W imieniu Redakcji „Przewodnika” i wszystkich naszych Czytelników raz jeszcze gratulujemy Księdzu nominacji biskupiej i cieszymy się, że będzie Ksiądz prowadził nas w drodze do Boga. Będziemy też wdzięczni za kilka wskazówek, na co powinniśmy na niej zwrócić uwagę?
− Myślę, że fundamentalną sprawą jest pogłębianie życia przenikniętego wiarą wśród dorosłych chrześcijan. Jeżeli bowiem my, dorośli, sami będziemy bardziej żyli wyznawaną wiarą, to wszelkie podejmowane przez nas działania duszpasterskie, ewangelizacyjne związane z dziećmi, młodzieżą czy z wychodzeniem ku ludziom, którzy gdzieś się pogubili czy są wręcz niewierzący, będą zdecydowanie bardziej owocne. Żyjąc blisko Pana Jezusa, będziemy promieniowali naszą wiarą i przyciągali do Niego innych. Chodzi o to, żeby ludzie patrząc na nas, zastanawiali się: czemu oni są tacy szczęśliwi?
Do tej pory, przez wiele lat, sprawował Ksiądz funkcję ojca duchownego w naszym poznańskim seminarium. Proszę nam wyjaśnić, na czym ona polega?
− Zacznę może od przypomnienia, że formacja w seminarium dokonuje się na czterech poziomach. Pierwszy z nich to formacja w wymiarze ludzkim. Zależy nam na tym, aby kleryk był dobrym i dojrzałym człowiekiem, tylko wtedy bowiem będzie dobrym kapłanem. Z kolei formacja duchowa polega na budowaniu jego relacji z Bogiem. Podczas studiów teologicznych dokonuje się natomiast formacja intelektualna, dzięki której przyszły kapłan głębiej rozumie prawdy wiary i może je lepiej przekazywać innym. Ostatnim z obszarów formacji seminaryjnej jest formacja duszpasterska, czyli kształtowanie kandydata do święceń tak, aby potrafił on angażować się w konkretne dzieła duszpasterskie Kościoła.
Moja rola polegała na wspieraniu kandydatów do kapłaństwa w formacji ludzkiej oraz na towarzyszeniu im w rozwoju ich relacji z Bogiem, czyli rozwoju życia duchowego. Ojciec duchowny jest jednak zawsze tylko towarzyszem na tej drodze. On może wspierać, umacniać, pokazywać dobry kierunek, a nawet, jeśli trzeba, korygować, ale to, co najistotniejsze dokonuje się zawsze w konkretnym człowieku i zależy od jego osobistych decyzji i wyborów.
A jak zrodziło się Księdza powołanie?
− Moja droga do kapłaństwa była dość zwyczajna, myślę, że taka, jak u większości księży. Byłem ministrantem, a kiedy służyłem Bogu przy ołtarzu, siłą rzeczy w moim sercu rodziły się pytania o to, czy przypadkiem i mnie Bóg nie zaprasza do swojej służby. Dużo się też modliłem, szczególnie chodząc na pielgrzymki do Częstochowy. Pamiętam, że kiedy trzeba było się już definitywnie określić, co zamierzam dalej robić w życiu, wówczas ofiarowałem właśnie pielgrzymkę oraz związany z nią trud i wszystkie moje modlitwy w tej intencji. Owocem tego było wewnętrzne przekonanie, by podjąć właśnie tę drogę. Potem prosiłem też o odwagę, żeby Bogu odpowiedzieć na Jego wezwanie.
Spodziewam się, że po tylu latach pracy w seminarium, sprawa powołań będzie jednym z priorytetów w Księdza posłudze biskupiej.
− Kwestia powołań jest niezwykle ważna nie tylko dla biskupa, ale także dla każdego kapłana i każdego świeckiego, zwłaszcza dla rodziców. To nasza wspólna sprawa. Wszyscy bowiem w Kościele potrzebujemy nie tylko kapłanów pełniących wśród nas posługę duszpasterską, ale też osób konsekrowanych, które będą dla nas znakiem życia oddanego Bogu, a także misjonarzy, którzy poświęcą się głoszeniu Chrystusa ludziom w różnych zakątkach świata. Troska o powołania dotyczy nas wszystkich.
Wspomniał Ksiądz o rodzicach. Co chciałby Ksiądz przekazać, jako doświadczony ojciec duchowny, matkom i ojcom osób, które słyszą głos Bożego powołania?
− Chciałbym ich prosić, aby uszanowali, w imię miłości, wybory swoich dzieci. Żeby pozwolili im rozeznawać drogę życiową i nie przekreślali możliwości tego, że Bóg zaprasza ich dzieci. Wprost przeciwnie, żeby sobie to cenili. A jeśli mają inne plany wobec dzieci, aby modlili się o to, by umieć uszanować i przyjąć rozeznanie i decyzję syna czy córki. Mam doświadczenie spotkań z wieloma osobami, które chciały podjąć drogę Bożej służby, a zostały niestety skutecznie jakby „zablokowane” przez rodziców. Nie zdecydowały się one pójść drogą powołania, bo nie miały odwagi sprzeciwić się opinii rodziców.
A co w takim razie doradziłby Ksiądz młodym ludziom rozeznającym swoją drogę życiową?
− Po pierwsze, chciałbym im podpowiedzieć, żeby nie bali się stawiać sobie pytań o powołanie, czyli o to, do czego zaprasza mnie Bóg. Bardzo trudną, dramatyczną wręcz sytuacją jest to, kiedy ktoś w ogóle nie stawia sobie takich pytań, albo je z góry neguje. Trzeba się spróbować zmierzyć z takim pytaniem. Myślę, że warto mieć tutaj jakiegoś towarzysza – stałego spowiednika czy kierownika duchowego, samemu jest bowiem czasami bardzo trudno rozeznać. Trzeba być również odważnym. Jeśli rozeznajemy, że Bóg nas zaprasza, że to jest właśnie nasza droga, to warto modlić się o odwagę, żeby po prostu nie stchórzyć i podjąć to zaproszenie.
Z jakimi słowami chciałby się Ksiądz natomiast zwrócić do wszystkich archidiecezjan?
− Chciałbym zaprosić wszystkich do modlitwy o ducha gorliwości, o autentyczność naszej wiary. Prośmy Jezusa, aby zsyłał nam Ducha Świętego, by On dotykał naszych serc i pobudzał je tak, byśmy chcieli żyć Ewangelią. Módlmy się również o odwagę mówienia o Chrystusie innym, ale też świadczenia o Nim własnym życiem. Mam też świadomość, jak ważna jest nowa ewangelizacja. Musimy bowiem ciągle szukać sposobów na dotarcie do wielu osób, które jeszcze nie słyszały o Jezusie, albo które już zobojętniały na Niego. Jednak abyśmy mogli iść do nich z Ewangelią, najpierw my sami musimy mocno i klarownie nią żyć. Potrzeba nam zarówno modlitwy, jak i konkretnych działań.