Logo Przewdonik Katolicki

Chrystus i miecz

kard. Gianfranco Ravasi
Fot.

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz (Mt 10, 34).

"Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz" (Mt 10, 34).

Jak to się dzieje, że mimo takiego zdania św. Paweł mówi o Chrystusie, że „jest naszym pokojem, On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość” (Ef 2, 14)? Przecież zaraz po wypowiedzeniu tych słów Jezus stwierdził równie ostro: „Przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową” (Mt 10, 35). Ale czyż nie ten sam Chrystus nakazał uczniowi zbyt pochopnie dobywającemu miecza przeciw słudze najwyższego kapłana w Getsemani: „Włóż miecz na swoje miejsce, bo wszyscy, którzy mieczem wojują, od miecza giną” (26, 51–52)?

Jest oczywiste, że oświadczenie zawarte w tzw. kazaniu misyjnym Jezusa, drugiej z pięciu wielkich mów włączonych do Ewangelii wg św. Mateusza, należy interpretować za pomocą klucza metaforycznego, a nie dosłownie. Ten drugi sposób doprowadziłby do jawnej sprzeczności z nieustającym przesłaniem Chrystusa, który zachęcał ucznia do nadstawienia drugiego policzka temu, który by go uderzył (zob. 5, 39). W tej samej perspektywie trzeba interpretować wydarzenie z Ostatniej Wieczerzy, przytoczone przez Łukasza, kiedy niespodziewanie Chrystus prosi swych uczniów o sprzedanie płaszcza i zakupienie miecza. Jego zamiarem było wówczas postawienie ich w stan czujności: imperium ciemności triumfuje, nie można pozostać biernym, trzeba koniecznie zacząć walkę ze złem.

Jednak już tego samego wieczoru okazało się, że nie został zrozumiany. Nagle znaleźli się uczniowie, którzy oznajmili: „Panie, tu są dwa miecze”. Rzeczywiście bowiem, jak zaświadcza żydowski historyk na usługach Rzymu, Józef Flawiusz, żyjący w czasach św. Pawła, w niektórych regionach Palestyny i z okazji świąt Paschy, kiedy do Jerozolimy ściągały tłumy ludzi, wolno było nosić broń dla obrony osobistej (zob. Dawne dzieje Izraela, XIV, 4, 2; XVIII, 9, 2). Jezus zareagował na postawę swych uczniów gorzkim i smutnym „Wystarczy” (Łk 22, 35–38).

Jakie jest więc prawdziwe znaczenie miecza dla Chrystusa? Odpowiedź jest prosta: opowiedzenie się za Ewangelią wymaga zaangażowania całego życia. Kapitalnie wyjaśnia to starzec Symeon mówiący o trzymanym w ramionach nowo narodzonym Jezusie: „znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34). Jego obecność w świecie nie będzie obojętna i bezbarwna, Jego słowo będzie „skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha” (Hbr 4, 12), ze spotkania z Nim nie będzie można wyjść nietkniętym, Jego oferta moralna będzie bardzo wymagająca i podważy wiele prywatnych interesów.

Jest wiele passusów ewangelicznych, które podkreślają metaforyczne, co nie oznacza, że niegroźne, znaczenie obrazu miecza zastosowanego przez Jezusa. Bardzo sugestywne jest również przedstawienie Chrystusa na początku Apokalipsy, gdzie czytamy, że „z Jego ust wychodził miecz obosieczny, ostry” (1, 16), co jest nawiązaniem do izajaszowych słów, że „tchnieniem swoich warg [Mesjasz] uśmierci bezbożnika” (11, 4), unicestwiając zło. Właśnie dlatego w symbolicznym opisie uzbrojenia chrześcijanina opisanego w Liście do Efezjan (6, 11-17) także występuje „miecz Ducha, to jest słowo Boże” (6, 17).

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Grzegorz
    07.10.2016 r., godz. 14:53

    http://www.pch24.pl/kardynal-gianfranco-ravasi-pisze-do-drogich-braci-masonow-,41279,i.html...troche o autorze kard. Gianfranco Ravasi.

    Przestaje mnie dziwic ze eksponuje sie nadstawianie drugiego policzka a miecz traktuje sie jako alegorie Slowa Bozego. Czesciowa zgoda, nikt nie nawoluje do mordowania niewiernych bo Chrystus nigdy tego nie robil. Chodzi o to ze ten alegoryczny miecz Slowa Bozego pozostaje w naszych czasach gleboko schowany w imie wolnosci religijnej, rownouprawnienia, ekumenizmu, dialogu (wolnosc, rownosc i braterstwo...znajome?) Jesli sie go juz wyciaga to jest zardzewialy i raczej nikogo nie nawroci, natomiast dba sie bardzo o czyjs komfort utwierdzajac go na drodze do potepienia, postepujac wprost przeciw logice milosierdzia ktore polega na robieniu wszystkiego by czlowieka od niego uratowac. To generalnie i niestety dotyczy wyzszej hierarchi duchownej (jak widac do kardynalow wlacznie!) wiec nie dziwmy sie ze jako katolicy jestesmy zagubieni i rozciapciani...

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki