Logo Przewdonik Katolicki

Mieć takiego proboszcza...

Błażej Tobolski
Fot.

Zarzucono mu kiedyś: Ksiądz to by chciał ze wszystkich zrobić świętych. Tak, bo nic nieświętego nie wejdzie do królestwa Bożego! miał odpowiedzieć proboszcz z Poznania, ks. Aleksander Woźny, dziś kandydat na ołtarze.

Zarzucono mu kiedyś: „Ksiądz to by chciał ze wszystkich zrobić świętych”. – Tak, bo nic nieświętego nie wejdzie do królestwa Bożego!” – miał odpowiedzieć  proboszcz z Poznania, ks. Aleksander Woźny, dziś kandydat na ołtarze.

– Czasami, kiedy spowiadając się u niego, przedstawiło się w konfesjonale jakiś problem, ks. Woźny długo milczał. Początkowo sądziłam, że może mnie nie usłyszał albo zasnął. Teraz myślę, że może w tym czasie sam rozmawiał z Bogiem? Za chwilę jednak potrafił powiedzieć: „Spytaj Pana Jezusa”. I kiedy się rzeczywiście spytało, często różne, nieraz bardzo trudne sprawy znakomicie się rozwiązywały – wspomina Urszula Bielawna, dziś już starsza pani, dodając, że to jedna z najważniejszych dla niej rzeczy, które otrzymała od swojego proboszcza: nauczył ją rozmawiać z Panem Jezusem.

Powojenna historia parafii pw. św. Jana Kantego na poznańskim Grunwaldzie, w której wzrastała mieszkająca tam do dziś pani Urszula, nierozerwalnie złączona jest z postacią jej długoletniego proboszcza, ks. Aleksandra Woźnego, dziś kandydata na ołtarze. On też odcisnął do dziś niezatarte znamię na tej wspólnocie i na jej mieszkańcach oraz tych wszystkich, którzy przyjeżdżali tu z innych części miasta spowiadać się, słuchać jego kazań czy rekolekcji. – Mieliśmy świętego proboszcza – mówią ci, którzy pamiętają tego świątobliwego kapłana.

Bierzcie Ewangelię na serio!

W czasach kiedy nie było komórek i dyktafonów cyfrowych, a w Polsce panowała komunistyczna cenzura, ludzie robili sobie na kazaniach ks. Woźnego notatki lub nagrywali jego słowa na kasety magnetofonowe, a później spisywali i powielali. – Powstawały z tych nauk nawet takie małe książeczki, które także sam ks. Woźny rozdawał swoim penitentom w konfesjonale. To była taka nasza konspiracyjna prasa – mówi Urszula Bielawna, która już od lat zaangażowana jest w opracowywanie spuścizny po ks. Woźnym, zachowanej wśród wielu ludzi, i przygotowywanie jej do druku. – Co ciekawe, ks. Aleksander Woźny nie był żadnym wybitnym mówcą. Zapamiętałam nawet z domu jako dziecko taką reakcję dorosłych po niedzielnej Mszy św.: „Znów dzisiaj proboszcz ględził” – uśmiecha się pani Urszula. Po latach jednak, jak dodaje, przekonano się do niego. Mówił bowiem językiem prostym, a przez to zrozumiałym dla osób różnych profesji i stanów. – Na kazaniach nigdy nie podnosił głosu, mówił tak, jakby rozmawiał z człowiekiem. A był przy tym niestrudzonym głosicielem Słowa Bożego – podkreśla. Jego parafianie przyznają też, że do końca był wierny słowom, które napisał na swoim obrazku prymicyjnym: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. Sam ks. Woźny, który żył na co dzień Ewangelią i uczył tego swoich wiernych, zachęcał ich: „Bierzcie Ewangelię na serio!”.

Wypróbowałem to najpierw na sobie

Pierwsze profesjonalnie wydane książeczki z naukami tego charyzmatycznego kapłana zaczęły ukazywać się sporadycznie dopiero jakieś 20 lat po jego śmierci. Natomiast od 2004 r. wychodzą one już regularnie. – Z perspektywy czasu widzę, że kiedy trafiły do mnie te panie z tekstami ks. Woźnego, to tak jakby on sam przyszedł do mnie i zmusił do krytycznego spojrzenia na moje własne życie – wyznaje Tomasz Magowski, szef wydawnictwa Kontekst, które wydaje teksty ks. Woźnego, wyjaśniając, że książki te, czytane na różnych etapach wydawniczych, zrobiły na nim, jego rodzinie i pracownikach niesamowite wrażenie. – To bardzo różne nauki: dla mężczyzn, kobiet, osób często przyjmujących Komunię św., dla narzeczonych i małżonków. Ta ostatnia to, jak mówią młodzi, hardcorowa pozycja. Czasem nie są one łatwe do przyjęcia, ks. Woźny jest bowiem „czarno-biały”, a słuchając go, nie można być letnim, trzeba być albo zimnym, albo gorącym – zauważa. Jednak nie ma w tych naukach rzeczy niemożliwych, gdyż, jak twierdził często sam święty proboszcz: „Wszystko, czego od was wymagam, sam najpierw na sobie wypróbowałem”.

Oczekując na zgodę Watykanu

Obecnie trwają prace nad opracowaniem następnej części nauk ks. Woźnego z tzw. trzecich niedziel, przeznaczonych dla osób często komunikujących, na które podobno przybywali ludzie z całego Poznania, a także jego dziennika z czasów kleryckich. W Roku Wiary wydano też pozycję poświęconą postaci ks. Aleksandra Woźnego autorstwa ks. dr. Wojciecha Muellera, postulatora w przygotowywanym procesie beatyfikacyjnym tego świadka wiary. – Jednym z moich zadań, jako postulatora, jest przybliżanie na różne sposoby kandydata na ołtarze tak, aby kolejne pokolenia miały okazję zetknąć się z nim i z jego bardzo głębokim, życiowym nauczaniem. Sam zresztą jestem przykładem na to, że po latach może on zachwycić osoby, które wcześniej zupełnie go nie znały – zaznacza ks. Mueller, który jest również autorem pracy doktorskiej o koncepcji dziecięctwa duchowego stworzonej przez ks. Woźnego. Te wszystkie działania popularyzatorskie oraz zbieranie świadectw i wspomnień o tym kapłanie są szczególnie ważne teraz, kiedy archidiecezja poznańska oczekuje na zgodę z Watykanu na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. – Liczę, że odpowiedź otrzymamy może już w listopadzie, co pozwoli nam jeszcze w tym roku powołać cenzorów i komisję historyczną do zbadania życia ks. Woźnego oraz na rozpoczęcie procesu na szczeblu diecezjalnym. Wówczas będzie oficjalnie przysługiwał mu tytuł „sługa Boży” – tłumaczy postulator.

Od piątej rano

W parafii św. Jana Kantego ks. Mueller – jak zaznacza – na każdym kroku spotyka się z ludźmi, którzy wspominają ks. Woźnego, którym kiedyś pomógł, na których życie, także duchowe, wywarł jakiś wpływ. – Mam już ponad 70 świadectw o nim z różnych miejsc archidiecezji, a nawet Polski, pochodzących od osób z różnych środowisk i różnego stanu. Są one też zbieżne co do przekonania o świętości tego kapłana i posiadanych przez niego charyzmatów: daru spowiedzi, ojca duchownego czy nawet proroctwa. Bywało bowiem, że na przykład budził się w nocy i wychodził po to, aby wyspowiadać jakąś napotkaną wówczas osobę – opowiada.

W swoich naukach ks. Woźny przypominał niejednokrotnie o tym, by nie lekceważyć natchnień Bożych, którym sam był zresztą wierny. Uważał też, że z Panem Jezusem trzeba żyć codziennie, przyjmując Go również w Komunii św. – Tak też żył, nie troszcząc się zbytnio o siebie i swoje potrzeby. W poniemieckim baraku, w którym mieściły się po wojnie kościół i dom parafialny, zajmował mały pokoik, chyba tylko z łóżkiem i biurkiem, oddzielony od wspólnej jadalni zasłoną, bo nie było tam nawet drzwi – mówi Urszula Bielawna. Sam także otwierał kościół i to często już o 5 rano, żeby ludzie idący do pracy mogli wyspowiadać się i przyjąć rano Pana Jezusa. – W ciągu dnia natomiast najczęściej można było go spotkać w konfesjonale albo w pobliżu kościoła, który także osobiście zamykał wieczorem, nierzadko już po 11. Żartował zresztą, że jest tu tylko woźnym – wspomina pani Urszula.

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki