Recepta może być taka: sentymentalne wspomnienia sprzed co najmniej dwudziestu lat. Wspólne śpiewanie dawnych przebojów i poczucie wspólnoty w opolskim amfiteatrze. Niestety, współczesne aranżacje za każdym razem okazują się porażką. Inna recepta: dać widzom tego, czego chcą, poziom artystyczny obojętny. Niech błyskają się kolorowe reflektory, suknie wykonawczyń i coraz słabsze dowcipy prowadzących. Obie recepty wprowadzane są w życie od kilku lat na zasadzie: dla każdego coś dobrego. Lud cieszy się z Dody, starsze pokolenie po raz setny ze wzruszeniem słucha przebojów Maryli Rodowicz. Niestety to nie działa. Na liczącym pół wieku festiwalu zależy tylko telewizji, reklamodawcom i kilkorgu wykonawcom, którzy występując jako gwiazdy nieźle zarabiają. Debiutanci, dla których ten festiwal w ogóle powstał, po jednym występie nadal pozostają anonimowi.
Od Demarczyk do Dody
Przygotowując się do napisania tego artykułu, przeglądałam razem z kilkoma znajomymi piosenki śpiewane w Opolu od początku istnienia festiwalu. Przeglądaliśmy rok po roku. Niezależnie od wieku, wszyscy potrafiliśmy zanucić znakomitą większość piosenek królujących w Opolu przynajmniej do połowy lat 70. Niektórych z nas nie było jeszcze na świecie, gdy Wojciech Młynarski otrzymał nagrodę Ministerstwa Kultury i Sztuki za piosenkę Jesteśmy na wczasach, Katarzyna Sobczyk i Niebiesko-Czarni otrzymali nagrodę za O mnie się nie martw a Czesława Niemena nagrodzono za Dziwny jest ten świat. Laureatką pierwszego Opola była Ewa Demarczyk, rok później 56 tysięcy osób usłyszało aż 597 piosenek! Umiemy zanucić Korowód Maraka Grechuty, Zegarmistrza światła Tadeusza Woźniaka czy Medytacje wiejskiego listonosza Skaldów. Nie są nam obce nazwiska laureatów: Kasia Sobczyk, Czerwone Gitary, Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Skaldowie, Iga Cembrzyńska, Czesław Niemen, Wojciech Młynarski, no i rzecz jasna Maryla Rodowicz. Oczywiście wśród prawdziwej sztuki zawsze znalazły się piosenki infantylne w stylu Biedroneczki są w kropeczki Kasi Sobczyk czy Rosiewicza Zenek blues. Ale generalnie pierwsza dekada Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu była niezwykle udana. Potem nadszedł czas Zbigniewa Wodeckiego, Ireny Santor, Alicji Majewskiej, Zdzisławy Sośnickiej. Z ich przebojami jest już trochę gorzej, właściwie ich nie pamiętamy, mimo że występowali jako gwiazdy. Później było już coraz gorzej, bo zamiast osobowości, talentu i klasy tej miary co Demarczyk, Niemen czy Grechuta otrzymaliśmy jako głównych i najważniejszych wykonawców zespół Ich Troje i Dodę. Taki rozwój wypadków zapowiadał już sukces zespołu Bolter z piosenką Daj mi tę noc z 1985 r. Zespół Michała Wiśniewskiego w 2002 r. okrzyknięto w Opolu zespołem roku, a ich płytę uznano za wydarzenie muzyczne roku. Sześć lat później dziennikarze muzyczni nagrodzili Dodę. Od wielu lat nazwiska debiutantów, którzy otrzymują nagrody, kompletnie nic nam nie mówią. Poziom spadł drastycznie, od kiedy zrezygnowano z jury, które czasem było tak surowe, że nie przyznawało pierwszych nagród. Teraz o tym, kto wystąpi w Opolu, decydują telewidzowie w plebiscycie SuperJedynki. O tym, że telewizja publiczna już dawno zrezygnowała z kulturotwórczej misji, wiadomo nie od dziś. Festiwal w Opolu jest jednym z dowodów na to, że gusty kształtują media, które chcą się podlizać masom oraz zwiększyć oglądalność, a tym samym napływ reklamodawców. Podają więc na tacy to, czego masy pragną. Podczas jubileuszowej edycji nagrody zbierze zespół Enej – nie ma się co dziwić, oglądalność tej grupy na kanale YouTube sięga kilku milionów odtworzeń. A że to kicz nad kicze – tym bardziej, przecież te kilka milionów to pewni widzowie transmisji telewizyjnej!
Dawno, dawno temu…
A początki były zupełnie inne. Dwaj dziennikarze Programu Trzeciego Polskiego Radia, Jerzy Grygolunas i Mateusz Święcicki, doszli do wniosku, że za mało czasu na antenie poświęca się polskim twórcom debiutującym. Gdzie zresztą mieliby debiutować? Opole ze swoim amfiteatrem na ukończeniu był dla Grygolunasa miejscem idealnym. Po raz pierwszy festiwal odbył się w czerwcu 1963 r., a nagrody otrzymali: Ewa Demarczyk, Bohdan Łazuka, Jarosław Abramow i Agnieszka Osiecka. Rok później Jerzy Waldorff powiedział ze sceny: „Muszę powiedzieć jako muzyk i jako krytyk, że dawno nie miałem do czynienia z audytorium, które by reagowało na muzykę tak trafnie, tak celnie, z takim smakiem i jednocześnie z taką kulturą, jak Opole. Wszystko to plus miasto, które samo jest jak jedna piosenka, nakłania do tego, abym przede wszystkim namawiał wszystkich, kto mnie tylko słyszy, do wspólnego wysiłku o to, żeby Opole było stale miejscem festiwalu, corocznym miejscem festiwalu. Każde miasto ma jakiś tytuł, który zazwyczaj dodaje się do samej nazwy, by je scharakteryzować. Chciałbym, aby Opole miało tytuł Opole – stolica piosenki polskiej”. Debiuty i premiery były najważniejszym punktem festiwalowym. W tamtych czasach transmisje telewizyjne „Opola” gromadziły całą Polskę przed odbiornikami – te trzy dni były świętem, zupełnie jak olimpiady czy mundiale. Ale wkrótce telewizja stała się jedynym i najistotniejszym arbitrem i wielu krytyków z roku na rok pogarszającego się poziomu festiwalu upatrywało winę właśnie w telewizji, która dobierała artystów według własnych wizji. Oczywiście bez pieniędzy pochodzących z Woronicza niewiele udałoby się zrobić. W 2000 roku po raz pierwszy rozdano „SuperJedynki”, nagrody, o których decydowali już nie jurorzy, ale widzowie. Dawniej młodzi artyści wysyłali nagrania, potem odbywały się przesłuchania oceniane przez zawodowców, którzy wyłaniali konkursową dziesiątkę. Ostatnio nikomu już nie zależy na artystycznym poziomie tylko na liczbie SMS-ów wysłanych przez widzów – na tej podstawie wyłania się laureatów.
Jubileusz, czyli znów to samo
Ostatnie lata przyniosły wiele żałosnych występów. Przypomnijmy tylko rok 2009 i rozkaz z Woronicza o występach z półplaybacku. Rok później zrezygnowano z najstarszego konkursu dla zawodowców – „Premier” – bo po co lansować piosenki, jeśli jest już jesień. Festiwal wówczas odbywał się we wrześniu z powodu katastrofy smoleńskiej i organizatorzy stwierdzili, że przeboje opłacają się tylko latem. Wieczór z serialowymi aktorami, którym kazano śpiewać, żenujące żarty kabaretów i koncert piosenek z „Kabaretu Starszych Panów” – chałtura, bo zaproszonym chyba zupełnie przypadkowo (a raczej pewnie nieprzypadkowo) piosenkarzom nawet nie chciało się nauczyć tekstów. Pięćdziesiąta edycja to teoretycznie doskonały moment na kolosalną przemianę, poprawę wizerunku. Niestety, nie ma co liczyć na SuperJedynki – gust mas nigdy nie będzie dobry. Królową polskiej piosenki i gwiazdą półwiecznego Opola będzie wieczna Maryla Rodowicz – żadna to niespodzianka. Zaśpiewa to co zwykle, a resztę jej repertuaru dośpiewają debiutanci, których wyłoniła sama artystka. O poziom Kabaretonu już się boję – panowie z Paranienormalnych straszą nie tylko w publicznej telewizji, ale i w towarzystwie innych w Opolu. Niestety poziom polskiego kabaretu sprawia, że czerwienię się ze wstydu, zamiast zdrowo się pośmiać. Dlaczego wciąż Neo-Nówka? Gdzie jest Mumio? A jako najciekawsze wydarzenie jubileuszowej edycji festiwalu zapowiadany jest koncert zatytułowany „Opole! Kocham Cię! – Gala Jubileuszowa”. Podczas koncertu – a jakże – odgrzewane kotlety. Taki koncert wymyśliłby każdy: zaprosić jak najwięcej wykonawców, którzy kiedykolwiek cokolwiek zdobyli w Opolu i niech zaśpiewają raz jeszcze! I znów: Maryla Rodowicz, Alicja Majewska, Krystyna Prońko, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodecki, Halina Frąckowiak, Jerzy Połomski, Ryszard Rynkowski, Ewa Bem, Stan Borys i trochę „młodzieży” czyli Kasia Kowalska, Natalia Kukulska, Patrycja Markowska, Halina Mlynkova.
A może to jest tak, że prawdziwych artystów występ w Opolu wcale nie interesuje? Może ta festiwalowa formuła jest już przestarzała i właściwie nie wiadomo, co w niej miałoby się mieścić? Każda stacja telewizyjna ma swoje festiwale a przede wszystkim ma środki finansowe – telewizja publiczna na tym polu przegrywa ze stacjami prywatnymi. Gdyby może postawiła właśnie na poziom artystyczny, byłoby nieco inaczej. Bo na widzów w roli jurorów nie ma co liczyć, a słuchając nagrodzonych w tym roku utworów nawet nie mam na to nadziei.