasjonujące zajęcie niż rozmowę z innymi”. Współcześnie najmłosi uznają media interaktywne (internet, telefony) za wbogacenie możliwości relacji z innymi. Na początku używają komórki mamy podczas podróży, zabawiając się jakąś grą, ale z czasem zaczynają korzystać z internetu chociażby po to, by komunikować się z ludźmi mającymi podobne zainteresowania. W przedszkolu i klasach początkowych szkoły szybko uczą się sprawnego korzystania z mediów. Mówi się wręcz o nich, że stają się „obywatelami cyfrowego świata”, podczas gdy my, dorośli, jesteśmy tam tylko gośćmi.
Zakaz to nie wszystko
Wielu rodziców czuje się z tym źle. Odnosimy wrażenie, że dzieci tak błyskawicznie opanowują nowe możliwości, jakie daje technologia, że my zawsze będziemy daleko za nimi. A zatem wprowadzamy zakaz: pół godziny w sieci dziennie i koniec. Jednak dzieci potrzebują naszej pomocy i przewodnictwa. Tak jak muszą się nauczyć dobrych manier, bezpiecznego pływania czy przechodzenia przez jezdnię, tak samo muszą nabyć dobrych manier i odpowiedzialności w odniesieniu do mediów. Przede wszystkich powinny korzystać z nich w sposób bezpieczny. Pewien ekspert od bezpieczeństwa dzieci w internecie opowiedział następującą historię. Podczas wykładu dla nauczycieli namawiał ich, by zachęcali uczniów do wykorzystywania nowych technologii w czasie odrabiania zadań domowych. Na przykład jeśli dzieciom zleci się w ramach zajęć domową uprawę fasolki, dodatkowo można nakazać im wykonanie dokumentacji fotograficznej tego zadania. Jedna z nauczycielek żachnęła się, opowiadając, że pewnego razu zadała uczniom właśnie taką pracę domową i okazało się to z jej strony błędem. Dzieci masowo przyniosły ten sam zestaw zdjęć rozwoju fasolki, ściągnięty z internetu. Nauczycielka poddała się, zamiast wykorzystać ten przykład do pewnego pouczenia. Mogła bowiem najpierw uprzytomnić uczniom, że plagiat szybko wychodzi na jaw, a później w kolejnych klasach dać polecenie, by zdjęcie ukazywało dziecko trzymające w ręku swoją uprawę. Ucieczka nie ma sensu.
Rady dla młodszych uczniów
Na początek uczmy dzieci dodawania zakładek do przeglądarki, tak by ich ulubione strony internetowe były dostępne za jednym kliknięciem i by nasze pociechy nie błądziły po dziwnych zakątkach internetu. W wyszukiwarkach włączmy opcję blokady treści pornograficznych i przemocowych. Można zaangażować do tego również starsze rodzeństwo. Pewne badania robione w Danii pokazały, że dzieci są wręcz bardziej restrykcyjne, jeśli chodzi o treści w mediach, niż dorośli. Nastolatków proszono o ocenę filmów – w jakim wieku powinny być dostępne do oglądania. Okazało się, że większość filmów, które dorośli oceniali jako „od lat 13”, nastolatki oceniały „od lat 15” lub nawet „od lat 18”! Oznacza to, że doświadczone w technologii starsze rodzeństwo poproszone o pomoc w ochronie bezpieczeństwa młodszego brata czy siostry w sieci może lepiej zabezpieczyć je niż dorosły. Małym dzieciom często się wydaje, że to, co widzą w internecie, jest jak bajka. Gram w jakąś grę, a po drugiej stronie są postacie z bajki. A przecież na przykład za postaciami w grze wieloosobowej on-line stoją żywi ludzie. Dlatego uczmy dzieci stosowania tych samych zasad w internecie co w bezpośrednim kontakcie: graj fair, zastanów się, zanim coś powiesz (napiszesz), wyrażaj się z szacunkiem itp.
Dzieci potrzebują też nauki zwykłego krytycznego myślenia, brania pod uwagę, że informacje znalezione w internecie trzeba sprawdzać. Jeśli korzystamy encyklopedii w wydaniu książkowym – przeszła ona przez recenzje naukowe – raczej można ufać informacjom tam znalezionym. Jeśli korzystamy z Wikipedii, musimy być świadomi, że jest to dzieło wolontariuszy i choć teoretycznie istnieje system weryfikacji informacji, tak naprawdę hasła mają kształt nadany przez najbardziej wytrwałych wikipedystów (którymi mogą być osoby zaangażowane w to ze względów ideologicznych). Możemy więc nauczyć najmłodszych weryfikowania informacji w różnych, niezależnych od siebie źródłach (nie tylko encyklopediach, ale w rozmowach ze specjalistami, a nawet znającymi się na danym temacie znajomymi). Natomiast w sytuacji „wpadki” uczmy postawy: „czego mnie to nauczyło”. Na przykład: Ania znalazła w internecie informację o sposobie ratowania przed zawałem za pomocą wywoływania sztucznego kaszlu. Gdy opowiedziała o tym na lekcji przyrody, dowiedziała się, że to rada co najmniej naciągana, a najprawdopodobniej niebezpieczna dla zdrowia. Nauczycielka poradziła, by takie informacje sprawdzać. Najprościej – na przykład na stronie atrapa.net. Tak powinno wyglądać dobre, edukacyjne wykorzystanie sytuacji niepowodzenia.
Gdy dziecko jest starsze
Internet daje często poczucie anonimowości i bezkarności. Może to powodować odreagowywanie napięć i frustracji z życia codziennego. Może być sposobem ucieczki od problemów. Zagłębiam się w świecie, gdzie mogę odgrywać kogoś zupełnie innego niż ten, kim jestem, uciec od siebie... Dlatego kluczowe w tym wieku jest uczenie dzieci zdrowych sposobów radzenia sobie ze stresem – takich jak rozmowa z zaufaną osobą, robienie przyjemnych rzeczy, uprawianie sportu itp.
Pamiętajmy też, że jest to okres definiowania swojej tożsamości, poszukiwania celu, sensu swojego życia, dookreślania „kim jestem”. Media mogą w tym pomóc. Dla przykładu – syn znajomych fascynuje się grupami rekonstrukcyjnymi zajmującymi się wczesnym średniowieczem. Mieszka w małym miasteczku i żadne z dzieci, z którymi chodzi do szkoły, nie podziela ani nie rozumie jego zainteresowań. Jednak dzięki internetowi ma wielu znajomych z całej Polski (i nie tylko), z którymi może co dzień rozmawiać, poszerzać swą wiedzę. Dzięki nagraniom z YouTube nauczył się samodzielnego szycia średniowiecznych strojów. To ogromna zaleta.
Bywają jednak grupy wymuszające zachowania destrukcyjne jak np. społeczności anorektyczek, udzielających sobie porad, jak oszukiwać rodziców odnośnie do jedzenia. Dlatego zachęcajmy nasze dzieci, by także same potrafiły zadać sobie pytanie dotyczące ich codziennych osobistych kontaktów: „Czy dzięki tym ludziom staję się lepszym człowiekiem?”. Kształtujmy też silny nawyk weryfikowania informacji znalezionych w internecie – czy to bezpieczne i zdrowe?
Trudno jest być strażnikiem bramy w świecie bez płotów, murów i ogrodzeń, jakim jest internet. Gimnazjaliści potrafią z reguły skutecznie dbać o swoją prywatność – w sensie ukrywania swoich działań przed rodzicami. Dlatego kluczowe jest dbanie o dobrą komunikację z dzieckiem, by nam ufało, by wiedziało, że z każdym problemem może do nas przyjść. Rozmawiajmy z nimi o tym, co je fascynuje, ale też co denerwuje. Starajmy się poznać ich zainteresowania. Nigdy nie wyśmiewajmy tego, z czego się nam zwierza. Badania pokazują, że nastolatkowie chcą, by rodzice się o nich troszczyli, doradzali im mądrze. W nieprawidłowe zachowania on-line angażują się albo z braku myślenia o długofalowych konsekwencjach, albo z poczucia braku kontaktu z rodzicami.